Nareszcie! Po godzinie przedzierania się z lotniska zakorkowaną pięciopasmową autostradą taksówka zatrzymuje się niedaleko 1 TIMES SQUARE. Po obu stronach wąskiej uliczki wznoszą się wieżowce, przez co ledwie widać niebo. Zadzieram głowę i próbuję policzyć kondygnacje mojego hotelu. Przy dziesiątym piętrze daję sobie spokój. Padam ze zmęczenia, ale wiem, że teraz nie zasnę. Przecież Times Square jest tuż za rogiem! Broadway krzyżuje się z ulicami 42., 43. i 44. Kto po raz pierwszy zobaczy go o zmierzchu, ten zrozumie, dlaczego jest najsłynniejszym placem Nowego Jorku. Ginę w potoku ludzi. Słyszę wszystkie języki świata, widzę każdy odcień skóry. Z tłumu nowojorczyków łatwo wyławiam wzrokiem turystów. Zagubieni stoją z mapami w rękach. Plac iskrzy meganeonami reklam. Na zaokrąglonym budynku NASDAQ migają notowania spółek. To chyba sen!

Dzień 1
NOWOJORSKA KLASYKA

9.00 DZIEŃ DOBRY, AMERYKO Przy jednej z szyb Times Square Studios kłębi się całkiem spory tłum. Wewnątrz na żywo jest nagrywany program ABC „Good Morning America”. Konkurencyjny „The Today Show”, emitowany przez NBC, można obejrzeć z chodnika w jednym z 19 budynków  2 ROCKEFELLER CENTER, tam też, w zachodniej części tego ogromnego kompleksu, jest transmitowany Fox News. Idę z mężem w przeciwną stronę niż kompleks budynków Rockefellera. Za pierwszy cel obraliśmy sobie najsłynniejszy nowojorski drapacz chmur – 3 EMPIRE STATE BUILDING. Został ukończony w 1931 r., na początku wielkiego kryzysu. Kiedy kryzys rozszalał się na dobre, połowa jego powierzchni nie znalazła najemców, więc budynek zaczęto złośliwie nazywać „Empty State Building”. Po katastrofie wież World Trade Center znów znalazł się na pierwszym miejscu na liście najwyższych budynków Nowego Jorku (381 m). Z tarasu widokowego na jego ostatnim, 102. piętrze podziwiam ciągnącą się aż po horyzont dżunglę wieżowców. Jest pocięta jak pod linijkę ulicami (streets) biegnącymi ze wschodu na zachód, krzyżującymi się pod kątem prostym z alejami (avenues). Tylko Broadway przecina Manhattan na skos, wyłamując się z gigantycznej kratownicy.
Na północy Dolnego Manhattanu widać iglicę ulubionego wieżowca nowojorczyków 4 CHRYSLER BUILDING. Ornamenty z nierdzewnej stali nawiązują do elementów samochodu. Nic dziwnego, skoro autorem projektu był Walter Chrysler, ówczesny właściciel słynnego koncernu motoryzacyjnego.

11.00 SCHODZIMY POD ZIEMIĘ Życie na Manhattanie toczy się na trzech poziomach, o czym się przekonujemy, wsiadając do metra. Kursuje ono non stop. Pod ziemią jest równie tłoczno co na powierzchni. Z wagoników wylewają się tłumy, z kąta dochodzi gitarowy blues jakiegoś niedocenionego artysty, który wystawił puszkę na datki. Walają się puste kubki po kawie. Plan linii metra wygląda jak kolorowy labirynt bez wyjścia. Jedziemy na południowy kraniec Manhattanu, do Battery Park. Nie możemy się spoźnić na statek płynący na wysepki Liberty i Ellis – bilety kupiliśmy przez Internet dwa miesiące wcześniej!

12.00 WYSPY ŁEZ I NADZIEI Na statku natychmiast wyjmujemy aparaty fotograficzne. Wszyscy dookoła robią zresztą to samo. Bo widok jest rewelacyjny! Panorama Manhattanu z poziomu rzeki Hudson nie ustępuje tej oglądanej z Empire State Building. Za burtą przesuwa się betonowy gąszcz drapaczy chmur. Mam wrażenie, że budynki wyrastają z wody. Aż trudno uwierzyć, że między nimi biegną ulice, przejeżdżają tysiące samochodów.
Po 20 minutach dopływamy do 5 LIBERTY ISLAND. To tam stoi wysoka na 46 m, okryta zieloną patyną Statua Wolności. W cokole znajduje się muzeum, w którym przedstawiono kolejne etapy jej budowy. Niestety, korona jest akurat remontowana, więc nie możemy wejść po schodach, liczących 354 stopnie, na punkt widokowy. Od 1886 r., kiedy to statua została ukończona, witała przypływających do Nowego Jorku imigrantów. Zanim jednak postawili swoje stopy na amerykańskiej ziemi obiecanej, musieli przejść szczegółową kontrolę w ośrodku imigracyjnym na sąsiedniej 6 ELLIS ISLAND.
Wizyta w znajdującym się na niej Muzeum Imigracji to podroż sentymentalna nie tylko dla Amerykanów. Poszukiwanie własnych przodków stało się ostatnio bardzo modne, także w Polsce. Tutaj ułatwiają to tablice z wyrytymi tysiącami nazwisk, wśród których odnajduję wiele polskich. Po naszych rodakach zachowało się też wiele pamiątek: paszporty, listy, zdjęcia. Siedzę w wielkiej sali na krześle, na którym setki imigrantów oczekiwało w napięciu na decyzję urzędnika. Często sprzedawali cały swój majątek   by kupić bilet. Tu rozstrzygały się ich dalsze losy. Wpuszczani byli tylko zdrowi, mający 20 dolarów oraz rodzinę w Stanach Zjednoczonych. Cierpiący na choroby zakaźne przechodzili kwarantannę albo wracali do domu. Odesłano tylko około 1–2 proc. z 12 mln przybyszów, ale to wystarczyło, by Ellis Island nazywać Wyspą Łez i Nadziei.

17.30 ZDJĘCIA BEZ UŚMIECHU Statek wraca do portu na Dolnym Manhattanie. Z Battery Park idziemy na północ i zagłębiamy się w ulice najstarszej części miasta. Jesteśmy w centrum światowej finansjery. Na 7 WALL STREET w monumentalnych gmachach z białego kamienia mieszczą się giełda, siedziby banków i funduszy inwestycyjnych. Spokojniej tu niż na Broadwayu. Przechodnie ubrani są w świetnie skrojone czarne garnitury i płaszcze z kaszmirowej wełny. Na moje oko – za co najmniej 500 dolarów. Przed nami pojawia się ogrodzenie. Zaglądam przez szpary – plac budowy jak każdy inny. To 8 GROUND ZERO – miejsce po bliźniaczych wieżowcach World Trade Center. Stanie tu kompleks budynków z najwyższym Freedom Tower. Przy ogrodzeniu działa małe centrum informacyjne; są tablice z opisami, zdjęciami, nazwiskami ofiar 9/11. Kręci się mnóstwo turystów, strzelają flesze aparatów fotograficznych. Coś jest tu jednak nie tak. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że nikt się do tych zdjęć nie uśmiecha.
Dalej na północ dzielnica finansowa przechodzi w rozrastające się 9 CHINATOWN, które wchłonęło już niemal całą dzielnicę włoskich emigrantów Little Italy. Na szyldach królują chińskie znaki, wśród lokali – chińskie restauracje i bary. Nie ma drapaczy chmur, ale zabudowa jak wszędzie na Manhattanie jest bardzo gęsta. Stąd już blisko do 10 MOSTU BROOKLYŃSKIEGO. Idziemy specjalnie wydzieloną kładką dla pieszych. Manhattan wygląda stąd olśniewająco. Dosłownie, bo promienie słońca odbijają się w tysiącach szyb drapaczy chmur.

19.30 OSTRYGI NA DWORCU Obok gmachu Chryslera stoi Grand Central Terminal. Budynek dworca kolejowego kryje restaurację wymienianą w każdym przewodniku o Nowym Jorku. 11 GRAND CENTRAL OYSTER BAR ma przypominać, że kiedyś miasto słynęło ze wspaniałych ostryg. Tu zjemy zasłużoną kolację. Otwieramy kartę. W menu mięczaki na 30 sposobów – głownie surowe, ale także: smażone, duszone, gotowane, w zupie i w gulaszu. Jeśli ktoś się waha, może wybrać: homara, kremową zupę New England Clam Chowder z małżami (specjalność Nowej Anglii), krewetki (w każdej postaci), filety rybne, wreszcie krwiste steki i niemorskie desery. Moj mąż decyduje się na specjalność lokalu – ostrygi, ja zamawiam zupę Clam Chowder i smażone krewetki z czosnkiem. Kiedy przychodzi do zapłacenia rachunku, stajemy się świadkami dosyć szokującej dla Europejczyka praktyki. Kelner stoi przy nas z kalkulatorem i wylicza co do centa wysokość napiwku. A już chcieliśmy być spontanicznie hojni! Ostrygowa restauracja zamyka się już o 21.30. Wcześnie, jak na Nowy Jork, ale dla nas, zmęczonych zwiedzaniem i zmianą czasu – pora jest w sam raz.

Dzień 2
KULTURALNIE I ARTYSTYCZNIE

9.00 TUTAJ SZTUKA CIĘ NIE OSZUKA Udajemy się do bodaj najbardziej kulturalnego miejsca na świecie. 12 MUSEUM MILE – to odcinek 5. Alei między ulicami 82. a 104. Znajduje się tam aż 10 muzeów. Które wybrać, skoro wszystkich i tak nie zwiedzimy? Zaczynamy od 13 METROPOLITAN MUSEUM OF ART, największej takiej placówki na zachodniej półkuli. Jego neoklasyczna fasada z kolumnami przywodzi mi na myśl antyczną świątynię. W istocie jest to jedna z największych świątyń sztuki, w której na dwóch piętrach zgromadzono 2 mln eksponatów z całego świata. Porażona tą liczbą bezradnie patrzę na plan muzeum. Co obejrzeć, skoro jest tu wszystko – malarstwo, rzeźba, sztuka użytkowa. Przebiegamy przez sekcję antyczną, w biegu podziwiamy wyrafinowaną sztukę Orientu, przechodzimy przez stylowo umeblowane wnętrza, aby się zatrzymać na dłużej przy czymś, co lepiej znamy. W sekcji malarstwa europejskiego zgromadzono dzieła najznakomitszych malarzy ze Starego Świata: Caravaggia, Jana van Eycka, Renoira, Rembrandta, Vermeera, Rubensa, Delacroix, Cezanne’a, Moneta, Gauguin’a. Staję przed obrazem „Pole zboża z cyprysami” van Gogha. Po plecach przebiega mi miły dreszczyk. Oto oglądam oryginał słynny na cały świat i wart miliony.
Po drugiej stronie 5. Alei wchodzimy do gmachu 14 MUZEUM GUGGENHEIMA Zaprojektował go Frank Lloyd Wright – najważniejszy architekt w dziejach Ameryki. Dążył do uzyskania „jednej rozległej podłogi o dobrze wyważonych proporcjach, rozciągającej się od parteru po wierzchołek […] wspaniale oświetlanej od góry”. Tak powstała gigantyczna spiralna rampa prowadząca na wysokość ponad 30 m. W muzeum jest prezentowana współczesna sztuka europejska i amerykańska – głownie wystawy czasowe, ale w stałej kolekcji są dzieła Chagalla, Kandinsky’ego, Modiglianiego i Picassa. To jedno z miejsc Nowego Jorku, ktore robi na mnie największe wrażenie.

15.00 POLLOCK DLA POLKI Z oazy spokoju, jakim jest Central Park, wracamy na Środkowy Manhattan. Tam szybko pijemy kawę w Starbucks Coμee i idziemy się zmierzyć ze zbiorami 15 MoMA. Placówka jest uważana za najbardziej wpływowe muzeum sztuki współczesnej na świecie. Ma w swoich zbiorach dzieła van Gogha, Moneta, Matisse’a, Cezanne’a, Rousseau, Dalego, Andy'ego Warhola i Jacksona Pollocka. Ale znajduje się tam nie tylko sztuka rozumiana tradycyjnie jako obrazy, rzeźby i rysunki. Są także fotografie, filmy, projekty architektoniczne, grafiki, tkaniny, formy przemysłowe, współczesny design. Przyznaję, że niektórych prac zupełnie nie rozumiem, ale wiele robi na mnie wrażenie. Z zainteresowaniem oglądam dział z fotografią. Przystaję dłużej przy ogromnym obrazie Pollocka. Nie jestem znawcą – na pierwszy rzut oka to bazgranina. Ale kiedy patrzę dłużej, dostrzegam w niej harmonię. Kreski przeplatają się, tworząc gąszcz, jakby walczyły o przestrzeń lub starały się prześcignąć.

18.30 NAJPIERW ABBA, POTEM JAZZ Knajpka niedaleko Times Square. Kelner stawia przede mną zamówione danie: na oko trzy czwarte kilograma pokrojonej wędliny. To już nawet nie jest porcja XXL, lecz mega-jumbo-bomba cholesterolowa. Głodni z pewnością stąd nie wyjdziemy. Jako dodatek do mięsa dostajemy – tu, w sercu Manhattanu – najprawdziwsze kiszone ogórki! No i jak tu się nie zakochać się w tym mieście?
Mój mąż chciałby zasmakować atmosfery „sport barów”, gdzie można obejrzeć na wielkich telewizorach HD mecze na przykład koszykówki, słuchając siarczystego dopingu kibiców. Nie zgadzam się. Skoro jesteśmy na Broadwayu, musimy zobaczyć broadwayowski supershow. W 16 WINTER GARDEN THEATRE przedstawienie „Mamma Mia”, oparte na przebojach Abby, grają bez przerwy od 2001 r. Ciekawe, czy jest tak zabawne jak fi m? Nie zawodzę się. Dobór aktorów pierwszorzędny, szczegóły dopracowane. Artyści dostają owacje na stojąco; sama, zachwycona, biję brawo, aż puchną mi ręce.
Na Broadwayu mieszamy się z kolorowym tłumem ludzi wychodzących z innych teatrów (w okolicy jest ich około 40). W jednym z barów zamawiamy drinka „Cosmopolitan” (podawany w kieliszkach koktajlowych nazywanych tutaj martini glass). I słuchamy jazzu sączącego się z głośników.


3 dzień
SZAŁ ZAKUPÓW

10.00 ZAPACH LUKSUSU Piąta Aleja, czyli miks elegancji, szyku i snobizmu. Chcę przez parę godzin poczuć się jak jedna z tych kobiet w odlotowo wysokich szpilkach, w kardiganie z najmiększego kaszmiru, która zostawia za sobą smugę bardzo drogich perfum o zapachu... pieniędzy. Dom towarowy 17 BERGDORF GOODMAN (754 Fifth Avenue) jest właśnie jednym z tych miejsc. Na tyle duży (7 pięter), że nie speszy nas od razu ekspedientka, która na podstawie naszego wyglądu oszacuje wysokość kredytu na naszej karcie. Wkraczamy tam odważnie, by nacieszyć oczy widokiem najnowszych kolekcji sławnych projektantów. Na metkach widnieją trzy- i czterocyfrowe ceny. Podobnie jest w 18 SAKS FIFTH AVENUE, gdzie czuję na twarzy oddech najbardziej wyrafinowanego luksusu.

12.00 ZAKUPY KONTRA ROZSĄDEK Wracamy w okolice centralnego Manhattanu. I udaję się prosto do 19 MACY'S – największego domu towarowego w Nowym Jorku, znajdującego się na Broadwayu, między ulicami 34. a 35. Ma 11 pięter i gwarantuje rozkoszne zagubienie się między wieszakami i pólkami. Są tu stoiska także mniej znanych w Europie marek: BCBGMAXAZRIA, Charter Club, Karen Scott, INC International. Oj, można zapomnieć o czasie! Ekspedientka poznaje mój słowiański akcent i radzi, bym w punkcie klienta poprosiła o 10-procentową kartę rabatową dla obcokrajowców. Mąż musi użyć perswazji, żeby mnie stąd wyciągnąć… Ale to nie koniec zakupów. Idziemy na Broadway do sklepów z elektroniką. Wydaje się, że Hindusi opanowali ten biznes. Jest wszystko, ceny atrakcyjne, ale i tak trzeba się targować. Przy kasie czeka nas przykra niespodzianka – do ceny jest doliczany podatek (8,7 proc.), o którym sprzedawca zapomniał wspomnieć. Na osłodę daje nam gratis dwie koszulki z napisem „New York City”.

19.00 POŻEGNANIE PO WŁOSKU Dzień kończymy w bardzo modnej (hip and trendy) dzielnicy 20 MEATPACKING DISTRICT (West Village pomiędzy 14th St, Hudson Street i Gansevoort St). Kiedyś były tu magazyny mięsa i rzeźnie, od lat 90. XX w. miejsce to upodobała sobie śmietanka Nowego Jorku. Działają tu najmodniejsze restauracje i kluby, otwierają swoje butiki najdrożsi projektanci odzieży, butów, torebek, ściągają artyści, pisarze, fotografowie, architekci. Tutaj mieszka też Carrie – główna bohaterka serialu Seks w wielkim mieście, która spotyka się ze swoimi przyjaciółkami w Magnolia Bakery, w okolicznych restauracjach lub klubach nocnych. My jemy naszą pożegnalną kolację z Nowym Jorkiem w świetnej włoskiej restauracyjce Vento. A swoją drogą to duży błąd, że najnowszy Seks w wielkim mieście nie dzieje się w Nowym Jorku. Jeśli fi lm będzie klapą, ja będę wiedziała dlaczego. Wielkie Jabłko ma smak nie do podrobienia!