Spędzasz wakacje w Portugalii i dostajesz zaproszenie na bezpłatną prezentację superoferty wakacyjnej. Jeśli przyjdziesz, możesz wygrać cenne nagrody! Spotkanie trwa cztery–pięć godzin, przedstawiona propozycja brzmi niezwykle atrakcyjnie: za stosunkowo niewielkie pieniądze (np. 30 proc. ceny rynkowej) przez 25 lat przez tydzień w roku możesz być właścicielem apartamentu w słonecznym kurorcie. Warunek? Umowę musisz podpisać w ciągu dnia.

Tak zazwyczaj wygląda wabienie klienta przez nieuczciwych oferentów tzw. umów timesharingowych. – Zrelaksowanego urlopowicza łatwo zwerbować, bo w trakcie wakacji nasza czujność jest osłabiona. Do tego dochodzi zalewanie morzem socjotechnicznych sztuczek – mówi Alicja Tatarczuk-Nowik z Europejskiego Centrum Konsumenckiego. – Mieliśmy przypadek małżeństwa 65-latków, które podpisało umowę na 70 lat, oczywiście nie mając świadomości, że w dokumencie był taki zapis – dodaje.

Czy to oznacza, że każda tego typu umowa jest oszustwem? Nic podobnego! Według danych Resort Development Organisation, stowarzyszenia branży hotelarskiej, co roku z tego typu ofert korzysta prawie 7 mln osób, z czego w Europie 1,5 mln. Także w Polsce timesharing robi się coraz bardziej popularny.  W największym skrócie polega on na nabyciu za odpowiednią opłatą prawa do korzystania z konkretnego apartamentu (np. nr 115 w hotelu X na Teneryfie) w konkretnym okresie roku (np. pierwszy tydzień czerwca). Umowę zawiera się na dłużej niż 12 miesięcy, często na wiele lat. I właśnie dlatego należy ją dobrze przemyśleć. Warto przekalkulować nawet najdrobniejsze koszty, np. co zrobimy w sytuacji, gdy z powodu choroby nie będziemy w stanie dotrzeć na wakacje. Nie zmienia to faktu, że timesharing może być dobrą opcją dla osób, które chcą co roku spędzać wakacje w tym samym, ulubionym miejscu.

Inną coraz bardziej popularną usługą jest przynależność do tzw. klubu wakacyjnego. Warunkiem jest podpisanie tzw. umowy o długoterminowym produkcie wakacyjnym. Na jej podstawie, za odpowiednią kwotę, przez wiele lat otrzymujemy duże zniżki (np. 30 proc.) i rabaty na zakwaterowanie. Przykład? W każdym sezonie letnim możemy wynająć jakiś apartament na Teneryfie za pół ceny. Problem w tym, że umowy są nieraz tak skomplikowane, że klienci nie wiedzą dokładnie, co obejmuje podpisany dokument. Że np. gwarantuje on jedynie prawo do zniżek, a nie do korzystania z konkretnego apartamentu.

Duża liczba skarg na tego typu umowy spowodowała, że  Unia Europejska wprowadziła nowe przepisy dot. timesharingu i klubów wakacyjnych. Są one o wiele bardziej korzystne dla klientów. Każdy, kto zawarł umowę tego typu lub dopiero rozważa jej podpisanie, może też się zgłosić do Europejskiego Centrum Konsumenckiego w Polsce po bezpłatną pomoc prawną. ECK pomaga również w dochodzeniu swoich praw od zagranicznych przedsiębiorców, którzy naszym zdaniem są nieuczciwi.

W 2012 roku znowelizowano unijne przepisy dotyczące timesharingu i tzw. klubów wakacyjnych:   

Przedsiębiorca jest zobowiązany do przedstawienia oferty na zestandaryzowanych formularzach (do tej pory klientów kuszono kolorowymi prospektami).

Klient ma 14 dni na odstąpienie od umowy.

Uczestnik timesharingu ma prawo odsprzedać lub wymienić swoje prawa do udziału w tej usłudze – w dowolnym momencie obowiązywania umowy (np. po kilku latach).

Uczestnik tzw. klubu wakacyjnego będzie mógł wypowiedzieć umowę w trakcie jej obowiązywania i nie poniesie z tego tytułu żadnych kosztów.

Umowa timesharingowa musi być sporządzona w języku  konsumenta (np. po polsku).