Zwiedzanie wszystkiego, co polecały przewodniki, zabrało mi ledwie kilka godzin. Katedra? Jakich wiele. Synagoga? To tylko sala koncertowa. Twierdza? Spacer po Wawelu jest przy tym niczym ponętna blondynka. No tak, ale coś  w tym mieście było zupełnie wyjątkowe. I to właśnie dlatego przyjechałem tam po raz drugi, trzeci, czwarty... Wyjątkowi byli ludzie. I to jak się bawili!

Latynosi Europy
Serbki to Brazylijki Europy, a Nowy Sad jest niczym Hawana. Kto nie wierzy, niech zamówi drinka w jednym z barów przy naddunajskich plażach (polecam klub Špic) albo na uliczce Nicoli Pašicia, która kryje się za stuletnimi okiennicami. Każdy tam trafi, centrum nie jest rozległe. Do szkół samby czy salsy też. Zwłaszcza jeśli przyjedzie na festiwal Cubanero Salsa (od 24 maja) czy Dni Brazylii (od 23 sierpnia). Parada uliczna w rytm Baterii SambaNSa przeniesie go na plaże Rio.

Ja polecam ucieczkę z głównego  deptaku miasta Zmaj Jovina na malutką uliczkę Laze Telečkog. Żeby się nie nudzić, wystarczy przenosić się z lokalu do lokalu... Poranna kawa w pubie U Marty, lunch w rock’n’rollowym klubie London, a wieczór w DJ-skim barze Vinyl (równie dobrze można iść zresztą w drugą stronę...). Nie ma miejsca? Klimat nie odpowiada? Czeka tam jeszcze z tuzin innych kafejek. Ceny nie przerażą – może tylko obecny wszędzie papierosowy dym.
Nikt za to nie pali w kinach. Festiwal Cinema City (od  16 czerwca) to święty obowiązek każdego kulturalnego Europejczyka. Można sobie podarować retrospektywę naszej Doroty Kędzierzawskiej, ale przez tydzień i tak jest z czego wybierać. 150 filmów na 20 arenach! Nie ma lepszego sposobu na poznanie Nowego Sadu niż poruszanie się z festiwalowym programem od jednej do drugiej. Polecam zwłaszcza filmy reżyserów z dawnej Jugosławii, bo rzadko trafiają do naszych kin. Pokazom filmów towarzyszą koncerty rockowe. Cinema City organizuje ta sama ekipa co słynny już festiwal muzyczny Exit.
Exit odbywa się w petrovaradinskiej twierdzy, w miasteczku po drugiej stronie Dunaju. Wyprawa z centrum trwa tam 20–30 min na piechotę. Nie warto więc brać taksówek, mimo że są tanie. Bo znowu jest okazja, by zobaczyć coś nowego. Po drodze do twierdzy, tuż za rzeką, zaczyna się bowiem stara dzielnica, a w niej dziesiątki kafejek i klubów. Znam takich, którzy przyjechali na festiwal, a nigdy nie udało im się dotrzeć na koncerty. I wrócili zadowoleni. Petrovaradin wciąga!

IMPREZA DO OPORU
Nowosadzkie kluby warte są odwiedzenia niezależnie od tego, czy właśnie w mieście trwa jakiś festiwal (czasem w sezonie uda się znaleźć taki tydzień). I znowu nie trzeba ich szukać, są wszędzie. Idziesz deptakiem Zmaj Jovina, najlepiej po podwórkach, to trafisz do Hedonisty czy Only Fools and Horses. Albo do piwnicy Gusan, gdzie przed koncertem warto zjeść pasulj, czyli fantastycznie przyrządzoną fasolę, i popić ją rakiją, obowiązkowo domacią pędzoną w okolicznych bimbrowniach.
Jeść i pić w Nowym Sadzie trzeba bowiem do oporu. Tutejsza kuchnia to mieszanina tradycji serbskich i węgierskich. Niech więc nikt nie waży się stołować w licznych tu pizzeriach! To byłby grzech śmiertelny. Zasada jest prosta: jeśli jesteśmy głodni, omijamy wszystkie miejsca, które mają „zachodnie” nazwy. No, może z wyjątkiem Vinoteki, gdzie do mięs serwują czerwone wino Radovanović.
Nie trzeba zresztą odwiedzać restauracji, by najeść i napić się do syta. Przez całe wakacje w mieście trwają prezentacje lokalnych wiktuałów. A na nich darmowe degustacje. Szczególnym smakoszom polecam pierwszy tydzień lipca, bo wtedy wino leje się strumieniami na międzynarodowym festiwalu Interfest, a mięsiwa zalewane są – a jakże! – mocnymi trunkami na imprezie Šunka Fest. Nie ruszając się z miejsca, można wtedy poznać całe Bałkany. Bo cóż łączy bardziej niż słowiańska tradycja?




CZAS: 3 DNI
KOSZT: 1 TYS. ZŁ


NOWY SAD - NO TO W DROGĘ

Jeśli podróżujesz sam, warto polecieć samolotem z Warszawy do Belgradu, a stamtąd samolotem bądź pociągiem do Nowego Sadu. W kilka osób taniej będzie samochodem, choć benzyna w Serbii jest droższa niż u nas. Pamiętać trzeba o „zielonej karcie”, bo na granicy kosztuje 100 euro.

W centrum miasta trudno o miejsce do parkowania, a do tego to kosztuje. Na razie mandatów nie trzeba jednak płacić... Najciekawsze miejsca są jednak w zasięgu stóp.

Noclegi są drogie (najtańsze łóżko w hostelu to ok. 10 euro, a dwójka w hotelu ok. 50 euro). Warto rezerwować je wcześniej, bo w sezonie są komplety, a ceny kwater prywatnych wariują (nawet 30 euro za łóżko w 8-osobowej sali).

Wszędzie! Mieszkańcy Nowego Sadu to mistrzowie kuchni!