W Nowosybirsku już wiadomo, że z planów matrymonialnych Kirgiza nici, ale niezrażony tym zabiera nas wszystkie trzy do restauracyjnego. To jedyne miejsce, gdzie w pociągu można legalnie pić alkohol. Ponieważ dla wielu pasażerów to już trzeci dzień drogi, stroje są bardziej niechlujne, atmosfera mniej zobowiązująca niż na początku. Na dodatek już nie wiadomo, jaką mamy porę dnia. Wszystkie zegary na dworcach, niezależnie gdzie się znajdują, pracują w czasie moskiewskim. Pokazują zupełnie inną godzinę, niż wynikałoby to z wysokości słońca na niebie. Kirgiz, Czyngis, już nie musi udawać abstynenta. Zaprasza nas na wódkę. I zawiedziony pije ją sam, nalewając z półlitrowej karafki coraz to większe porcje do kieliszka, bo my wolimy piwo. Gada nam się całkiem fajnie. Smutno mi tylko, bo wiem, że za kilkanaście godzin i oni wysiądą. Zanim jednak to nastąpi, obiecujemy sobie, że zakolegujemy się na Facebooku.

Z głośników w restauracyjnym leci rosyjski pop, taki sam beznadziejny jak wszędzie indziej na świecie, ale mnie wzrusza do łez. Piosenki, które słyszałam już tyle razy w czasie poprzednich podróży do Rosji. No i ponadczasowe hity, takie jak Milion róż Pugaczowej. Kelnerka chce nas wygonić, bo od godziny ślęczymy nad jednym zamówieniem. Ale mięknie, gdy Czyngis wdaje się z nią w pogawędkę o miłosnych perypetiach pięknej Ałły. Czto chotitie, eto Rossija – przypomina mi się powiedzonko. Wracając z restauracyjnego, natykamy się na rodaków Kirgiza. Kopcą papierosy w dziurze między wagonami zwanej tamburem. Tutaj to prawdziwe królestwo pasażerów. Szczególnie tych co bardziej buntowniczo nastawionych. Jedyny obszar, nad którym nie rozciąga się kontrola prowadników. Ziemia niczyja pomiędzy dwoma wagonami, gdzie można więcej, ale za to znosić trzeba przeraźliwy stukot kół i zimny wiatr. Chłopaki znów częstują wódką. Tym razem nie odmawiamy i wypijamy z nimi po symboliczne sto gramów z plastikowych kubków.

W riestoranie, w riestoranie

Teraz jadę tylko do Ułan Ude. Nie dla mnie, jak śpiewał Wysocki, otkryt zakrytyj port Wladiwostok, który obecnie jest jednym z najbardziej otwartych i światowych miast Rosji. Wysiadam zaledwie kilka godzin po Kseni i Maszy, znajomych studentkach z Irkucka. Akurat w momencie kiedy z pociągu wreszcie zaczyna być coś widać, bo nastał rejon stepów i odwieczne bieriozki przestały zasłaniać krajobraz. Wcześniej tylko kilka razy migały drewniane rosyjskie chaty i fragmenty miast, z których kilka, jak Krasnojarsk czy Omsk, jest naprawdę ładnych, ale na ogół nie widać tego z okien pociągu. Bo w kolei transsyberyjskiej ważne i ciekawe rzeczy dzieją się w środku. Jeździ się nią po to, by poznać rosyjską duszę, a nie rosyjskie krajobrazy. Atmosfera podróży sprzyja zwierzeniom. Ludzie zamknięci przez kilka dni na niewielkiej przestrzeni, na dodatek przekonani, że nigdy więcej się nie spotkają, i znudzeni monotonią jazdy, zaczynają opowiadać swoje życie.

Zaprzyjaźniłam się nawet ze srogą Iriną. Kiedy przyszłam do niej nad ranem po herbatę, posadziła mnie na swojej kozetce i zaczęła wypytywać, co tam w „wielkim świecie”. Jej mąż był wojskowym. Miała z nim jechać na placówkę do Legnicy, ale właśnie kiedy dostał powołanie, przestało się między nimi układać. – Baby ciągle różne miał i pił na dodatek jak wariat – tłumaczyła. Ich związek ostatecznie się skończył, kiedy Irina z rozwaloną szczęką, w płaszczu narzuconym na koszulę nocną, musiała uciekać do matki. – Inna by to znosiła do dziś, ale ja jestem samodzielna. Nie będzie mi chłop życia marnował – zapewniała mnie z dumą. Kolej to w Rosji prawdziwa instytucja. Zwyczaje, jakie tu panują – rytuały oblekania i zdawania pościeli, zamykania i otwierania toalet – to często jedyna stabilna rzecz, jaka ostała się w tym państwie wiecznych turbulencji. Jednak by tego wszystkiego doświadczyć, trzeba się śpieszyć. Dziś już nie jest tak, jak było pięć lat temu, a i pięć lat temu było inaczej niż 15 lat wcześniej. Jeśli nie wybierzecie się w tę podróż w ciągu najbliższych kilku lat, bezpowrotnie stracicie szansę na jedną z największych przygód życia.

Nie, nie zlikwidują połączenia Moskwa–Władywostok ani tajga nie pochłonie torów. Pociągi na tej trasie dalej będą kursowały, tylko że przejażdżka koleją transsyberyjską coraz bardziej będzie przypominać podróż każdym innym pociągiem. Bo Rosja, na przekór nieustannym wysiłkom jej rządów, jednak normalnieje. Rosjanie jeżdżą po świecie, oglądają zagraniczną telewizję i coraz bardziej chcą żyć i podróżować tak jak inni Europejczycy. Jeśli będziecie się ociągać, nie spotkacie już prowadnicy – dyktatorki, która będzie dyrygować całym wagonem pasażerów, jakby to były dzieci jadące na kolonie. Nie napijecie się w tamburze wódki z przygodnie poznanym Kirgizem. I nie posłuchacie ckliwej rosyjskiej popsy w wagonie restauracyjnym: w riestoranie, w riestoranie jest’ muzyka, jest guljanie, która ukołysze was wraz ze słodkim, sentymentalnym stuk-stuk, stuk-stuk, stuk-stuk... Wszystkie opisane osoby spotkałam w rosyjskich pociągach, jednak w rzeczywistości nie w czasie tej samej podróży. Warto wiedzieć:Atmosfera podróży sprzyja zwierzeniom. Ludzie przekonani, że nigdy więcej się nie spotkają, opowiadają sobie swoje życie. 9289 kilometrów ma całkowita długość torów kolei transsyberyjskiej, przekracza ona aż 8 stref czasowych, jest więc najdłuższą linią kolejową na świecie. Wybudowana w latach 1891–1916. Główny szlak prowadzi z Moskwy do Władywostoku, i to od niego w okolicach Bajkału odbijają dwa kolejne do Pekinu.

 

 

Kolej transsyberyjska.