Czarny, biały, turkusowy

Lubię środkowoamerykańskie dylematy: napić się ryżowo-cynamonowej horchaty czy „żabiej wody” (z trzcinowym cukrem, limonką i imbirem)? Szukać mrówkojadów czy leniwców? Kąpać się na plażach Pacyfiku czy tych karaibskich? Kostaryka jest na szczęście tak niewielka, że w tej ostatniej kwestii bez problemu można wypróbować obie opcje.
 

W poszukiwaniu karaibskich klimatów jadę do Puerto Viejo de Talamanca, ale szybko okazuje się, że zbyt wielu turystów szuka tam tego co ja. – Jestem z Cahuity – mówi nowo poznana Kostarykanka i przekonuje, że to tam jest najpiękniej. Wskakuję do autobusu i po półgodzinie docieram do miasteczka.
 

W Cahuicie czas płynie leniwie. Z sodas, małych rodzinnych barów, słychać reggae, pachnie kokosowym mlekiem. W okolicy mieszka duża afroamerykańska społeczność, co widać w lokalnym stylu życia.
 

Największa rafa koralowa w całym kraju przyciąga miłośników snorklingu, park narodowy zaczyna się kilka metrów od ostatnich domów miasteczka. Playa Negra, z czarnym wulkanicznym piaskiem, jest jedną z najczystszych plaż w Ameryce Środkowej. Jeśli ktoś woli mniej oryginalny biały piasek, wystarczy przejść przez miasteczko na tereny parku narodowego, gdzie rozciąga się wspaniała Playa Blanca. Siadam pod palmami, patrzę na przejrzystą turkusową wodę i na myśl przychodzi mi tylko jedno: „To jest dopiero pura vida”.