Niewielka siedziba PTTK w Białowieży ledwie mieści zagranicznych turystów, którzy przyszli zamówić przewodników po puszczy. Miejscowość przeżywa najazd zachodnich gości i na kempingu cudem znalazłam kawałek trawnika pod płotem, między rodzinnymi namiotami Francuzów i dużej grupy z Hiszpanii. Pod luksusowym hotelem Żubrówka parkują autokary, z których wysypują się Rosjanie. Takie czasy, że to wschodni turyści wypoczywają na bogato, a zachodni – skromnie, bez luksusów.

Przyszłam do PTTK wykupić ubezpieczenie potrzebne do wjazdu na Białoruś, od której dzieli nas kilka kilometrów. Pas zaoranej ziemi z drutem kolczastym i znakami „nie przechodzić” jest jedną z ostatnich takich granic w Europie. Jednak profity płynące z turystyki zaczęły kruszyć nawet ją: prezydent Aleksander Łukaszenka jednym podpisem zatwierdził dekret pozwalający wjechać na trzy dni do białoruskiej części Puszczy Białowieskiej bez wizy. Wystarczy wyrobione online pozwolenie. Klikam i nie mogę uwierzyć: kilka prostych rubryczek do wypełnienia, 20 zł za „korzystanie ze szlaku transgranicznego” i w mojej skrzynce ląduje propusk (przepustka).

Nad wyjazdem ciąży jednak fatum: pod pierwszy pociąg, którym zmierzałam na wschód, wjechał rowerzysta i przez wstrzymany ruch propusk przepadł, a drugi utknął przed mostem na Bugu, z którego jakiś desperat chciał skoczyć. Kiedy w końcu dotarłam, rozporządzenie obowiązywało już ponad rok. Ale chociaż było o nim głośno, bo w obiegowej opinii Białoruś jest ostatnim skansenem Europy, praktycznych szczegółów nie znalazłam w najgłębszych czeluściach internetu. – Główną ulicą można chodzić, ale w bocznych podobno ganiają – orzekli miejscowi przesiadujący pod PTTK. Rozmawialiśmy o Kamieniukach, centrum administracyjnym puszczy po tamtej stronie.

 
Las dziki, ale szlaki nowoczesne

Puszcza Białowieska to ostatni fragment pierwotnego lasu porastającego dawniej europejskie niziny, po wojnie podzielony przez granicę. Na nowo połączyło ją przejście graniczne za malutką wsią Grudki. Ze środka lasu, daleko za ostatnimi siedliskami, wyrasta domek ze spadzistym dachem. Widok jest surrealistyczny, bo wokół nie ma żywego ducha. Ale kiedy podjeżdżam rowerem do szlabanu, ten bezszelestnie się podnosi.  

Od razu widzę, że puszcza po tamtej stronie jest bardziej dzika. Nie ma gospodarstw, niepotrzebnych dróg i parkingów, nie ma ściętych pni, dzikich ścieżek, a przecinki zwykle zamyka szlaban. Bór jest ciemny i gęsty, przez korony nie widać nieba, omszałe pnie stapiają się z zielenią podłoża. Poza leśniczówkami i pojedynczymi domami nie ma nawet wsi, a same Kamieniuki znajdują się już za bramą puszczy.

Paradoksalnie puszcza swoją dzikość zawdzięcza polowaniom. Najpierw zażyczył jej sobie w nienaruszonym stanie car, a po wojnie – partyjna wierchuszka. W przeciwieństwie do strony polskiej na Białorusi chroni się całość lasu. Na 40 proc. powierzchni traktowanych w sposób najbardziej restrykcyjny zakazano działalności człowieka (z wyjątkiem badań naukowych i ochrony).
Dlatego prawie spadam z roweru, kiedy z przecinki ktoś wyjeżdża. To miejscowy grzybiarz z dwoma koszami, z których wysypują się prawdziwki. Jadę dawną drogą z Brześcia. Kiedyś po kamieniach stąpały konie ciągnące powozy z państwem wybierającym się na odpoczynek na Białowieży. Dziś bruk przykrywa gładziutki asfalt, którym wiedzie droga rowerowa. Tak świetnie utrzymanych i oznakowanych ścieżek nie widziałam nigdzie w Polsce.

Co jakiś czas mijamy biesiedki, czyli altanki, w których można zjeść czy odpocząć: jak nowe, bez skazy i choćby jednego śmiecia wokół. Kierunek do Kamieniuków wskazują strzałki z napisem „Big Travel”: to najpopularniejszy, układający się w pętlę szlak zahaczający o najciekawsze miejsca w puszczy. Wciąż się więc zatrzymuję: przy lesie z czarnej olchy na mokradłach, brzozie z naroślą przypominającą głowę żubra czy wysokiej sośnie – królowej z czubkiem znikającym w chmurach.

 

Niekomercyjny Dziadek Mróz

W Kamieniukach przy drodze głównej stoją jak od sznurka identyczne jednopiętrowe bloki w wielkich ogrodach, jest też budynek z dwoma sklepami, cerkiew i bank. Uliczki poprzeczne są już drewniano-wiejskie, ale choć u ich wlotu stoją żółte tabliczki z ostrzeżeniem w trzech językach: „Koniec zony bezwizowej, nie wchodzić”, nikt nie zwraca uwagi, kiedy nimi spaceruję. Jakimś cudem we wsi w ogóle nie widać turystów, których przecież spotkałam dziesiątki przy bramie, w muzeum przyrody i spacerujących wokół 20 ha klatek ze zwierzętami z Białorusi. Zbiera się na burzę; stado żubrów zrywa się i biegnie w drugi kraniec, a kiedy uderza piorun, niedźwiedź rzuca się z rykiem na siatkę.

Moje pytanie w informacji turystycznej o mapy budzi konsternację. Po tej stronie puszczę poznaje się w sposób bardziej zorganizowany – ludzie wybierają wycieczki albo krótkie spacery po kilku oznakowanych trasach. Spotykam taką grupę w siedzibie Dziadka Mroza, do której przypedałowałam wzdłuż dawnych torów wąskotorówki. Przed rzeźbionym drewnianym domem jak ze starej bajki stoją znaki: „Smokom wstęp wzbroniony”. Odpowiednik Mikołaja do puszczy wszedł przebojem, stając się symbolem rozpoznawalnym bardziej niż żubr – teraz widnieje nawet na jednorazowych saszetkach z cukrem. Menedżer św. Mikołaja z Rovaniemi miałby tu co robić. O ile w Finlandii zapłacić trzeba nawet za zrobienie sobie ze świętym wspólnego zdjęcia, o tyle Dziadek Mróz zachęca do fotek sam, a na pożegnanie daje każdemu w prezencie grzyba z ciasta.

Opuszczam pętlę „Wielkiej podróży” i ruszam trasą do Białego Lasku dawnym carskim traktem z mostkami ozdobionym dwugłowymi orłami. Ponieważ poza muzeum etnograficznym na świeżym powietrzu, z oswojonym jelonkiem biegającym między dawnymi chłopskimi zagrodami, nie ma tu żadnej atrakcji, na 15 km nie spotykam nikogo. Na nocleg polecono mi leśniczówkę zaraz za szlabanem. Kiedy po południu pracownicy opuszczają swoje biura, zostaję sama na piętrze z ogromnym balkonem, z którego roztacza się widok na las, a sąsiadki przynoszą w fartuchach pomidory, śliwki i gruszki. Tylko znowu popełniam faux pas, pytając, gdzie mogę schować rower? Miejscowi stawiają go po prostu tam, gdzie z niego zsiądą, bo tu jednośladów się nie kradnie. Robię więc tak samo. Rower zniknie miesiąc później: ze stojaka na monitorowanym podwórku w centrum Warszawy.

 

INFORMATOR

 ■  Kiedy jechać?
Wiosna to chyba tu najładniejsza pora roku. Przyroda budzi się do życia, las jest wyjątkowo malowniczy, można podglądać zwierzęta. Warto wziąć pod uwagę wczesną jesień, kiedy pogoda jest jeszcze ładna, ale turystów dużo mniej niż w miesiącach wakacyjnych.

■ Wiza
Przepustkę można wyrobić online na stronie parku Biełowieżskaja Puszcza – bezvizy.npbp.by (20 zł za korzystanie ze szlaku transgranicznego). We wniosku trzeba podać tyle imion, ile mamy wpisanych do paszportu. Przepustkę trzeba wydrukować i cały czas mieć przy sobie. Do przekroczenia granicy potrzebne też będą paszport (dostaniemy w nim stempel z Brześcia) i ubezpieczenie. Ponieważ Białoruś akredytowała tylko kilka firm, najprościej wykupić je w oddziale PTTK w Białowieży (kilka–kilkanaście zł).  

Przepustka nazywa się „72-godzinna”, ale faktycznie obowiązuje trzy dni i jeśli wjedzie się np. w poniedziałek, to niezależnie od godziny wjazdu najpóźniej w środę trzeba wrócić. Jest jednokrotna, nie ma  możliwości powrotu na noc do Polski.

W Grodnie i okolicach Kanału Augustowskiego bez wizy można przebywać do pięciu dni – potrzebne pozwolenie organizują akredytowane agencje (od 50 zł) grodnovisafree.grsu.by. Tak samo długo można podróżować wszędzie po Białorusi pod warunkiem przylotu do Mińska.

■ Waluta
Rubel białoruski rok temu przeszedł największą w historii denominację i stracił cztery zera; 1 nowy rubel (BYN) to ok. 2 zł. Pieniądze można wymienić jedynie w Kamieniukach (dwa kantory). Są tam też bankomaty, można płacić kartą. Rubli nie można kupić w Białowieży, najbliżej w Hajnówce, ale mają je tylko niektóre kantory. Kurs w Polsce jest lepszy niż na Białorusi.

■ Dojazd
Podróżując z rowerem, trzeba dojechać pociągiem do Hajnówki. Droga z Hajnówki do Białowieży jest wąska, z dużym ruchem samochodowym, lepiej wybrać szlak Green Velo przez Budy/Pogorzelce. 

Przejście graniczne znajduje się 4 km od Białowieży. Jest dostępne jedynie dla rowerzystów i pieszych. Rano i wieczorem odjeżdża z niego autobus do Kamieniuków.

■ Transport
Po puszczy można poruszać się jedynie pieszo po oznaczonych szlakach, rowerami albo ze zorganizowaną wycieczką autobusem odjeżdżającym. z Kamieniuków (można tam też wypożyczyć rower).

■ Nocleg
W Kamieniukach znajdują się cztery hotele o nazwach Hotel 1,2,3 i 4. Najtańszy jest Nr 2 – od ok. 90 zł.
Duży hotel znajduje się też w Żarkowszczyźnie (od ok. 60–80 zł).
Na terenie puszczy biwakowanie jest zakazane. W Kamieniukach można się rozbić w gospodarstwach agroturystycznych

Marzena Filipczak