Ratuj kto może 

Po tragicznych zdarzeniach pojawiły się głosy, że powinny być wprowadzone ograniczenia wejść na Czomolungmę. Wiele osób w środowisku, jak na przykład angielski himalaista Chris Bonington, uważa, że niezbędne są limity osób, które jednego dnia mogą atakować szczyt. – To kwestia życia i śmierci – komentował w brytyjskiej gazecie The Telegraph. – Teoretycznie świetny pomysł, w praktyce niewykonalne. Tak samo jak ograniczenia liczby ekspedycji – ripostuje Kobielski. – Nepal żyje z Everestu i jeżeli nałoży takie ograniczenia, to jednocześnie znacząco zwiększy cenę za wejście. Wtedy będzie dostępny tylko dla bogaczy, a przecież nie o to chodzi – dodaje.

Darek Załuski też nie jest przekonany. Przecież tego, że ludzie będą chcieli zdobywać najwyższą górę świata, nie da się zmienić. To jak walka z wiatrakami. Może lepiej postawić na umiejętności i w jakiś sposób sprawdzać, czy osoby wybierające się na Everest mają wystarczające doświadczenie. Poleca też wchodzenie alternatywnymi drogami, jak choćby tą z Tybetu. Simone Moro ma bardziej radykalne rozwiązanie. Prawdziwi wspinacze i himalaiści na Everest powinni, jego zdaniem, wchodzić tylko zimą – wtedy nie ma żadnych komercyjnych klientów. Nie dodał jednak, że tę sztukę potrafi  wykonać tylko kilku czołowych wspinaczy na świecie.

Co ma więc zrobić osoba, która chce stanąć najwyżej jak się da, a przy okazji nie chce uczestniczyć w całym tym komercyjnym wariactwie? Przede wszystkim ważne jest odpowiednie przygotowanie. Ono zapewni, że mniej zaszkodzimy sobie, innym wspinaczom i samej górze. Tomasz Kobielski zaznacza, że na swoją wyprawę zabierze tylko takie osoby, które mają wcześniejsze doświadczenie wspinaczkowe i stanęły już przynajmniej na jakimś siedmiotysięczniku.

Konieczne jest też przygotowanie teoretyczne, poznanie topografii góry, lokalnych zwyczajów, zasad panujących w obozach. To zapewni, że nie będziemy kolejnymi komercyjnymi turystami, bezwiednie prowadzonymi przez przewodników. Ważne jest też, by nawet w sytuacjach największego zmęczenia pamiętać o ekologii. Bezwzględnie należy ze sobą zabierać wszystkie śmieci. Najlepiej nie tylko te swoje. Te wytyczne dotyczą zresztą nie tylko Everestu, ale wszystkich gór „naj”.

Kilimandżaro jest chyba drugą najbardziej obleganą górą świata. Większość problemów, które pojawiają się na Evereście, można znaleźć i tam. – Nie ma co się dziwić. Ludzie zawsze będą chcieli zdobywać szczyty, które są najwyższe, najpiękniejsze, najbardziej znane – komentuje Załuski. – Niewielu zaimponuje, że wszedłem na Monte Rosa, ale Mont Blanc jak najbardziej – dodaje Kobielski.

Pytanie tylko, czy takie zdobywanie to nadal wspinaczka, czy może bardziej turystyka. Reinhold Messner nie ma wątpliwości. Komercyjne wyprawy, z szerpami, linami, tlenem, nie mają nic wspólnego z alpinizmem. To czysta turystyka. Dariusz Załuski i Tomasz Kobielski nie są jednak tak radykalni. – To ciągle jest himalaizm. Może nie sportowy, bardziej komercyjny, ale himalaizm. Wbrew obiegowej opinii wejście na szczyt Everestu to nie jest bułka z masłem, tylko potężny wysiłek – zaznacza Kobielski. Załuski zauważa, że nawet jeżeli jest to dziś wielki biznes, to przecież taka turystyka nie ma wyłącznie negatywnych aspektów. Ważne jest nie czy, tylko w jakim stylu się górę zdobędzie. – Ludzie wchodzą na Everest z przeróżnych powodów. Od duchowej przemiany po chęć sprawdzenia się na takiej wysokości. Każdy jest dobry – dodaje. Najlepiej wyraził to George Mallory, który wziął udział w pierwszej ekspedycji na Mount Everest. Zapytany, dlaczego wspina się właśnie na tę górę, odpowiedział: „Bo jest”.