Fort w stylu pruskim

Jeszcze do niedawna stare pruskie mury oglądali tylko ci, którzy robili tam sobie nielegalne wysypisko śmieci.
Dziś Fort Gerharda stał się jedną z głównych turystycznych atrakcji Świnoujścia. Wszystko za sprawą uporu Piotra Piwowarczyka.
– Długo szukałem swojego miejsca na ziemi – opowiada. – Włóczyłem się po całej Polsce w poszukiwaniu zrujnowanych dworów, pałacyków, folwarków. Do Świnoujścia trafiłem przypadkiem. Przyjechałem obejrzeć najwyższą latarnię morską nad Bałtykiem. Z góry zobaczyłem długi na prawie półtora kilometra kamienny falochron. Zszedłem na dół, żeby go obejrzeć. Ruszyłem w jego kierunku na skróty, przez las. I tak odkryłem swoją Atlantydę.
„Atlantyda” Piwowarczyka składa się z kilkunastu budynków fortyfikacyjnych otoczonych szeroką fosą. Cały kompleks zajmuje obszar 5 hektarów tuż przy świnoujskiej plaży. Został wybudowany w latach 1848–59. Po II wojnie światowej zajęły go hordy niezwyciężonej Armii Czerwonej. Kiedy w 1962 roku Imperium wycofało stamtąd swoich żołdaków, ci zostawili po sobie istne pobojowisko.
Miejscowi skorzystali z okazji i szyb- ko zamienili je w wysypisko śmieci. Piwowarczyka na szczęście nie przeraziła wizja uprzątnięcia wielkiego bałaganu, bo jak mówi, ma szczęście do ludzi i wszystko, co osiągnął zawdzięcza gronu sprawdzonych przyjaciół. Razem wykonali katorżniczą robotę. Tylko w pierwszych dwóch miesiącach z terenu Fortu Gerharda wywieźli 60 ciężarówek najróżniejszego śmiecia, w tym połówkę syrenki, całego malucha, 4 lodówki i 150 opon samochodowych.
Wielkie sprzątanie zaczęli w czerwcu 2001 roku, a 11 sierpnia witali już pierwszych turystów. Obowiązkowo – w pełnym pruskim rynsztunku. Zwiedzanie Fortu Gerharda do dziś rozpoczyna się nieodmiennie od ryku komendanta: „Baczność! Spocznij! W dwuszeregu zbiórka!”. Turystów musztruje zazwyczaj przyjaciel Piotrka, Adam Wojak, który na tyle utożsamił się z odgrywaną postacią, że zapuścił wielkie faworyty a la Franciszek Józef.
– I oto właśnie chodzi! Skansen musi żyć, musi dostarczać gościom aktywnej rozrywki – tłumaczy Piwowarczyk.
– Zawsze irytowały mnie kapcie w muzeach i panie w fartuchach, które krzyczą, żeby nie dotykać eksponatów. Według mnie powinno być dokładnie na odwrót. Ma być jak w teatrze. Strzelba z pierwszego aktu musi wypalić w trzecim. Dlatego w Forcie Gerharda można wszystkiego dotknąć, wypróbować, można nawet postrzelać.