Zwyczajowo, w mniejszym lub większym towarzystwie, odwiedza się kilka barów, a w każdym z nich na stojąco zalicza kieliszek wina i tapę, w której specjalizuje się dany lokal. Na ladzie często wystawione są talerze z daniami i jeśli nie zna się języka, można po prostu wskazać palcem. Zamawiamy „una tapa” lub „un racion”, czyli większą porcję, w zależności od tego, jak liczna jest grupa i czy jesteśmy bardzo głodni. Z pewnością warto spróbować „jamon serrano”  – suszonej szynki, która krojona jest ze świńskiej nogi dekorującej każdy szanujący się bar. Rodzajów szynki zresztą jest bardzo wiele. Różnią się smakiem (w zależności od tego, czym były karmione świnie), pochodzą z różnych regionów, no i cenę mają różną. Najsmaczniejsze iberyjskie świnie są małe i czarne, biegają luzem i odżywiają się żołędziami dębów korkowych. Prawdziwym rarytasem jest „pata negra” – czarne kopyto – królowa szynek, dojrzewająca co najmniej przez trzy lata. Warto do niej zamówić „pan con tomate”, z którego słynie Katalonia – proste, cudowne danie składające się ze stostowanego chleba natartego czosnkiem i pomidorem. Jeśli ktoś nie jada mięsa, ma do dyspozycji: „queso manchego” – ser owczy pochodzący z La Manczy, podawany w całej niemal Hiszpanii, ziemniaczaną sałatkę „alioli”, z trudnym do wykonania sosem z czosnku i oliwy z oliwek (można go zastąpić czosnkowym majonezem), „boquerones en vinagre” rodzaj sardeli w occie.

W zasadzie wszędzie można zamówić hiszpańską tortillę – ziemniaczany omlet, który jest chyba najbardziej popularnym daniem w kraju. Jako tapas występuje w postaci małego klinka podawanego na zimno. Smakoszom pole-ciłabym jednak „mariscos” – owoce morza – których różnorodność jest tutaj imponująca. Najbardziej banalne „calamares a la romana” – kalmary na sposób rzymski – czyli smażone w panierce na głębokim tłuszczu, to czysta poezja. Nieco podobne w smaku są „chipirones fritos”  – usmażone na chrupiąco malutkie sepie obficie skropione cytryną. Warto skusić się na „gambas al pil-pil”, czyli krewetki z rusztu w sosie czosnkowym, no i koniecznie spróbować „pulpo a la gallega” – galicyjskiego przysmaku w postaci gotowanej ośmiornicy pokrojonej w okrągłe i mięciutkie plastry, posypanej grubą solą i papryką, podawanej na drewnianej desce. Moje ulubione! Do popicia obowiązkowo lokalne wina lub piwo nalewane do niewielkiej szklaneczki zwanej „cańa”. W Katalonii nie wolno nie zamówić sobie kieliszka „cavy” – hiszpańskiego szampana, który najlepiej degustować w jednym z barcelońskich „xampanyerias”, barów specjalizujących się w winie z bąbelkami. Na południu łatwo przyjdzie nam rozsmakowanie się w sherry z Jerez de la Frontera – czy to będzie lekkie  „fino”, czy cięższe „oloroso”, warto je czymś małym zakąsić. Una tapa por favor.