W grudniu Sebastian Kawa wraz z Krzysztofem Stramą przelecieli nad Annapurną. Mount Everest także był w ich zasięgu, ale nie chcieli tego wyczynu dokonywać nielegalnie. Mimo wielu tygodni chodzenia po urzędach nie udało im się zdobyć wszystkich potrzebnych zezwoleń. Jednym z wymagań było złożenie dokładnego planu lotów – co w przypadku szybowców jest właściwie niewykonalne, bo maszyny te nie mają silników i loty są uzależnione od warunków pogodowych.
A legalny lot nad Everestem ma dla Sebastiana Kawy duże znaczenie – jednym z celów wyprawy jest bowiem sprawdzenie możliwości zaszczepienia szybownictwa w Nepalu. Jest ono uprawiane nad każdym większym pasmem gór na świecie z wyjątkiem Antarktydy i właśnie Himalajów. Nie ma tam lotnictwa sportowego, jest tylko wojsko, linie lotnicze i komercyjne loty widokowe. Do tej pory żaden lot nad Everestem nie odbył się za zgodą władz nepalskich – także lądowanie helikoptera na wierzchołku tej góry w 2005 r.

Lot nad Annapurną w grudniu ubiegłego roku był cennym doświadczeniem dla Polaków, które bardzo przyda się podczas trwającej teraz wyprawy. Wiadomo na przykład, że akumulatory żelowe nie działają na tak dużych wysokościach z powodu niskiej temperatury (nad szczytem Annapurny wynosiła ona –35 stopni Celsjusza) i trzeba je zastąpić innymi, bardziej odpornymi na mróz. A było tak zimno, że jeszcze kilka godzin po lądowaniu w Pokharze – gdzie przecież jest ciepło – szybowiec pozostawał oszroniony.

W przeciwieństwie do paralotniarzy, którzy w Pokharze latają przez cały rok i nie wkraczają w strefę silnego wiatru nad chmurami, piloci szybowców muszą mieć dokładne prognozy pogody. W Nepalu takie nie istnieją. Na potrzeby wyprawy Polacy musieli przygotować własny serwis pogodowy i mają teraz do dyspozycji prognozy numeryczne (www.fcst24.com).

Postępy wyprawy można śledzić na stronie www.sebastiankawa.pl oraz na stronie Himalaya Gliding Project www.szybowanie.pl/pl/site/project_timeline