Na środkowej tarczy armeńskiego godła wypatrzymy dwa wierzchołki Araratu i zarys arki. Ormianie wierzą, że ich naród wywodzi się od legendarnego Hajka, praprawnuka Jafeta, syna Noego (Armenia po ormiańsku to Hajastan). Jeśli nie ma chmur, Ararat dobrze widać ze stołecznego Erywania. Ale znajduje się już za granica – w Turcji, gdzie nazywają go Agrı Dagı, czyli Góra Bólu.

Obecne państwo armeńskie jest piątym w historii. Pierwsze powstało na początku II w. p.n.e. i przetrwało 600 lat. Za rządów Tigranesa II (95–56 r. p.n.e.) obejmowało znaczna część Bliskiego Wschodu. Drugie istniało na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia naszej ery. Jego stolica było Ani, miasto tysiąca kościołów, obecnie także w Turcji (tuz nad granica). Potem Armenia na 300 lat odrodziła się w Cylicji nad Morzem Śródziemnym (również na terenie dzisiejszej Turcji). Czwartym państwem była Demokratyczna Republika Armenii (1918–1920) proklamowana na Kaukazie po upadku carskiej Rosji. Potem była republika radziecka. Niepodległość przyniósł jej upadek ZSRR w 1991 r.

Podróż po Armenii to wędrówka w czasie. Współczesny Erywań jest miastem młodym, centralne place i ulice wytyczono w XX w. Ale na przedmieściach znajdziemy ruiny twierdzy Erebuni założonej przez króla starożytnego państwa Urartu Argisztiego I w 782 r. p.n.e. A wśród zabudowy mieszkalnej wypatrzymy stare świątynie, miedzy innymi surowy kościół Katogike z XIII w. W Instytucie Rękopisów, znanym pod nazwa Matenadaran, udostępniono zwiedzającym dawne ormiańskie manuskrypty (najstarsze maja półtora tysiąca lat).

Na turystycznym szlaku napotkamy przede wszystkim obiekty sakralne. Trzydzieści kilometrów od stolicy, w wiosce Garni, zachowały się zabudowania dawnej twierdzy wraz z bazaltową świątynią poświęconą bogu słońca Mitrze (z I w n.e.). Kompleks zagrał zresztą w polsko-radzieckim filmie Podróże Pana Kleksa – kontynuacji przebojowej Akademii Pana Kleksa.

 

Armenia była pierwszym państwem, które przyjęło chrześcijaństwo jako religię państwową. Miało się to stać w 301 r. – 665 lat przed chrztem Polski! Na czele Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego stoi katolikos. Jego siedziba jest Eczmiadzyn z katedra z V w. Z Erywania jedzie się tam niespełna pół godziny.

Z setek innych świątyń najbardziej bodaj malownicze to: klasztor Chór Wirap (Głeboka Studnia) z widokiem na Ararat, klasztor Tatew w Górach Zangezurskich na południu kraju (można się tam dostać najdłuższą na świecie kolejką linową) oraz Sew Wank (Czarny klasztor) wznoszący się na wysokim brzegu jeziora Sewan. Oryginalnym ormiańskim wkładem w sztukę chrześcijańską są chaczkary – kamienne krzyże o bogatej ornamentyce.

Jedno z najbardziej niezwykłych miejsc w Erywaniu nie ma jednak charakteru religijnego. To muzeum Siergieja Paradżanowa, wielkiego reżysera, twórcy tak znanych obrazów jak Barwy granatu czy Cienie zapomnianych przodków W budynku zaprojektowanym przez samego artystę w tradycyjnym kaukaskim stylu zgromadzono między innymi jego kolaże.

Armenię najlepiej zwiedzać jesienią – we wrześniu, październiku, a nawet listopadzie. Nie ma już męczących upałów, ale jest jeszcze dość ciepło. Z reguły świeci piękne słońce, w którym uwidaczniają się wszystkie barwy Armenii.

Tuf, czyli skamieniały popiół wulkaniczny, z którego wybudowano współczesny Erywań, może być niebieski, pomarańczowy, beżowy, brunatny, a nawet różowy i fioletowy (tuf łatwo kroi się w bloki i jest porowaty jak pumeks). Nieprzypadkowo największy współczesny ormiański malarz, Martiros Sarian, który wierzył, że ziemia jest istotą żywą i ma duszę, był kolorystą.

 

Jesień to także czas dojrzewania „narodowych” ormiańskich owoców – granatów. Robi się z nich wino zachwycające głębokim smakiem. Oczywiście zwykłe wino z winogron też się tu pija. Oba najlepiej zagryzać tradycyjnym ormiańskim kozim serem. Wyrazistym jak kraj, z którego pochodzi.