Piotrkowska dla Łodzi jest tym, czym Champs-Élysees razem z Montmartrem dla Paryża, czym piętrowy autobus i Soho dla Londynu, Pałac Kultury i Starówka dla Warszawy, a sklep GS dla każdej wsi. Piotrkowska jest główną ulicą, najważniejszym miejskim deptakiem, a nawet najdłuższym traktem handlowym w Europie. Pełni rolę rynku, placu, muzeum i parku, stała się synonimem całej Łodzi. Ţadne miasto w Polsce nie dorobiło się tak sławnej ulicy jak Piotrkowska.
Pierwsza w Łodzi maszyna parowa zaczęła pracować w fabryce Geyera w 1839 roku, przy Piotrkowskiej. Dziś w Białej Fabryce – nazwanej tak dlatego, że została otynkowana, zanim jeszcze przemysłowcy doszli do wniosku, że tynkowanie fabryk jest kosztownym zbytkiem – urządzono muzeum włókiennictwa.
Niewiele jest pewnie osób, które zafascynuje automat pończoszniczy albo krosno rapierowe, ale warto tu zajrzeć, bo właśnie tutaj zaczynał się łódzki przemysł, a klasycystyczne budynki fabryki są zabytkiem europejskiej architektury przemysłowej. Wszystko, co się działo w Łodzi i budowało, miało nierozerwalny związek z przemysłem tekstylnym. Na przełomie XIX i XX wieku budowano tu około 200 kamienic rocznie, nie licząc nowych fabryk i pałaców. Liczba ludności w tym czasie wzrosła tysiąckrotnie. I chyba tylko Chicago prześcigało Łódź prędkością rozwoju. Drapieżny kapitalizm, szybkie fortuny i spektakularne bankructwa – taką Ziemię Obiecaną znamy dzięki Reymontowi, który dziś odlany w brązie siedzi na podróżnym kufrze przy deptaku. Ktoś wetknie mu w rękę różę, ktoś inny oprze się na jego ramieniu. Pomniki wielkich łodzian stoją na Piotrkowskiej, bez cokołów, bez całej pompy, patosu i elegijnej wzniosłości. Można na ławce posiedzieć z Tuwimem, przy fortepianie z Rubinsteinem, albo zjeść kebab przy stole z łódzkimi przemysłowcami. Łodzianie łapią swych wielkich za nosy – na szczęście. Nie jest to zwyczaj politycznie poprawny, bo zaczął się od wydatnego, żydowskiego nosa Tuwima, ale Piotrkowska to ulica wyluzowana i szczera. Innym niezwykłym pomnikiem są Łodzianie Przełomu Tysiącleci. Pomnik ciągnie się przez kilkaset metrów środkiem Piotrkowskiej, a składa z tysięcy kostek z żeliwnymi tabliczkami z nazwiskami mieszkańców Łodzi. Tabliczkę numer 6 dostał Michał Urbaniak, którego jazzowa kariera rozpoczęła się w klubie Siódemki przy Piotrkowskiej 77. I właśnie kluby, puby i restauracje są powodem współczesnej sławy ulicy.
W dzień można badać detale pałaców fabrykantów, wybudowanych we wszystkich chyba znanych w XIX wieku stylach architektonicznych, można pod parasolem pelargonii zgłębiać tajemnice opadania piany w piwie w jednym z odrestaurowanych podwórek, można ćmić kubańskie cygara w Havana Club, albo zapuścić się w podwórka, których nie dotknęła jeszcze fala mody na Piotrkowską, gdzie szewc od 50 lat szyje ten sam rodzaj trzewików męskich, a tęga krawcowa zanurzona w chmurze białego tiulu szykuje czyjąś suknię ślubną. Można zajrzeć na klatkę schodową z witrażem, po którym w secesyjnych zawijasach płynie biały łabędź, albo taką, gdzie na wymalowane w pośpiechu, czarne litery graffiti spogląda ułożony z kolorowych szkieł Gutenberg. Dlaczego Gutenberg? Bo niegdyś kamienica należała do drukarza.
Szczególnie jednak nocą na Piotrkowskiej znaleźć można to, czego się szuka. Klub jazzowy, jak w Nowym Jorku, do którego wchodzi się metalowymi schodami pnącymi się na zewnątrz budynku, a dalej po kładce. Klub rockowy i koncert bluesa, klub reggae, do którego wszyscy dredziarze wchodzą za darmo, klub techno, klub z pokazami mody młodych łódzkich projektantów, no i w końcu Łódź Kaliska. Miejsce, w którym dobrze się rozmawia, czyta, dobrze pije, dobrze tańczy. Ta ostatnia aktywność jest domeną czarnoskórych studentów, którzy naprawdę wiedzą, jak to się robi. Szczególną sławą cieszy się tutejsza toaleta, której użycie jest wielce perwersyjnym doświadczeniem. Artystyczna grupa Łódź Kaliska działa już od ćwierć wieku i swoimi instalacjami, performance’ami, fotografiami, filmami, a także lomicjami (LOMICJA – jak wyjaśniają autorzy pojęcia – to wydarzenie, co do którego istnieje lub zachodzi podejrzenie, że może także być sztuką) uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy nadęci, ulegamy modom, trendom, ideologiom. Uprawiając sztukę wiecznego karnawału, sztukę żenującą, groteskową zmusza do śmiechu, który musi zakończyć się śmiechem z samego siebie. Ostatnio grupa Łódź Kaliska przechodzi okres New Pop, który jak piszą w manifeście: „odpowiada współczesnym trendom w produkcji i tendencjom w reklamie dostarczając odbiorcy wyłącznie to, co mu się podoba najbardziej”. Klub spełnia założenia manifestu, spełnia je zresztą również sama Piotrkowska.