Smażenie brzucha na plaży to jedna z najpopularniejszych rozrywek na Jukatanie. Dziękuję, nie skorzystam. Jadę pod prąd, na sam środek półwyspu. Tam, w środku dżungli, czekają na mnie cenoty, system podwodnych rzek i jezior. Gdzie dwoje oczu, to nie jedno, można by rzec podczas oglądania podwodnego świata Dos Ojos (z hiszpańskiego Dwoje Oczu), czyli połączonych ze sobą dwóch cenot.

Zanurzamy się w pierwszej z nich powoli. Wokół mnie cisza, spokój i różne odcienie błękitu. A tych, uwierzcie, mogą być tysiące. Woda jest tak przejrzysta, że nurkowanie bardziej przypomina lewitowanie w powietrzu niż podwodne pływanie. W zorientowaniu się w cenotowej przestrzeni pomagają liny poręczowe, które prowadzą do kolejnych komnat wypełnionych różnorodnymi formami skalnymi.

Za chwilę wynurzam się w Jaskini Nietoperzowej. W grocie stalaktyty, wapienne kolumny i draperie. Nad głowami latają nietoperze. Spędzam tam parę minut w absolutnej ciszy i niechętnie zbieram się do powrotu. Brak mi słów na opisanie tego, co widzę.

– Zapomniałaś języka w gębie? – pyta instruktor Alberto z uśmiechem.

Kiwam głową na potwierdzenie. Kolejne nurkowanie. Tym razem Tadź Mahal. Bo tak nazywa się kolejna cenota. Sklepienie wysokie na 9 m tłumaczy, skąd ta nazwa. Pierwszoplanową rolę odgrywa tu dżungla: liście, zwisające ku wodzie korzenie drzew i przelatujące nad głowami ptaki. Okazuje się, że to nie koniec wrażeń – wpływamy do komnaty, do której wpadają promienie słoneczne. Tworzą spektakl, jakiego nie zobaczycie nawet w najlepszej sali koncertowej na świecie.

Dopiero po nurkowaniu dowiaduję się, gdzie byłam. Okazuje się, że wraz z ociepleniem klimatu poziom wód podniósł się na tyle, że woda zalała jaskinie pełne stalaktytów i stalagmitów. W niektórych miejscach ich sklepienia się zapadły i tak utworzyły cenoty. Majowie traktowali je jako święte studnie i składali tu ofiary bogom. Dlatego do dziś można odkryć w nich przedmioty ze złota i jadeitu i... ludzkie kości. Ja za to odkryłam tu swoje osobiste, najpiękniejsze miejsce na ziemi.