Załóżmy, podróżniczko za jeden uśmiech, że miałaś fart i pół roku wcześniej trafił ci się bilet przez Helsinki i Hongkong do Auckland za jedyne trzy tysiące z górką. Załóżmy, że nie wzbudziłaś podejrzeń celnika i ominął cię kipisz – trzy godziny w oddzielnej kolejce z Syryjczykami, Irańczykami, Hindusami i dobytkiem ich życia w skórzanych kufrach. Obrazek jak z Ellis Island: urzędnicy w gumowych rękawiczkach rozgrzebują sari, ramki ze ślubnymi fotografiami i plastikowe lale.

Załóżmy, że twoje bagaże przeszły kontrolę sanitarno-epidemiologiczną, bo nie przyszło ci do głowy pakować do plecaka puszek z paprykarzem (za wwiezienie do Nowej Zelandii produktów spożywczych grozi kara 1 tys. dol. nowozelandzkich). Opuszczasz właśnie lotnisko i udajesz się autobusem wahadłowym do centrum Auckland (opłaca się kupić bilet z opcją powrotną za 23 dol. W jedną stronę – 19 dol.).

SUSHI JAK WODA

Zdecydowałaś się na podróż niskobudżetową. Noc w schronisku dla backpackersów za 21 dol. potraktuj więc jak inwestycję. Możesz wybrać reklamowany i sterylny Base – mekkę nabuzowanych nastolatków, gdzie w przedbiegach wygrasz rywalizację o względy przystojnych Skandynawów z urżniętymi w sztok Brytyjkami. Na twoim miejscu postawiłbym jednak na argentyńsko-chilijską komunę – Choice Plaza, gdzie dzień się nie kończy, a Carlos Ricardo Naya ćwiczy na gitarze piosenki Mano Negra. Pozdrów ode mnie recepcjonistę Ramiro Gonzaleza (przeczytał 11 książek o Polsce) i uściskaj szefową Valerię Loyer, która płacze za każdym razem, gdy przyjdzie jej żegnać gościa hostelu.

Zanim pójdziesz w miasto, koniecznie rzuć okiem na korkową tablicę z ogłoszeniami. Jest cenniejsza niż każdy przewodnik: Wymienię namiot na paczkę papierosów, Sprzedam rower za pół ceny, Szukam kompanów do podróży po Wyspie Północnej. Będzie raźniej i taniej, Stary ford combi z dwoma łóżkami – oddam za 800 dol.

Z Auckland jest jak z wiśnią. Środek nas nie zajmuje.  Dlatego od razu uciekamy na rogatki miasta. Przed nami osiedla sypialnie. Ulice parterowych domków i idealnie przystrzyżone trawniki. Ktoś rzuca piłką do kosza, ktoś woskuje zabytkowy automobil. Kadr z Cudownych lat i nostalgia. Jestem teraz Kevinem Arnoldem, ty bądź moją Winnie Cooper.

Zapisałem ci na kartce: 1. Doba w najtańszym hostelu kosztuje tyle co wynajem 10-letniej toyoty. W samochodzie też możesz spać. Jeśli znajdziesz partnera do wynajmu auta, cena spada o połowę. Na obu wyspach są przydrożne kempingi, gdzie możesz spać za darmo. Punkt 2. Oszczędzaj na wodzie. Na największym wygwizdowie znajdziesz kranówkę szlachetniejszą od perriera. Po trzecie: W największej dziurze natkniesz się też na wygódkę. Podczas blisko trzymiesięcznego podróżowa- nia po Nowej Zelandii odwiedziłem przynajmniej 80 latryn. W 70 było czysto. W każdej był papier toaletowy. Cztery: Ceny produktów spożywczych mogłyby wywołać drugi Grudzień’ 70, ale świeże sushi kosztuje tyle co chleb. W miastach cena sushi spada po godz. 15 o 25 proc., a po godz. 17 o 50 proc. Punkt 5.

Zabierz spray na muszki i wykończ je. Inaczej one wykończą ciebie.

A teraz ruszaj ze mną! Opuszczam Auckland po dwóch dobach. Tutejsza Sky Tower, najwyższa wieża kraju, jest nudna jak gondole w Wenecji. Z kolei w aucklandzkiej Galerii Sztuki czuję się, jakbym trafił tam godzinę po napadzie, a rabusie wynieśli wszystko co cenne.


DRAG QUEEN Z BARBADOSU

 

Ty też nie trafiłaś do Nowej Zelandii, by snuć się po głównym deptaku miasta – Queen Street, gdzie wysadzane brylantami zegarki i pierścionki ze szmaragdami załatałyby dziurę budżetową Grecji. Lepiej popędź do portowej części Auckland, gdzie jachty cumują wszyscy Carringtonowie świata i dają się podziwiać jak bażanty w królewskim ogrodzie.

Scena z portu: jacht wielki jak King Kong, a na pokładzie trzy pary – trzech dystyngowanych emerytów i ich dwudziestoparoletnie zdobycze. Szampan i prywatna orkiestra na pokładzie. Panie proszą panów do tańca. Pierwsze dźwięki Say You, Say Me Lionela Richie. – Podróżujemy w tym składzie od trzech miesięcy. Wracamy z Nowej Kaledonii. Myślimy o Polinezji Francuskiej, ale czy tam popłyniemy? Jestem jak piórko, którym zawiewa wiatr. Ty też bądź – sprzedaje mi receptę na życie Ben, prezes konsorcjum budowlanego.

Twe ostatnie chwile w Auckland. Może będziesz miała trochę szczęścia i spotkasz na skwerze przy restauracji Portofino Larry’ego Woodsa, słynnego na cały kraj pucybuta, szwagra nowozelandzkiego ministra, który zabawi cię historiami z czasów, gdy był futbolistą amerykańskiej NFL. Może trafisz (podobnie jak kiedyś ja) na Karangahape Road, do dzielnicy zapomnienia, gdzie wieczory spędza Wendy, drag queen z Barbadosu: – Czy mogę spojrzeć na twój sprzęcik? – spytała mnie wtedy. – Jesteś piękna, ale spieszę do Family Baru, by choć przez chwilę poczuć się jak Dan Futterman w Klatce dla ptaków – odpowiedziałem. – Uciekaj już, cukierku – rzuciła mi na pożegnanie i nie spotkaliśmy się już nigdy więcej.

Wyruszyłaś ze mną, więc jedziemy północnym wybrzeżem w stronę Plaży 90 mil. Słońce parzy skórę, więc szukamy schronienia w rezerwacie jaskiń Abbey na zachód od Whangarai, by później udać się do Bay of Islands – Jerozolimy surferów. Nie zabawimy tam długo, bo przed świtem musimy dotrzeć na Przylądek Reinga, gdzie słońce wschodzi najwcześniej i najwcześniej rozpoczyna się dzień. Czy stać nas na głębszą refleksję, na ten moment transcendencji, gdy budzące się słońce witają z nami tuziny turystów, a do punktu widokowego przy latarni morskiej prowadzą dziesiątki tabliczek?

KAMPER KOHLA

Wracamy wzdłuż wybrzeża w kierunku Wyspy  Południowej. Uciekając od Auckland, zatrzymujemy się na noc w Orewa. Na piaszczystej plaży wielkości piętnastu boisk piłkarskich kilkanaście namiotów i ognisk. Podjeżdża kamper, wysiada   z niego syn Helmuta Kohla i radzi, by udać się do Coromandel. Walter Kohl przyleciał do Nowej Zelandii po raz pierwszy i gdyby nie zbliżająca się premiera jego książki w Niemczech, najpewniej już nigdy nie opuściłby kraju kiwi. – To poradnik   o tym, jak podnieść się po próbie samobójczej. Moja matka popełniła samobójstwo, ja z kolei dwukrotnie targałem się na własne życie. Kiedy patrzę na Waikato, na ten matecznik Maorysów albo na zielone doliny Peninsuli, to cieszę się, że jestem pośród żywych – wyznaje Walter, po czym prosi do swojego kampera na pastę z serem gorgonzola.

Następnego dnia ginie mu telefon komórkowy, a ja czuję  dyskomfort. – Walter, mam nadzieję, że mnie nie podejrzewasz – zagajam, mając w głowie niemieckie dowcipy o Polakach.   – Nie mam prawa widzieć w tobie złodzieja – odpowiada.

Zapytasz, podróżniczko, jak jest w Coromandel, gdzie ciepłe prądy podgrzewają wody oceanu i gdzie rozgrzebując łopatą mokry piasek na Hot Water Beach, możesz poczuć się jak w 40-stopniowym jacuzzi. Być może zdecydujesz się na przechadzkę po dolinie Kauaeranga, wdrapiesz się na linowy most i rzucisz pomarańczowy kalcyt do rwącego potoku, do którego 150 lat wcześniej ściągali poszukiwacze złota z całego kraju.

NA KSIĘŻYCU

Śmierdzi zepsutym jajem. To znak, że docieramy do Rotorua,  miasta gejzerów i geotermalnych dziwów. Spójrz na prawo: bucha para, a siarkowodór zatyka nozdrza. Na tablicy informacyjnej czytamy, że to gejzer Pohutu, który wypluwa parzącą wodę na wysokość 20 m. A ja mówię, że jesteśmy na Księżycu. Berek. Kto pierwszy do wulkanu Tarawera, ten Neil Armstrong, a przecież nikt nie chce być Buzzem Aldrinem.

W 1886 r. erupcja Tarawery pogrzebała wioskę Maorysów   i pobliski hotel. Turyści stali w bezruchu i do końca wpatrywali się w napływającą lawę. Na nas jednak czas. 10 km stąd czeka ukryte w dolinie jezioro Blue Lake. Jeśli nam się poszczęści, nie będzie turystów, a my, rozebrani do rosołu, poczujemy organiczne podniecenie.

Czas goni, więc pędzimy rozklekotaną toyotą przez pustynię  w kierunku Wellington. Ostrożnie! Policyjne suszarki dopadną cię, gdy przyciśniesz zbyt mocno w gaz, a przekroczenie prędkości o 50 km uszczupli twój budżet o 750 dol.

Postój nad największym nowozelandzkim jeziorem Taupo (w języku Maorysów: „tam gdzie panuje noc”). Sięgam po zapiski z ostatniej podróży: Punkt 1. W portfelu pusto? Zatrudnij się na tydzień w jednej z kilkuset farm, które oferują nocleg i wyżywienie w zamian za cztery godziny pracy przy zwierzętach albo zbiorach owoców. Przed wyjazdem do Nowej Zelandii postaraj się o wizę work&travel. Dwa: Jesteś muzykantem? Na ulicach Auckland i Wellington zarobisz w godzinę nawet 30 dol. Po trzecie: Jeśli nie stać cię na benzynę, przesiądź się na rower. Jeśli chcesz poruszać się autostopem, uzbrój się w cierpliwość. Autostopowiczów jest wielu, a nowozelandzcy kierowcy coraz rzadziej zatrzymują się na szosie. 4. O darmowy nocleg możesz pytać farmerów. Jeden na dwóch zgodzi się na rozbicie namiotu. Punkt 5. Nie trać czasu na Wellington. To tylko jedna z wielu stolic świata. Chyba że gra mecz nowozelandzka reprezentacja rugbystów – All Blacks. I niech cię nie kusi, by usiąść na trybunach w żółto-zielonej czapce Australii. Punkt 6. W pobliżu Wellington znajduje się Hobbiton – atrakcja turystyczna numer jeden w Nowej Zelandii. Na zielonych wzgórzach mikroskopijne chatki, których dachy porasta trawa. Kręte ścieżyny i cudaczne korony drzew. Poznajesz? To tam Peter Jackson kręcił Władcę Pierścieni.

ŻEGNAJ, PÓŁNOCY!

Przemierzamy Wellington i od razu udajemy się do portu, gdzie czeka prom, który przetransportuje nas na Wyspę Południową (bilet dla dwóch osób z samochodem to koszt ok. 250 dol. NZ).

Podczas blisko trzygodzinnego rejsu możemy karmić jednorękiego bandytę, pałaszować hot dogi albo ziewać przy nowozelandzkiej produkcji Jeździec wielorybów. To historia młodej Maoryski, która szuka swojego miejsca w plemieniu zdominowanym przez mężczyzn.

Wolałbym zobaczyć film o Maorysce, która podaje w barze frytki i zarabia mniej niż sprzedająca te same frytki potomkini Holendrów. Ja jednak wychodzę na taras widokowy pogapić się na latarnie morskie, miniaturowe domki samotnie na wybrzeżu i zacierające się we mgle kontury zielonej Wyspy Północnej. Żegnaj dniu!

KĄPIEL Z DELFINAMI

 

Zapytasz, która piękniejsza? Tolkienowska i stosunkowo płaska Wyspa Północna czy surowa i górzysta Wyspa Południowa? Co bardziej cieszy oko? Bezkresne jaskrawozielone przestrzenie rolniczej Północy czy zjazdy i podjazdy krętymi drogami przestrzelającymi gęste lasy. Spór o wyższość jednej wyspy nad drugą toczą od lat turyści i mieszkańcy. Najpewniej jednak nigdy nie zostanie rozstrzygnięty.

Zabieram cię więc do Kaikoura na świeże krewetki (specjalność tamtejszych knajp), schłodzony napój cydrowy i kąpiel z delfinami. Jeśli załapiesz się na późnopopołudniowy rejs, to jest gwarancja, że będziesz świadkiem poobiednich zabaw morskich ssaków. A może chcesz zobaczyć wieloryba? Firma, która organizuje ekspedycję, zwróci ci 80 proc. ceny biletu, jeśli podczas rejsu nie zobaczysz z bliska walenia.

TU SIĘ POKOCHALI

Mijamy okaleczone przez trzęsienie ziemi Christchurch – Anglię beta przerzuconą na Pacyfik, jej neogotyckie świątynie i pedantyczne ogrody.

Nad przełęczą Arthura znów łapiemy oddech. Na 50-kilometrowym odcinku 16 dwutysięczników. Witaj w Alpach Południowych! Wybierzmy się na spacer do wodospadu Bridal Veil (welon panny młodej) albo doliną Bealey do podnóża Mount Rolleston. I dalej, wzdłuż zachodniego wybrzeża, aż pod przykrytą śniegiem Górę Cooka – najwyższy szczyt Nowej Zelandii (3754 m n.p.m.), który w 1991 r., na skutek osunięcia się skał, stracił na wysokości 10 m. Powietrze ostre jak po kroplach do nosa. I wyznanie utrwalone flamastrem w jednej z przydrożnych latryn: Karolina i Patryk ze Szczecina. Tu się pokochali.

P.S.

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest całkowicie zamierzone. Autor był w Nowej Zelandii na przełomie 2010 i 2011 r. Naprawdę spotkał na swej drodze Waltera Kohla, naprawdę zwiedził 80 latryn i naprawdę dał kosza drag queen z Barbadosu. I szczerze zachęca, by choć trochę pójść w jego ślady!

3 tricki jak nie przepłacać:

1. Wypatruj darmowych pól biwakowych.
2. Przesiądź się na rower.
3. Pij wodę z kranu. Jest zdrowa i nic nie kosztuje.

INFO

Język: angielski, maoryski.

Ludność: 4,393 mln.

Religia: bezwyznaniowcy - 34 proc., anglikanie – 14 proc., katolicy – 13 proc., prezbiterianie – 10 proc.

Waluta: dolar nowozelandzki

Od grudnia do lutego – a więc w porze letniej, kiedy temperatury są najwyższe, a opady deszczu stosunkowo niewielkie. Kraj budzi się do życia. Można korzystać z kempingów i wielu atrakcji turystycznych uzależnionych od pogody. Samolotem z międzylądowaniem w Londynie, Frankfurcie‚ Helsinkach albo, w którymś z krajów azjatyckich. Najtańsze połączenia zwykle oferuje Air Asia: 3–5 tys. zł za bilet w obie strony. Wiza nie jest wymagana, jeśli pobyt trwa maksymalnie 3 miesiące i ma charakter wyłącznie turystyczny. Najlepiej wykupić bilet na  wszystkie linie autokarowe obsługujące daną wyspę (ok. 450 dol. NZ), wynająć samochód (23–60 dol. NZ za dobę) lub kamper (od 70 dol. NZ za dobę). Stosunkowo najkorzystniej jest żywić się w fast foodach: najtańszy zestaw ok. 10 dol. NZ. Plażowanie na obu wyspach oraz surfing (jeśli masz własną deskę) są za darmo. Opłacalnym wydatkiem będzie kupno doładowywanej karty SIM do własnego telefonu komórkowego.

NIEPEŁNOSPRAWNI

Środki komunikacji miejskiej i międzymiastowej są przygotowane do transportu osób niepełnosprawnych. W większych miastach występuje szereg udogodnień. Język migowy jest w Nowej Zelandii, obok angielskiego i maoryskiego, językiem urzędowym. Na niektórych uczelniach wyższych wprowadzono obowiązek nauki języka migowego. Nowa Zelandia uważana jest za kraj bezpieczny. Niemniej zdarzają się kradzieże i napaści rabunkowe, dlatego  lepiej omijać np. osiedla biedoty na obrzeżach Auckland. Gdy decydujemy się na wynajem samochodu/kampera, należy pamiętać, by na parkingach i polach namiotowych nie pozostawiać wartościowych rzeczy na widoku. Ceny podstawowych porad lekarskich: internista 50–100 dol. NZ, specjalista 80–200 dol. NZ (należy mieć skierowanie od internisty – poza chirurgią), dentysta 50–200 dol. NZ. Ambasada RP w Wellington 17 Upland Road, Kelburn Wellington 6012, tel. (00 644) 475 94 53, faks (00 644) 475 94 58. www.poland.org.nz www.newzealand.com, www.tourism.net.nz

NOCLEG

  • Wyznaczone miejsca  dla kamperów na obu wyspach (niektóre za darmo), pola kempingowe.
  • Hostele typu backpackers, sieć Scenic Circle.
  • Hotele Hilton, Hyatt,  Sheraton.

JEDZENIE

  • Produkty spożywcze w sieci sklepów z najniższymi cenami Countdown.
  • Dania kuchni regionalnej w barach o niższym standardzie i gospody przy hotelach.
  • Euro Restaurant & Bar  – słynna restauracja w Auckland. 

ROZRYWKA

  • Piesze wycieczki po parkach i rezerwatach. Listę darmowych tras sprawdź na www.tourism.net.nz 
  • Surfing
  • Wycieczki rowerowe
  • Łowienie ryb
  • Wycieczki konne
  • Skoki na bungee
  • Narty
  • Skoki ze spadochronem
  • Paralotnie
  • Wyprawy dżipami po górskich szlakach