Głównym celem przyjazdu do wietnamskiego Hoi An jest jego stara dzielnica – plątanina urokliwych uliczek z żółtawymi domami, rodowymi świątyniami, chińskimi pagodami, domami zgromadzeń i starym drewnianym japońskim mostem. Miasto, które miało być niegdyś wyburzone, dziś jest pod ścisłą ochroną. Także policji. Jest tu ponoć ok. 7 tys. funkcjonariuszy tajnej policji wmieszanych w tłum turystów. Przewodniki polecają to miejsce jako najpiękniejsze miasto Indochin i nie ma w tym przesady.

Okazuje się, że nie brak tu polskich akcentów. Na jednej z uliczek Hoi An jest bar Yellow Bird z… zapiekankami i pierogami. Czasem nad ladą suszą się szynki i kiełbasy. Współwłaścicielem tego miejsca jest warszawiak Piotrek. Jeszcze nie tak dawno prowadził bardzo znaną restaurację na warszawskiej Pradze, ale wciąż go gdzieś gnało.

 – W tym momencie jestem jedynym Polakiem, który mieszka w Hoi An na stałe. Robię wędliny dla europejskich hoteli i ambasad. Dziś mieszkam tu, poznaję Wietnam, jutro będę może gdzie indziej – opowiada o sobie.

Poznajcie Piotrka! Zaglądamy do jego  baru:


Więcej o Wietnamie przeczytacie w styczniowym numerze Travelera.

Michał Cessanis