Łopacińscy są już w podróży ponad 60 dni. Drugi miesiąc wyprawy rozpoczął się na wyspie Ometepe, gdzie królują dwa wulkany. Jeden jest już nieczynny z jeziorem w kraterze, drugi straszy kłębami wydobywającego się dymu.
 
Wulkany stają się specjalnością podróżującej rodziny. Wspólnie zdobyli ich już siedem, z których najwyższy miał ponad 3 tysiące metrów wysokości. Na San Pedro nad jeziorem Atitlan rozbili namiot i przespali swoją pierwszą wulkaniczną noc. Najgłębiej zapadła podróżnikom w pamięć gwatemalska Pacaya: pomylili drogę i przez kilka godzin wspinali się rzeką zastygłej lawy. Ostatnia erupcja wulkanu Pacaya miała miejsce w kwietniu tego roku i zmieniła szlaki. Ostre jak brzytwa lawowe kamienie cięły skórę przy każdej źle postawionej stopie. U Wojtka ta przygoda na skończyła się zranioną ręką i trzema szwami.
 
Wybuchy towarzyszące erupcjom zmieniają też często wysokość wulkanów. Łopacińcy doświadczyli tego, gdy ich wysokościomierz pokazał o 25 metrów wyższe wskazania, niż znaleźli w sieci.        
 
Nikaragua jest 6. państwem na trasie rocznej wyprawy rodziców z dwójką dzieci. Wspólnie poznają świat organizując w szkołach prezentacje o Polsce i Toruniu. Samolotem z Europy, a na lądzie lokalnymi autobusami i autostopem pokonali już 16 tysięcy kilometrów. Łopacińscy śpią w domach u lokalnych mieszkańców i nie korzystają z hoteli. - Spędzając jeden dzień z Gwatemalczykiem czy Meksykaninem dowiadujemy się więcej, niż podczas 2 tygodniowego pobytu w hotelu - mówi tata Wojciech.
 
Kolejne państwa na trasie tej rodzinnej wyprawy? Wkrótce Panama a od 5 września Kuba.