Na przykład ostatnio przestraszyła mnie moja najlepsza z żon – przyniosła mi kapsel od jakiegoś napoju, gdzie znalazła pewną informację:
55-letni Chińczyk Wei Mingtang potrafi nie tylko zdmuchiwać uszami świece (co jeszcze jestem w stanie zrozumieć), ale na dodatek jest w stanie wspomnianymi uszami nadmuchiwać balony. Ten drugi fakt mnie przeraził. Bo uświadomiłem sobie, że Chiny mogą wystawić do wojny kilkumilionową armię. Potem wyobraziłem sobie tę potężną armię Chińczyków nadmuchującą chińskie balony swoimi chińskimi uszami.
To byłby horror. Wyłączyłem światło (porażenie prądem!), wszedłem pod stół i zacząłem się martwić, że nie urodziłem się jako piąte dziecko – bo wiadomo przecież, że co piąte dziecko na świecie rodzi się Chińczykiem. Może wtedy bym przetrwał.
Potem szybko wyszedłem spod stołu, bo przypomniałem sobie jakąś reklamę, gdzie roztocza wielkości rozrośniętego królika atakowały dziecko pod stołem właśnie.
Postanowiłem więc gdzieś szybko wyjechać. Ale okazało się, że do Azji nie mam po co lecieć – ciągle są tam tsunami albo trzęsienia ziemi. W Afryce biją białych. Na Antarktydzie są pingwiny, które mogą być nosicielami ptasiej grypy. W Europie rządzą masoni. W Australii chodzą do góry nogami i mają kangury, które potrafią nieźle uderzyć. W Ameryce są terroryści. Zresztą terroryści są wszędzie.
Potem prawie przestałem jeść, bo okazało się, że większość produktów spożywczych ma dziwne dodatki zaczynające się od E, a potem są cyfry – a ja zawsze byłem kiepski z matematyki. A te dodatki (choć moja teoria mówi, że to wina cyfr) mogą powodować różne choroby. Teraz jem tylko to, co ma gumę arabską. Bo wiem, co to guma. Chociaż arabska guma może być związana z działaniem Al Kaidy. Ale nie mogę dać się zwariować! Trzeba coś jeść. Prawda?
I w ten sposób odkryłem w wiośnie moich 37. urodzin, że życie jest naprawdę niebezpieczne. Może się nawet zakończyć śmiercią!
I to nie jest śmieszne – a biorąc pod uwagę statystyki, wychodzi na to, że najbardziej niebezpiecznym miejscem na świecie jest łóżko. Najwięcej ludzi umiera w łóżku. Z tego też powodu zacząłem sypiać na podłodze – atakujące nocami roztocza nie są tak groźne, jak łóżka.
Do tego doszła dziura ozonowa, zmiany klimatu, złe feng shui, teczki, podatki oraz elity. Postanowiłem jednak coś zrobić ze swoim strachem i zacząłem szukać informacji o tym, jak to jest z tym światem. Czy naprawdę jest tak niebezpieczny?
Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że ze światem zaczęło być naprawdę źle w 1989 roku. Od tego roku systematycznie zwiększa się w mediach ilość problemów, które zaliczają się do katastrof.
Słowo „katastrofa” zrobiło w mediach karierę po zburzeniu berlińskiego muru. W ciągu 6 lat ilość „katastrof” zwiększyła się pięciokrotnie, a potem było coraz gorzej. „Katastrofy” są dziś codziennością. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego upadek komuny tak zwiększył ilość problemów, jakie ma świat – przecież miało być lepiej?
A może po prostu jest tak, że najłatwiej jest rządzić strachem? I że strach się lepiej sprzedaje niż miłość? Od II wojny do 1989 roku komuniści mieli straszak pod nazwą „wyzysk i bicie Murzynów”, w tym samym czasie zachód miał inny straszak – „czerwona zaraza”. Kiedy runął berliński mur, okazało się, że trzeba ludziom znaleźć coś innego, czego mogliby się bać – najpierw były więc katastrofy ekologiczne, potem pluskwa milenijna, wreszcie Chińczycy (żeby nie wspominać o innych koniunkturalnych i lokalnych niebezpieczeństwach), a od 11.09.2001 mamy terrorystów.
I nagle zrozumiałem, ze wiedza naprawdę pozwala mi opanować strach. Od kilku dni znowu sypiam w łóżku, zacząłem jadać, przestałem opalać się na żółto i zaraz lecę do Afryki.