Moje pierwsze spotkanie z tym sportem miało miejsce na Wyspie Świętej Heleny w Montrealu. Zimą kanadyjska metropolia oferuje sporo atrakcji na świeżym powietrzu: biegówki, lodowisko w Starym Porcie, lodowe kanu na pokrytej zwałami kry Rzece św. Wawrzyńca czy o wiele bardziej spokojny curling. Grupa graczy, których spotkałem w Parku Olimpijskim, kultywowała jego tradycyjną formę. Ubrani w historyczne stroje puszczali „czajniki” po lodzie, a w rękach mieli zwykłe miotły, którymi raczej zamiatali, niż rozgrzewali lodowe podłoże. Ich zabawa bardziej nawiązywała do obrazów Petera Bruegla niż do prawdziwego sportu. 

Curling dotarł na kontynent amerykański poprzez szkockich imigrantów w połowie XIX w. Sami Szkoci grali w niego przynajmniej od XVI w., świecąc gołymi kolanami spod wełnianych kiltów. Zimy, nawet w Szkocji czy Holandii, były kiedyś bardziej srogie. Jedna z największych rozgrywek curlingowych – Grand Match (Wielki Mecz) między południową a północną Szkocją – była dużym wydarzeniem sportowym. Była, ponieważ jezioro Menteith pod Stirling, gdzie zawsze mecz rozgrywano, ostatni raz zamarzło w 1979 r. 

 

Lepszy lód

Do rozwoju gry przyczynili się Anglicy, wymyślając sztuczny lód. Cur­ling stopniowo wchodził do hal. Teraz większość torów mieści się pod dachem. Często, jak choćby na warszawskiej Pradze, wykorzystywane są dawne hale przemysłowe. – To sposób na rewitalizację nieużywanych od dawna fabrycznych budynków – mówi Andrzej Janowski, spiritus movens warszawskiego klubu Piętro Wyżej. 

Wydaje się, że można wykorzystywać zwykłe lodowiska. Jednak wbrew pozorom nie gra się na nich najlepiej. – „Nasz” lód jest inny – wyjaśnia Sławomir Białas, jeden z instruktorów tego sportu. – Przede wszystkim jest niemal idealnie gładki, bez dziur, które nie przeszkadzają tak bardzo łyżwiarzom czy hokeistom. Dodatkowo przed zawodami jest skrapiany drobnymi kropelkami wody. Po zamarznięciu tworzą one delikatnie chropowatą powierzchnię. 

Chropawy dźwięk, jaki wydają kamienie – jak fachowo określa się „czajniki” do gry – puszczone po takim lodzie, dał nazwę całej zabawie. Choć niektórzy twierdzą, że to od podkręcenia kamienia w czasie jego pchnięcia. 

Nie potrzeba dużej siły, żeby wprawić kamień w ruch. Podczas jednego z pierwszych moich rzutów zrobiłem to tak mocno, że odbił się od przeciwległej bandy. Koledzy z drużyny salwowali się ucieczką, obawiając się strącenia jak kręgle. Oczywiście tak mocny rzut wyszedł mi dopiero wtedy, kiedy złapałem odpowiednią równowagę. – To największa trudność dla początkujących – przyznaje Michał Rek, jeden z zawodników. – Szczotka, którą szorujemy lód, ma nam pomóc zachować równowagę.

Idealnie byłoby, gdyby ręka z kamieniem, stopa i kolano, na których ślizgamy się po odbiciu, tworzyły jedną linię. Początkujący muszą uzbroić się w cierpliwość. Trzeba niestety zaliczyć siniaki, zanim uda nam się zrobić dobre zagranie. Za to upadki na pewno są mniej bolesne niż w czasie nauki jazdy na łyżwach czy nartach, bo najczęściej przewracamy się już z pozycji klęczącej. Paradoksalnie nie trzeba też dużo siły. To prawdziwie sport dla każdego. Mogą go uprawiać i niepełnosprawni, i dzieci. Dzieci o wiele szybciej niż dorośli złapią równowagę. Jedyną przeszkodą może być waga małoletnich. Instruktorzy całkiem poważnie mówią mi, że dzieci powinny ważyć choć trochę więcej niż kamień do curlingu.

 

Szczotka w ruch

Kamienie ważą od 17,24 do 19,96 kg, ale na oficjalnych zawodach używa się tych cięższych. Są one produkowane przez szkocką firmę Kays, która jako jedyna otrzymała zgodę na pozyskanie surowca z Ailsa Craig. Ta skalista wysepka pełniła kiedyś funkcję obronną na wodnym szlaku między Irlandią a Szkocją. Potem służyła jako surowe więzienie, a teraz jest ptasim sanktuarium. No i ma najlepszy do curlingu granit: Ailsa Craig Common Green oraz Blue Hone. Jeden „czajnik” kosztuje ok. 400 funtów. Komplet do gry to 16 sztuk, łatwo więc policzyć, że nawet przy niskim ostatnio kursie brytyjskiej waluty to wydatek rzędu 32 tys. zł. Szczotki są znacznie tańsze.

Cała zabawa polega nie tylko na precyzyjnym puszczeniu kamienia. Trudno zresztą mówić o precyzji pchnięcia 20-kilogramowym granitem na 45 m. Dlatego tak ważna jest rola „szczotkujących”. Poprzez tarcie lodu topią oni jego cieniutką warstwę. Ważne jest, by robić to tuż przed kamieniem. Na tyle daleko, by go nie dotknąć. I na tyle blisko, by kamień skorzystał z tego dodatkowego poślizgu. Przy zbyt mocnym pchnięciu szczotkowanie na nic się zda. Niektórzy mierzą stoperem czas wypuszczenia kamienia na pierwszych metrach. To im daje informację, jak szybkie jest zagranie i czy trzeba mocno pracować szczotkami przy lodzie.

To bardzo rozgrzewające zadanie, więc bielizna termoaktywna i polary są jak najbardziej na miejscu. W klubach dostaje się też specjalne buty. Mają one podeszwę umożliwiającą ślizganie się i nakładkę „tępą”. Dzięki niej mamy możliwość kontrolowania ślizgu. 

 

Szachy na lodzie

Gra się w drużynach czteroosobowych, choć są też mecze par. Zasady są bajecznie proste. Punkty liczymy jak w popularnej we Francji grze w bule. Jedno rozdanie (tzw. end) wygrywa drużyna, której kamień jest bliżej środka „domu”, czyli centralnego punktu po drugiej stronie lodowiska. Jeśli mamy więcej swoich pionków niż przeciwnicy, mamy więcej punktów. Mecz trwa osiem endów lub do końca czasu gry. Kamienie przeciwników można wybijać swoimi kamieniami, można blokować dostęp do centrum. Możliwości jest wiele. Nic dziwnego, że nazywa się to szachami na lodzie. Tyle że prócz taktyki trzeba jeszcze umiejętności, by ją wykonać. Ale zabawa jest przednia. I jak to przy grach wymyślonych przez dżentelmenów: nie wypada cieszyć się z nieudanego zagrania przeciwnika, za to gratulujemy po wyjątkowo dobrym ruchu. A po spotkaniu drużyny idą razem na piwo lub wino. Drinka stawiają, jak na dżentelmenów przystało, zwycięzcy meczu.

 

Informacje dla początkujących
1. Nie bój się

Nawet osoby z nie najlepszą kondycją fizyczną mogą zacząć uprawiać ten sport. Kamienie przecież pchamy, a nie podnosimy.

2. Ubierz się sportowo  

Ubranie nie może krępować ruchów. Musi być też ciepłe, bo na lodowisku jest zimno, a mecz trwa zwykle ponad godzinę. Obuwie koniecznie płaskie! 

3. Bądź ostrożny 

Zwłaszcza wchodząc na tor. Minie chwila, nim przyzwyczaisz się do chodzenia po lodzie. 

4. Gdzie i za ile?

W klubach wykupuje się cały tor na przynajmniej 75 min. Ceny dla osób, które nie są członkiem klubu, obejmują też instruktora. Tory na lodowiskach miejskich to cena wejścia od osoby.

  • Warszawa, Piętro Wyżej,  
    ul. Żupnicza 17 – tor curlingowy 400 zł/h. curling.waw.pl
  • Warszawa, Stadion Narodowy, wejścia od osoby 25 zł. 
    zimowynarodowy.pl
  • Gdańsk, Lodowisko Miejskie, plac Zebrań Ludowych
    bilet curling 20 zł. scenamuzyczna.pl
  • Pawłowice, ul Pukowca 7, 
    30 zł/h. gos-pawlowice.pl
5. Curling na igrzyskach

Dyscyplina była obecna na pierwszych zimowych igrzyskach w Chamonix w 1924 r. Wróciła do łask od igrzysk w Nagano. Nasza reprezentacja w ostatnich eliminacjach do mistrzostw świata jeszcze się nie zakwalifikowała, ale zajęła całkiem niezłe piąte miejsce. Strona Polskiego Związku Curlingu: www.pzc.org.pl.

Mieczysław Pawłowicz