Ongka ma dziewięcioro dzieci, cztery żony i kilkaset świń. Tymi ostatnimi zajmuje się cała rodzina. Żony i dzieci karmią je, czyszczą, nie pozwalają im uciec. Dzięki tej pomocy on może spokojnie zdobywać kolejne świnie. Jak mówi Ongka: „Bez świń jesteś nikim”. To one są w życiu najważniejsze, bo wyznaczają status nie tylko ich właściciela, ale całego plemienia. Oprócz 600 świń Ongka musi zebrać jeszcze 50 rzadkich ptaków kazuarów, motocykl, ciężarówkę i trochę gotówki. Zajmie mu to całe pięć lat namawiania osób z jego plemienia i bliskich, by oddali część swojej trzody, wymiany z innymi ludami i próby powiększenia własnego stada. Wszystkie te wysiłki po to, by sąsiedniemu plemieniu dać cały ten majdan w… prezencie. Dziesięć lat wcześniej wódz pobliskiej wioski sprezentował Ongce 400 świń. By odzyskać dominującą pozycję plemienia Kawelka, teraz on chce dać znacznie więcej. Kto nie daje, nie liczy się. Taka wymiana na terenach Papui-Nowej Gwinei, zwana moką, trwa od setek lat i jest jedną z najważniejszych tradycji w okolicach Mount Hagen, w środkowej części kraju. Zresztą nie tylko tu. Niedaleko od miejsca, gdzie mieszka Ongka, odbywa się opisany przez Bronisława Malinowskiego rytuał kula. Biorą w nim udział ludy, które zamieszkują m.in. Wyspy Trobrianda. Zamiast świń prezentują sobie naszyjniki z czerwonej perły spondylusa i naramienniki z kręconej muszli. Zawsze o tej samej wartości. Prezent za prezent. Odwiedziny za odwiedziny.

Te pierwotne tradycje obdarowywania się, przedstawione m.in. w filmie dokumentalnym Ongka’s Big Moka z 1975 r., od lat są przedmiotem badań antropologów. Ich wyniki jasno pokazują, że dawanie i otrzymywanie jest jednym z podstawowych zachowań społecznych. Dzięki obdarowywaniu się ludzie umacniają więzy, utrzymują kontakty i rozdzielają majątek, tak by jednocześnie najbiedniejsi dostali dary, a bogatsi dawający zyskali honor. Prezentami zajmują się też socjologowie i psychologowie. Ci ostatni twierdzą, że prezenty, jakie dajemy, wiele mówią nie tyle o osobie obdarowywanej, ale o samym dającym. Według Helmuta Berkina, autora książki Sociology of Giving, dawanie prezentów jest kluczowe w komunikowaniu, co sądzimy o drugiej osobie, a także jak ona nas będzie postrzegać. Dlatego przed wręczeniem prezentu w innej kulturze trzeba się zastanowić, co dać, komu i kiedy. Bo przecież Ongka z krowy by się raczej nie ucieszył. 

Dlaczego zegar może zakończyć przyjaźń?

Podróżnicy mają zazwyczaj swoje sposoby na prezenty. Wiktoria, studentka z Warszawy, na każdą wyprawę zabiera ze sobą kilkanaście zakładek do książek z polskim tradycyjnym wzorem. – Są lekkie, folkowe, a na drugiej stronie można napisać coś miłego, podziękowania czy jakiś śmieszny tekst po polsku – tłumaczy. Inni celują w albumy o Polsce (ciężkie!), pocztówki lub tradycyjny alkohol (oby nie do krajów arabskich). Znany reporter Mariusz Szczygieł podobno za każdym razem, gdy jedzie zbierać materiał za granicą, zabiera ze sobą kilka pudełek ptasiego mleczka. Prezenty z Polski są zawsze mile widziane. Pokazują, że ktoś się postarał, pomyślał, specjalnie przywiózł. Co jednak, jeżeli w ferworze przygotowań zapomnimy zapakować kilka podarunków? Zdani jesteśmy na lokalne sklepy i własną wiedzę, co można, a czego kupować w prezencie nie należy.

Po pierwsze musimy zwrócić uwagę na kwestie religijne. W Indiach ryzykowne jest dawanie rzeczy ze skóry, która pochodzi od krowy. Zwierzę to wśród hindusów jest święte i wszelkie wyroby z niej urażą wyznawców tej religii. Przeciwna sytuacja dzieje się w krajach arabskich. Dla muzułmanów świnie są za nieczyste. Jest więc delikatną kwestią wręczanie ich nawet w postaci niewinnej zabawki – pisze Pernal w artykule Inaczej nie znaczy gorzej (w Grzeczność na krańcach świata, WAiP). Dotyczy to nawet prosiątka z Kubusia Puchatka czy świnki skarbonki. Po drugie, musimy poznać lokalne przesądy. Wręczanie ostrych przyrządów jest tabu w Argentynie. Dając taki prezent, mówimy: „chcę zakończyć tę znajomość”. Tak samo jak chusteczki do nosa, które sugerują, że chcemy obdarowywaną osobę doprowadzić do płaczu. A przecież nie o to najczęściej nam chodzi. I w końcu musimy uważać na zbieżność brzmienia (jakkolwiek trudne może się to wydawać). W Chinach nie należy więc dawać zegara, bo brzmienie tego słowa jest bardzo zbliżone do słowa„śmierć”. Zbyt podobne, żeby Chińczycy taki prezent przyjęli z radością. Jeżeli popełniliście takie faux pas, to spokojnie. – Może być jeszcze gorzej – śmieje się Jing, znajoma Chinka. Można sprezentować cztery zegary. Czwórka to nieszczęśliwa liczba w Chinach i żaden prezent nie powinien o niej przypominać.

Dlaczego we Francji nie chcą wina?

Kolacja zapowiadała się bardzo elegancko. Francuscy gospodarze zaplanowali na przystawkę ślimaki, na danie główne soczystą boeuf bourguignon i deskę śmierdzących nieprzytomnie, acz bardzo dobrych i drogich serów. Gdy zadzwonił domofon w ich paryskiej kamienicy, pani M. nie mogła się wprost doczekać, aż pierwsi goście zostaną przywitani pysznym aperitifem. Była w doskonałym nastroju. Była, bo coś popsuło jej humor i uraziło dumę gospodarza. Tym czymś była butelka francuskiego wina do obiadu z pobliskiego sklepu.

Zatrzymajmy scenę w tym momencie i zastanówmy się, dlaczego tak, wydawałoby się, uniwersalny prezent nie przypadł jej do gustu. Dla Francuzów wino to coś więcej niż czerwony lub biały napój alkoholowy o ciekawym aromacie. To cała kultura i filozofia. Dając byle jaką butelkę, sugerujemy więc, że gospodarz nie zna się na nim i sam nie dał rady zapewnić dobrego wina na kolację. Oczywiście specjalny rocznik z domowej piwniczki zawsze będzie mile widziany. Ale czy my będziemy wiedzieć, gdzie leży granica pomiędzy jeszcze dobrym rocznikiem, który wypada dać, a już złym, który urazi gospodarza? Tak samo trudno będzie nam osądzić jakość czekoladek w Belgii, tequilę w Meksyku, whisky w Szkocji, dywany w Iranie czy materiał na sari w Indiach. Dlatego lepiej unikać dawania specjalności danego kraju. Zapewne obdarowywani będą się lepiej znali na naszym prezencie niż my sami. Poza tym będzie się on im wydawał zwyczajnie nudny. A w konsekwencji i my tak się zaprezentujemy. 

Dlaczego kwiaty mogą wprowadzić w rozpacz?

– Z czego ucieszyłaby się więc pani M.? Odpowiedź uniwersalna, choć dość banalna: z kwiatów. Te w większości kultur są najbezpieczniejszym podarkiem i ratunkiem, gdy zupełnie nic nie przychodzi nam do głowy. Pozornie najłatwiejszym, bo pułapek przy dawaniu kwiatów jest mnóstwo. Pani M. musi dostać je w liczbie nieparzystej, z wyłączeniem trzynastki. Nie mogą to być chryzantemy, które daje się we Francji na pogrzebach, ani kwiaty białe, bo te zarezerwowane są na śluby. Nie powinniśmy też dawać czerwonych goździków, bo te są symbolem złej woli. No chyba że nie lubimy naszego gospodarza. Z kolorami lepiej uważać też w Brazylii, gdzie niezbyt pozytywne konotacje ma kolor purpurowy, w Japonii zaś biały, a w Chinach niebieski. I uwaga – bukiet kwiatów jest bardzo ryzykownym prezentem na Bliskim Wschodzie. Tradycyjnie zarezerwowany był tylko dla obłożnie chorych i choć młodsze pokolenie coraz rzadziej ma takie konotacje, w tradycyjnych rodzinach taki prezent może przypomnieć o trudnych chwilach. A co gorszego mogłoby się stać niż gospodyni wybuchająca płaczem na widok pięknego bukietu. Jak nie popełnić więc kwiatowego faux pas? Ewa Pernal sugeruje, by udając się w odwiedziny, zdać się na gust i wyczucie... lokalnej kwiaciarki. 

Dlaczego Ongka oddał wszystkie świnie?

Choć po lekturze tego tekstu kupno prezentu może wydawać się horrorem, to w żadnym razie nie należy się poddawać. Prezenty wprawiają bowiem w dobry humor nie tylko obdarowywanego, ale i nas samych. Po prostu czujemy się lepsi, gdy komuś damy coś naprawdę fajnego. Dlatego główną zasadą, jaką powinniśmy się kierować, jest poświęcenie odpowiedniej ilości czasu, aby coś takiego wymyślić, kupić czy zrobić. I wcale nie musimy przeznaczać na najlepszy prezent dużo pieniędzy – mówi Francis J. Flynn, psycholog z Uniwersytetu Stanford, który w swoim badaniu udowodnił, że cena prezentu ma dla obdarowywanego mniejsze znaczenie niż dla tego, kto taki prezent daje. – Wyszukując drogi prezent, często wydaje nam się, że będzie on lepszy. Okazuje się jednak, że obdarowywani wcale tego nie doceniają – dodaje. Nie można zapomnieć też, że w wielu kulturach, jak na przykład na Bliskim Wschodzie, gospodarze czują się zobowiązani odpłacić się podarunkiem o podobnej wartości lub nawet trochę droższym. Tak jak w przypadku Ongki z Papui. No właśnie, a co z Ongką? Pewnie zastanawiacie się, czy udało mu się wręczyć przez lata zbierany prezent. Tak i to z pełnym sukcesem. Świadczy o tym to, co powiedział po całej ceremonii moki: „Teraz, gdy sprezentowałem ci tyle, wygrałem. Przygniotłem cię tym, że dałem ci tak wiele”.