A co tam, zaszaleję! Będę próbował lokalnych specjałów – bardziej niż słynne owoce morza w mój gust trafia piverunata – potrawka - z koźlęcia. Ale to dopiero preludium. Nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował pasztetu ze szpaków. Zaczęto go wyrabiać ze względu na zakaz... polowania na kosy.

Miejscowi – mili, fajni ludzie – zachwalają też lokalne wino. Próbuję i nie żałuję. Bo jak tu odmówić tak serdecznym gospodarzom? Nieco inne oblicze wyspy można zobaczyć przy drogach: podziurawione pistoletowymi pociskami znaki drogowe w górach, słynne korsykańskie noże – narzędzia wendety – w rękach miejscowych, szemrane uliczki... Korsyka jest najbiedniejszą francuską prowincją, do tego wciąż działa tu ruch narodowowyzwoleńczy. Powodów napięć jest więc sporo. Tymczasem nie zamierzam jednak się na tym skupiać.

 

Łuki, pętle, agrafki

Korsykę przemierzam na siodle motocykla. Dobijam do Bastii. To zatłoczone miasto nie robi na mnie dobrego wrażenia, uciekam więc w kierunku mniejszego i bardziej klimatycznego Calvi, gdzie – jak wierzą Korsykanie – urodził się Krzysztof Kolumb.

Mimo że wyspa nie jest wielka (183 na 83 km) można tu poczuć nieograniczoną niczym przestrzeń. Jednośladom sprzyja nie tylko łagodny klimat, ale też kręte drogi. Tutejsi drogowcy słowo „zakręt” odmienili chyba na wszystkie znane sposoby – od łuku zaczynając, na serpentynach i agrafkach kończąc. Wygląda to tak, jakby brzydzili się prostymi odcinkami. Tu rada praktyczna: jeśli cierpisz na chorobę lokomocyjną, raczej postaw na biegnącą aż na południe kolejkę wąskotorową.

 

Góry na "wyspie dnia siódmego"

Tak naprawdę za sprawą gór nie da się tu inaczej. Potężne skały wyrastają wprost z morza. Na papierze nie imponują może wysokością – najwyższy szczyt (ze stokiem narciarskim!) Monte Cinto ma 2706 m n.p.m. Ale to wysokości względne robią tu wrażenie – dobrze to widać po zachodniej stronie wyspy, w okolicach Piany.

Droga wykuta w skale z widokiem na otwarte morze jest absolutnym hitem. Ten odcinek przejechałem kilka razy tam i z powrotem, ciesząc się widokiem czerwonych skał i morską bryzą. I wciąż nie miałem dość.

Korsyka wręcz uwielbia kontrasty – wysokie góry sąsiadują z morzem, obok smukłych sosen i rozłożystych kasztanowców rosną gaje oliwne, palmy i pomarańcze. Michel, rodowity Korsykanin, a mój przewodnik, twierdzi, że Bóg stworzył tę wyspę siódmego dnia. A jako że był już zmęczony, do jej budowy użył wyłącznie najlepszych materiałów. I ma rację.

Jestem wręcz oszołomiony widokami i zapachami. Kolory są wyraziste, nasycone. Rośliny kwitną na wyścigi, przyciągając owady. Charakterystyczny zapach nadaje makia – plątanina kolczastych zarośli. W przeszłości dawała świetne schronienie partyzantom walczącym o niepodległość Korsyki.

 

Jedź, jeśli tylko możesz!

Stoję w korku. Samochody zatarasowały drogę w wyniku zderzenia i właśnie trwa usuwanie wraków. Policjant energicznie gwiżdże i nerwowo wymachuje rękami w moim kierunku. Poboczem podjeżdżam do niego i karnie się zatrzymuję. Po chwili słyszę reprymendę: „Masz motocykl, to jedź poboczem! Nie powiększaj korka!”. Szybko korzystam z tej możliwości. Tak naprawdę jedynym poważnym wrogiem motocyklistów na wyspie są wałęsające się samopas stada owiec, kóz, świń i krów.

Gdy po drodze zatrzymuję się na kawę i obowiązkowy korsykański sernik fi adone, zawsze znajduje się powód do pogawędki. Tyle tylko, że tutaj angielski nie działa. W grę wchodzi francuski lub włoski.  Ewentualnie korsykański, który brzmi jak mieszanka tych obu. Na szczęście na wybrzeżu zdarzają się wyjątki. W knajpce na białych klifach Bonifaccio zaskakuje mnie kelner Giorgio – wpierw tłumaczy płynną angielszczyzną, potem przechodzi na polski. Jak się okazuje, miał dziewczynę znad Wisły.

Ja do Polski jadę z naładowanym do pełna akumulatorem. Mentalnym. Mam wrażenie, jakbym wracał z innego kontynentu.

 

Warto wiedzieć

 ■ DOJAZD
Opcje są dwie: dojechać na kołach do włoskiego Livorno, a następnie wsiąść na prom do Bastii (ok. 40 euro motocykl plus 1 osoba) lub dolecieć na wyspę samolotem, a na miejscu wypożyczyć motocykl (od ok. 35 euro). Najtańszy jest przelot z Modlina do Ajaccio z przesiadką w Paryżu lub w Tuluzie – ok. 1400 zł (Ryanair i Volotea).

■ NOCLEG
Motel w Calvi można znaleźć za 200 zł, a w Ajaccio – za 400 zł. Pole namiotowe: 30–40 euro.

■ JEDZENIE
Warto spróbować lokalnych serów, wędlin, deserów oraz wina; wybrzeże jest rajem dla fanów świeżych owoców morza. Ceny sporo wyższe niż na kontynencie.

■WARTO SPRÓBOWAĆ
SZLAK GR20. Najtrudniejszy pieszy szlak górski w Europie. Najlepiej wybrać się tam od połowy czerwca do połowy  października (nie ma śniegu w górach). Czas przejścia: 15 dni (wędrówka przez 6–7 godz. dziennie).

Tekst: Jarosław Modrzejewski