Jeśli dziś wtorek, to jutro jesteśmy na premierze. Zanim jednak zasiądziemy w paryskim kinie, zapraszam na spacer po miejscach mało znanych, które odwiedzali jednak bardzo znani ludzie

Paryż jest jak ruchome święto, twierdził Ernest Hemingway, który bawił tu między wojnami. Ja w takim razie świętowałem wielokrotnie, czasem kilka razy w roku, niekiedy tracąc rachubę, który to już raz ląduję na lotnisku CDG. Chętnie powiedziałbym, że byłem w Paryżu po raz pierwszy jako uczestnik tzw. Wielkiej Emigracji po powstaniu listopadowym. No, ale wtedy musiałbym być nieśmiertelny niczym XVIII-wieczny hrabia de Saint-Germain, którego widziano żywym ponad 100 lat po jego rzekomej śmierci w roku 1784 (gdy parę lat później otwarto jego trumnę, okazała się pusta). Więc lepiej powiedzmy, jak w bajkach, że pierwszy raz wylądowałem tu „dawno, dawno temu”.

Środa w kinie

Żeby naprawdę poznać Paryż, nie trzeba odwiedzić wszystkich jego muzeów. Wojciech Kilar, który jeździł do Paryża przez ponad 50 lat, w Luwrze był tylko dwa razy, raz samemu, raz z żoną. Poznanie Paryża to dla mnie raczej ciągłe po nim wędrówki, z metra korzystam tylko na rzeczywiście długich trasach. Owszem, miło jest zajrzeć do Café de Flore czy Café les Deux Magots (przy bulwarze, o którym wspomnę za chwilę), zwłaszcza jeśli pamięta się, kto bywał tu wcześniej, ale prędzej „poczuje się paryżaninem” ten, kto usiądzie do kolacji w dowolnej knajpie za rogiem, a rano pójdzie do najbliższej boulangerie, by kupić świeżą bagietkę na śniadanie.

Jest mnóstwo przewodników i spacerowników po stolicy Francji. Ale tak naprawdę liczą się dwie pomoce, do kupienia już na miejscu – plan Paryża (najlepiej ten wydany przez Editions A. Leconte, w charakterystycznej niebieskiej okładce) oraz Pariscope, czyli informator kulturalny ukazujący się w każdą środę. Kosztuje niecałe euro, a opisuje absolutnie wszystkie imprezy, wystawy i filmy, które można wtedy zaliczyć. We Francji, inaczej niż w reszcie świata, premiery filmowe pojawiają się w środy, a nie w piątki.

Maria i czterej muszkieterowie

Zastrzegam, że nie zdradzę adresów wszystkich, bo przecież część muszę zachować dla siebie. O hrabim Saint-Germain wspomniałem nie przypadkiem (podobno Napoleon III kazał zebrać wszelkie dane na jego temat, ale spłonęły one podczas pożaru pałacu Tuileries w 1871 r.), gdyż będziemy się poruszać w okolicach lewobrzeżnego bulwaru Saint Germain (równoległego do Sekwany) i krzyżującego się z nim bulwaru Saint Michel.

Idąc tym ostatnim od Sekwany, po lewej stronie zobaczymy charakterystyczną (kopuła!) sylwetkę Panteonu. Są dwa powody, żeby wejść do środka. Po pierwsze, wahadło Foucaulta. Niby kilka takich wahadeł jest w Polsce (np. we Fromborku), ale to tu w 1851 r. Jean Foucault na linie o długości 67 m zawiesił kulę zaopatrzoną w rylec. Śledząc ruchy swobodnie zawieszonego wahadła (tzn. ślady, jakie rylec pozostawia na obwodzie koła, w środku którego jest zainstalowana lina), Foucault wykazał, że Ziemia obraca się wokół własnej osi.

Powód drugi to zebrane w podziemiach Panteonu groby sławnych Francuzów, wśród nich jest też Polka Maria Skłodowska-Curie. Bawi mnie, że vis-à-vis leżą w jednej „salce”: Jean-Jacques Rousseau i Wolter. Obaj to niezłe gagatki. Rousseau napisał Emila, pierwszy podręcznik wychowania, ale własne dzieci oddał do sierocińca. Wolter dał się za pieniądze omamić carycy Katarzynie II, popierając rozbiory Polski. Ale my zeszliśmy do podziemi głównie dla Aleksandra Dumasa, którego prochy sprowadzono do Panteonu w roku 2002. Ta lokalizacja idealnie doń pasuje, gdyż niedaleko, w pobliżu kościoła Saint-Sulpice (na południe od bulwaru Saint-Germain), mieszkali czterej muszkieterowie. Umberto Eco w piątym rozdziale Sześciu przechadzek po lesie fikcji rozstrzyga wątpliwości związane z ich adresami: Atos to ulica Ferou, Portos – Vieux Colombier, d’Artagnan – Fossoyeurs, która w 1806 r. zmieniła nazwę na Servandoni, przy której mieszkał też Aramis, gdy jej fragment zwał się Pied de Biche. Złaziwszy te okolice, wypada na koniec wpaść do kaplicy Sorbony (na wschód od bulwaru Saint Michel), pod wezwaniem świętej Urszuli, gdzie spoczywa kardynał Richelieu, który był kanclerzem uniwersytetu. A gdy ktoś poczuje się zmęczony tą wędrówką, może odpocząć na ławce w Ogrodzie Luksemburskim.

Urodziny Napoleona

Paryż najlepiej odwiedzać w sierpniu. Jest wtedy pusty, bo paryżanie masowo wyjeżdżają pierwszego dnia tego miesiąca na urlop. 15 sierpnia zawsze zaglądam do Inwalidów, kompleksu budynków służących niegdyś jako szpital i pensjonat dla inwalidów wojennych. Dociera się doń, schodząc z bulwaru Saint-Germain na ulicę Grenelle, która prowadzi wprost do placu z pałacem Inwalidów.

To tu w kwietniu 1861 r. złożono prochy Napoleona Bonaparte, 21 lat wcześniej sprowadzone z Wyspy św. Heleny. Na grobowiec w kolorze miodowo-czerwonym patrzy się z góry, z okrężnej galeryjki. Ciało cesarza zostało zabalsamowane i ponoć zamknięte w sześciu trumnach (z cyny, mahoniu, ołowiu, hebanu i fińskiego czerwonego porfiru). 15 sierpnia to oczywiście dzień jego urodzin (w 1769 r. w Ajaccio, na Korsyce).


Co do urodzin, to miło jest je świętować w Le Procope, na ulicy de l’Ancienne Comédie 13 przecinającej bulwar Saint Germain. To najstarsza kawiarnia w Paryżu – w 1686 r. założył ją Francesco Procopio dei Coltelli, rodem z Palermo. Bywał tu Danton, Beaumarchais i Chopin. Podobno Diderot pisał w Le Procope teksty do Encyklopedii, a Benjamin Franklin przyszłe artykuły konstytucji amerykańskiej. Lokal zachował stylowy wystrój: na ścianie wisi Deklaracja praw człowieka i obywatela, zaś na drzwiach toalety widnieją tabliczki „obywatelki” i „obywatele”. Przy wejściu wystawiono kapelusz Napoleona, który w Procope pijał kawę. Ja wciąż pamiętam, że zjadłem tu smacznego tatara.

Z księgarni na lewym brzegu najbardziej oblegana jest Shakespeare and Company przy ulicy de la Bûcherie 37, blisko Sekwany. To do niej zachodzą Julie Delpy i Ethan Hawke w Przed wschodem słońca Richarda Linklatera, docierając aż do kanapy na jej najwyższym piętrze. Księgarnia specjalizująca się w wydawnictwach anglojęzycznych została otwarta w 1951 r. przez niedawno zmarłego George’a Whitmana na pamiątkę innej księgarni, którą w latach 1919–1940 prowadziła Sylvia Beach. U Beach gromadzili się m.in. James Joyce, Hemingway i uznany później za faszystę Ezra Pound. Ja jednak wolę inną księgarnię – Librairie Gibert na placu Saint-Michel, pod numerem 5. Księgarni Gibert jest w tej okolicy aż osiem. Całą sieć założył w 1886 r. Joseph Gibert, profesor literatury klasycznej z Saint-Étienne zajmujący się najpierw sprzedażą podręczników. „Moja” księgarnia przypomina kilkupiętrową więżę – na kolejne piętra wjeżdża się ruchomymi schodami, schodzi z nich schodami klasycznymi. Ileż czasu spędziłem tu, grzebiąc wśród książek o filmie, wśród komiksów i kryminałów w wydaniach kieszonkowych! Na zewnątrz, na ogrodzonym terenie wokół księgarni, wystawiane są przecenione ciekawostki: znalazłem tam kiedyś Encyklopedię Juliusza Verne’a z opisami jego życia, wszystkich jego książek i wymyślonych przez niego bohaterów. Dodatkowa zaleta tego Giberta jest taka, że wychodząc z niego, wystarczy skręcić w prawo, by znaleźć się w „sieci ulic” (de la Huchette, St.-Sévérin), na których są wyłącznie restauracje z różnych zakątków świata. Z szacunku dla gospodarzy można rozpocząć od jakiejś crêperie, smakując naleśniki z mąki gryczanej (słodkie i wytrawne) obowiązkowo popijane cydrem.

Ostatnie tango
Maszerując po bulwarze Saint-Germain, nie zaszkodzi zajrzeć do opactwa Saint-Germain-des-Prés, gdzie 76. opatem był Jan Kazimierz Waza, po tym jak w roku 1668 porzucił polski tron. To jego w Potopie uratował Andrzej Kmicic, a w Ogniem i mieczem zagrał Marek Kondrat. Jest tu grób byłego króla, choć bez ciała – przewiezionego na Wawel. Przed śmiercią w roku 1672 Jan Kazimierz zdążył jeszcze związać się z Françoise-Marie Mignot, wdową po pewnym marszałku, która urodziła mu córkę Marie-Catherine.

Pozostając w nastroju grobowym, wiem, że z paryskich cmentarzy turyści najchętniej odwiedzają Père-Lachaise, na prawym brzegu, choćby z powodu nagrobka Jima Morrisona. Ja jednak wolę skromniejszy i młodszy o 20 lat (otwarty w 1824 r.) cmentarz Montparnasse (bulwar Edgara Quinet 3). Od bulwaru Saint-Germain najlepiej pójść doń ulicą de Rennes, na której, nawiasem mówiąc, jest sporo sklepów z damskimi butami. Tu leżą: Charles Baudelaire, Samuel Beckett, Julio Cortázar, Eugène Ionesco, André Citroën, Guy de Maupassant, Philippe Noiret, Roland Topor i Jean-Paul Sartre. Za każdym razem, gdy tam jestem, odnajduję kolejny grób, którego nie znalazłem wcześniej, i zostawiam sobie inny, na następną wizytę. Tak „odwiedziłem” Emila Ciorana („Tylko jedno jest ważne: nauczyć się bycia przegranym”), Maurice’a Leblanca, autora Arsène’a Lupina i Aleksandra Alechina, jedynego szachistę, który zmarł jako aktualny mistrz świata. „Najżywszy” jest tu jednak grób Serge’a Gainsbourga, ludzie kładą na nim listy, paczki papierosów i bilety metra. Zresztą Gainsbourg mieszkał między bulwarem Saint-Germain i Sekwaną, przy ulicy Verneuil 5. Mur tej posesji cały pokryty jest dedykowanymi mu graffiti. Jeśli ktoś interesuje się domami sław, powinien poszukać w paryskich papeteriach serii pocztówek ze zdjęciami i adresami takich domów.

Jak przedostać się z lewobrzeżnego do prawobrzeżnego Paryża? Osoby mające dość siły, by wędrować aż za wieżę Eiffla, mogą skorzystać z mostu Bir-Hakeim, po którym Marlon Brando spaceruje w Ostatnim tangu w Paryżu Bernardo Bertolucciego. Most ma dwa poziomy, po wyższym jeździ 6. linia metra. Po drugiej stronie Sekwany rozciąga się dzielnica Passy: proszę spróbować znaleźć dom, w którym Brando i Maria Schneider próbują wynająć to samo mieszkanie.

My jednak pójdziemy na prawy brzeg bulwarem Saint-Michel, by przechodząc po wyspie Cité, minąć Palais de Justice, na którego schodach fotografował się Krzysztof Kieślowski i bohater jego Białego grany przez Zbigniewa Zamachowskiego.

Po drugiej stronie rzeki nie wolno przegapić Le Centre Pompidou (to 4. dzielnica) z biblioteką, w której przesiadywał Zbigniew Herbert. Widziałem tu kiedyś znakomitą wystawę z rekwizytami z filmów Alfreda Hitchcocka. W lutym 2014 r. pokazywano w Pompidou zdjęcia Henri Cartiera-Bressona („Fotografować to ustawić na tej samej linii strzału głowę, oko i serce”).

Za Pompidou rozpościera się Le Marais, czyli Bagno, pełne urokliwych uliczek z knajpami. W mojej ulubionej – Les Philosophes (Vieille du Temple 28) – trudno o wolny stolik. Podają tu pyszne sałatki, jedna nazywa się jak lokal, i ciastko reklamowane jako gâteau espresso. Z Vieille du Temple warto skręcić w ulicę des Rosiers pełną żydowskich piekarni, w których znajdziemy serniki i makowce, i sprzedawczynie mówiące po polsku. W Le Marais – od lat 80. do śmierci w 2000 r. – mieszkał Kazimierz Brandys. Ciekawe, ile osób czytuje dziś w Polsce jego książki (Wariacje pocztowe chyba się nie zestarzały?).

Ostatnim miejscem na prawym brzegu, do którego zajrzymy – w dzielnicy 12., za placem Bastylii – jest Cinémathèque Française (Bercy 12, w pobliżu hali sportowej Bercy, linie metra 6. i 14.), ichnia Filmoteka Narodowa, w 2005 r. przeniesiona tu, do budynku projektu Franka Gehry’ego. Dzięki tutejszym wystawom można się nauczyć historii kina, można tu też filmy kupić (w sklepie), obejrzeć (w kinie) i spotkać się z ich autorami. A wizyt w Cinémathèque nie odmawiają największe sławy – zdjęcie reklamowe pokazuje, że spotkali się tu Roman Polański i Martin Scorsese. Niezgorsze towarzystwo, prawda?
 

Jacek Szczerba