Kuchenka na paliwa płynne jest tym, co musi mieć ze sobą każdy długodystansowy wagabunda. Lista jej zalet jest olbrzymia, a otwiera ja uniwersalność paliw, jakimi może być zasilana: benzyna ze stacji benzynowych, benzyna ekstrakcyjna, nafta, parafina, a nawet olej napędowy.

Niezależnie od miejsca, do którego przyjdzie nam się udać, istnieje szansa, ze znajdziemy tam coś, na czym będziemy mogli ugotować obiad. Kolejną zaletą jest niski koszt eksploatacji, choć sam zakup kuchenki wiąże się ze sporym wydatkiem.

Oczywiście kuchenki tego typu maja tez swoje wady. Jedną z największych jest częstotliwość jej serwisowania. Benzyna czy olej napędowy to niestety brudne paliwa zapychające dysze, dlatego co jakiś czas musimy rozłożyć kuchenkę i dokładnie wyczyścić jej elementy: pompkę, przewód paliwowy i dysze (w przypadku amerykańskiej marki MSR wystarczy kilkakrotnie energicznie nią potrząsnąć). Z doświadczenia wiem jednak, ze przy korzystaniu z paliw niskiej jakości nie obędzie się bez rozmontowania całości, co ułatwia dołączany przez producentów uniwersalny klucz montażowy. D

odatkowo kuchenki na paliwa płynne wymagają więcej czasu i wprawy niezbędnej do jej rozpalenia. W skrócie: należy za pomocą pompki wytworzyć ciśnienie w butelce i upuścić przez odkręcenie zaworu nieco benzyny do kuchenki. Następnie podpalić te niewielka ilość – co zazwyczaj kończy się dużym płomieniem ogrzewającym kuchenkę – i po blisko minucie ponownie odkręcić zawór. Cała ta operacja w zasadzie uniemożliwia (bezpieczne) korzystanie
z kuchenek tego typu w przedsionkach namiotów. Część nowych modeli może prócz paliw płynnych wykorzystywać także kartusze gazowe, np. MSR Whisperlite Universal lub Primus OmniFuel OFS.

Dużo łatwiej jest z kuchenkami zasilanymi wyłącznie gazem. Palnik należy podłączyć do kartusza, odkręcić zawór i uruchomić za pomocą piezozapalnika lub zapalniczki – gotowe!

Zaleta kuchenek gazowych jest ich niewielka waga, kompaktowość i prostota użycia. Problemem jest dostęp do gazu tam, gdzie się wybieramy – bo kartuszy nie można przewozić samolotem.

Od kilku lat triumf świecą hybrydy kuchenki i garnka wyposażonego w specjalny radiator– napromiennik. Dzięki niemu ciepło skupia się na podstawie naczynia, skracając czas gotowania i zmniejszając ilość zużywanego gazu. Dodatkowo
taki system lepiej radzi sobie z wietrznymi warunkami, szczególnie zima, gdy wodę trzeba pozyskiwać ze śniegu.

Rozwiązanie takie zostało rozpropagowane głównie przez firmę Jetboil, która poniekąd stała się synonimem jego nazwy. Niestety wykorzystanie tych kuchenek ogranicza się głównie do zagotowania wody niezbędnej do przygotowania dan typu instant, np. liofilizatów.

Producenci takich hybryd dbają, by były one najbardziej kompaktowe – po skończonym gotowaniu kuchenkę wraz z niewielkim kartuszem (wszystkie modele wykorzystują naboje z gwintem) można schować wewnątrz menażki.

5 RAD DOŚWIADCZONEGO PODRÓŻNIKA:

  • 1. Na dużych wysokościach w górach benzyna ze stacji benzynowych spala się słabo lub w ogóle. Lepiej kup benzynę ekstrakcyjną, czyli tzw. white gas. Uwaga, na dużych wysokościach przestają też działać zapalniki, musisz mieć alternatywne źródło ognia. Poza tym do zagotowania wody potrzeba zdecydowanie więcej paliwa niż  normalnie.

  • 2. Osłony przeciwwiatrowe skracają czas gotowania, głównie na kuchenkach benzynowych.

  • 3. Im cieplejszy kartusz, tym gotowanie trwa krócej – na zimowych biwakach włóż go na noc do śpiwora.

  • 4. Im mniejsza kuchenka, tym  trudniej się z niej korzysta – jest mniej stabilna.

  • 5. Nie gotuj w namiocie – grozi to uduszeniem, o czym przypomni ci wielka metka w sypialni lub przedsionku.

Tekst: Mateusz Waligóra