Szkoci najlepiej wiedzą, co obrzydliwe. Ich ulubionym sposobem przygotowywania potraw jest maczanie ich w płynnej panierce i smażenie w głębokim oleju. W tej samej fryturze Szkoci potrafią po kolei przyrządzić ryby, frytki, pizzę, gotowane jajko, a nawet batonika mars (oczywiście wcześniej zanurzonego w panierce). I najbardziej zdumiewające jest to, że wszystko da się zjeść! Albo haggis – gorąca, kleista mieszanka podrobów (przełyku, płuc, wątroby i serca), mąki owsianej i cebuli. Nadzienie gotuje się w baranim żołądku. Dla większości świata jest nie do przełknięcia (mnie akurat smakowało, przypominało naszą kaszankę). Można nawet dostać lody o smaku haggisu, ale to już deser dla kulinarnych zboczeńców.

Z przyjaciółmi zaczęłam przypominać sobie najdziwniejsze dania zjedzone w Europie. Uzbierała się całkiem pokaźna lista.

Pierwsze były podroby. I Włosi, którzy  nie są wcale tacy święci, jak by się wydawało, i pośród swoich niewinnych past przemycają prawdziwe okropieństwa. Kultową rzymską potrawą jest ogon wołowy. Wygląda jak typowa „sztuka mięsa” z kością w środku, tyle że polana jest sosem pomidorowym. Całkiem niezłe! Ciekawym daniem jest finanziera z Piemontu, czyli ładnie rzecz nazywając, gulasz z różnych części koguta, np. jego grzebienia, jąder, oraz grasicy cielęcej,  wątróbki drobiowej i cielęciny duszonych w czerwonym winie. Na talerzu wygląda jak brązowa breja. To jeszcze nic! Słyszałam, że jest we Włoszech potrawa z pieczonych wróbelków, z których farsz wysysa się przez ich odbyt.  

Ryby. Wszyscy wiemy, że świeże są pyszne. Ale kiedy się psują, ich aromat nie zraża jedynie dzielnych Skandynawów. Rarytasem jest dla nich  surströmming, czyli śledź przechowywany przez kilka miesięcy w drewnianych beczkach, aż do sfermento- wania. Następnie zamykany jest w puszkach, które puchną pod wpływem zbierającego się wewnątrz gazu. Szwedzi potrafią otworzyć je w taki sposób, żeby nikogo nie zabić. Robią to, wkładając puszkę pod wodę. Przyjaciółka, która ma rodzinę w Szwecji i próbowała surströmming, opisuje smak jako… bardzo delikatny i przyjemny, jednak talerze, na których jest podawany, natychmiast wędrują do zmywarki. Jak ci Szwedzi się potem całują?  

Hitem kulinarnym wśród moich przyjaciół okazał się hamburski labskaus. Potrawa przypomina raz już przetrawiony miks gotowanego mielonego mięsa wołowego i wieprzowego, ziemniaków oraz filetów śledziowych, udekorowaną dodatkowo kiszonym ogórkiem, burakiem oraz sadzonym jajkiem. Zabawne jest to, że w wolnym tłumaczeniu labskaus znaczy tyle, co „do delektowania się”.

Mniej kaloryczny, jednak myślę, że równie pożywny, może być plaster sera casu marzu, specjału z Sardynii. Wyglądający zupełnie zwyczajnie ser z mleka owczego typu pecorino swoją tajemnicę kryje w środku. Nadziany jest żywymi larwami, które zjada się razem z serem. Mniam! 

Aneta Kolaszewska