Jak dzieciństwo przygotowało cię do życia fotografa?
Nie mieliśmy radia, telewizora ani telefonu. Całe moje życie toczyło się na świeżym powietrzu. W wieku siedmiu lat czekanem wyrąbałem przeręblę w lodzie, chcąc złowić golca. Dobrze się bawiłem, jednocześnie ucząc się przetrwania w tych warunkach. Byłem dziwnym dzieckiem. Na przykład siadałem i obserwowałem 12-metrowy przypływ wpadający do przystani oraz cienie burzy sunące po lodzie. Nawet teraz lubię wspiąć się na górę i podziwiać przyrodę dopóty, dopóki mogę znieść zimno. Jak zacząłeś nurkować pod lodem?
Jako dziecko patrzyłem w krystaliczną wodę i widziałem białuchy pływające pod naszą łódką. Wyobrażałem sobie, jak by to było znaleźć się w ich świecie. Podczas studiów nauczyłem się nurkować i osiągnąwszy wysoki stopień zaawansowania, wślizgnąłem się pod lód. Znalazłem tam sieć życia piękniejszą i bardziej zawiłą, niż przewidywałem. Jak połączyłeś fascynację przyrodą z fotografią?
Kiedy miałem 26 lat, wynająłem mały samolot i zaopatrzywszy się w 270 kg jedzenia, poleciałem na pustkowia Terytoriów Północno-Zachodnich. Spędziłem trzy miesiące zupełnie sam, fotografując. Pewnej nocy obudziłem się i wyszedłem nagi z namiotu za potrzebą. W tym momencie przez obóz przeszło stado karibu. Biegłem przez tundrę, mając na sobie jedynie gumowe kalosze, aż do momentu, kiedy karibu zostały zatrzymane przez ogromną chmarę komarów. Mogłem się wtedy ubrać i resztę nocy robiłem zdjęcia. Ta wyprawa uświadomiła mi, że poradzę sobie w roli fotografa. Jaka była najniebezpieczniejsza sytuacja, której musiałeś stawić czoło?
Fotografowałem pod lodem morsy, bardziej nieprzewidywalne niż białe niedźwiedzie. Nagle automat oddechowy się wyłączył. Wiedziałem, że bez niego nie dopłynę do przerębli, przeszło mi przez myśl, że to koniec. Na szczęście urządzenie podjęło pracę. Jak radzisz sobie z ekstremalnym zimnem pod lodem?
Jem surowe mięso fok – to nim żywią się niedźwiedzie polarne. Ma intensywny smak, jak wątróbka wołowa zanurzona w oleju, i sprawia, że czujesz w żołądku palący ogień.