Karawana  idzie dalej Ludzie, którzy docierali nad Jordan 10 tysięcy lat temu, zrywali z nomadycznym trybem życia. Ciepły klimat, rwąca woda, ryby i ptactwo kryjące się w cieniu drzew gwarantowały spokój i bezpieczeństwo. Żyzne, wilgotne  ziemie przynosiły bardzo obfite plony.

Pierwsze, gliniane domy wkrótce stały już w środku osady, potem w centrum miasta, a dziś tętni w tym miejscu niespokojne, bliskowschodnie życie. Kupcy – być może byli to pierwsi kupcy na świecie – zajęli się eksportem. Również dziś młode bakłażany nadziewane orzechami albo grillowane pomidory i cukinie, które kobiety w Jordanii, Kuwejciei Arabii Saudyjskiej posypują pachnącą kolendrą, pochodzą z upraw w dolinie Jordanu.
Dziś rzece grozi wyschnięcie. Poziom Morza Martwego, do którego wpadają coraz mniej obfite wody Jordanu, obniża się o kilka metrów rocznie. Morze pustynnieje, odkrywa swoje słone, kamieniste i błotniste dno. Za 50 lat zostaną po nim tylko stare mapy, biblijne zapisy o Słonym Morzu i Morzu Araba.
Poziom Morza Martwego jest o 405 metrów niższy od poziomu oceanu, co jego okolice czyni najniższym miejscem naszej planety. Ogromne parowanie sprawia, że woda jest tu siedem razy bardziej słona niż w oceanach. W takim miejscu przetrwać może jedynie 11 gatunków bakterii.
Ale wody Morza Martwego mają też właściwości lecznicze. Po kilkudniowej kuracji w 30-procentowym roztworze rozmaitych soli i nadbrzeżnych, bogatych w minerały błotach ciało naprawdę powraca do zadowalającego stanu. I to bez wysiłku – bo zamiast sportów wodnych poleca się tu raczej spokojne dryfowanie z ulubioną lekturą w rękach. Gęste od soli odmęty skrywają w sobie wielką tajemnicę – zagadkę zagłady i wiecznego potępienia dwóch rozpustnych miast: Sodomy i Gomory. Na południowym krańcu Morza Lota (tak również nazywa się czasem Morze Martwe) występuje bowiem rzadki bitumin, czyli smoła, na której fortuny zbijać mieli mieszkańcy obydwu siedlisk grzechu. Bogate miasta pławiły się w rozpuście, za nic miały prawa ludzkie i boskie i bez lęku „oddały się przeciwnemu naturze pożądaniu cudzego ciała”. W średniowieczu, kiedy święte lęki kazały ludziom za wszelką cenę ujarzmić swoją grzeszną cielesność, sodomią nazywano stosunki homoseksualne, ale co tak naprawdę skłoniło Boga do spuszczenia deszczu siarki i ognia z nieba – pozostało nieodkryte. Sodoma i Gomora płonęły i tak zostać miało na wieki. Być może paliły się tak spektakularnie właśnie przez smołę niefortunnie używaną wówczas w budownictwie. Gniew Boski, który strawił Sodomę i Gomorę, mógł być również katastrofą naturalną – trzęsieniem ziemi wywołanym podziemną kolizją. Tutaj przecież zaczyna się system Wielkich Rowów Afrykańskich przeszywający Afrykę, tutaj spotykają się dwie ogromne płyty tektoniczne. Być może świadkowie ich aktywności – tacy jak Lot ze swoimi córkami – którzy przeżyli katastrofę i widzieli, jak ziemia pożera całe miasta osnute czarnymi obłokami dymu, uznali, iż jest to gniew Boga.

Gościnny dom Lota spłonął razem z innymi, a on sam ze swoimi córkami schronił się w jaskini, w której ich kazirodcze stosunki miały dać początek zamieszkującym te tereny Moabitom i Ammonitom. Jaskinia znajduje się na tyłach ruin bizantyjskiej bazyliki. Wycieczki pielgrzymów prowadzone przez księży w piaskowych kapeluszach spotykają tu muzułmanów, dla których Lot – podobnie jak Mojżesz, Abraham, Aron i Jezus – jest jednym z proroków.
Wśród kamiennych, ciągnących się po horyzont gór spotyka się jeszcze inne ślady po biblijnych wydarzeniach. Są ęródła Mojżesza i jego dolina. Jest góra Nebo, gdzie dokonać miał żywota, i góra Aarona, gdzie miały spocząć prochy brata Mojżesza. Są ruiny zamku, w którym Jan Chrzciciel miał stracić głowę na życzenie pięknej tancerki – Salome. Rozstąpionymi przed Mojżeszem skałami albo też biblijnym uchem igielnym jest być może dolina prowadząca do słynnej, a wciąż skrywającej wiele zagadek Petry, stolicy Nabatei. Miasto, zwane przez Rzymian metropolią, u szczy-tu potęgi liczyło 30 tysięcy mieszkańców. Skąd jednak u tych pustynnych, nomadycznych rzezimieszków, którzy z powodzeniem przez wieki łupili karawany, chęć prowadzenia osiadłego, pogardzanego przez Beduinów życia? Być może spowodowała to wymiana kultur, spotkanie Innego. Innym, który pchnął bieg ich historii, okazali się Edomici – najprawdopodobniej wcześniejsi mieszkańcy Petry. Beduiński zmysł kupiecki, bystrość, znajomość pustyni i innych kultur oraz edomicka osiadła pracowitość i wynalazczość utworzyły razem nową jakość. Petra stała się tętniącym życiem i wieloma językami skrzyżowaniem dróg handlowych, które dalekie Chiny i Indie łączyły z Egiptem, Syrią, Grecją i Rzymem. Dalekowschodnie przyprawy wymieniano tu na złoto, perfumy sprzedawano za kość słoniową, pióra kolorowych ptaków i jedwab – za produkowane przez Nabatejczyków balsamy i szlifowane drogie kamienie. Chińskie leki kupowano za cukier, a miedzią i żelazem płacono za niezbędne do dalszej drogi zwierzęta. Woda spływała do Petry skomplikowanym, wydrążonym w skałach systemem kanalizacji i gromadzona była w podziemnych cysternach. Najważniejsze boginie, Duszara i Allat, sprzyjały Nabatejczykom, a wdzięczni wierni wznosili wspaniałe świątynie. Dlaczego stąd odeszli? Dokąd poszli? Tego nie wiemy.
Jedno jest pewne – nie uciekali stąd w popłochu. Spakowali swój dobytek, zwinęli namioty, objuczyli ryczące wielbłądy, osły i wyszli tak, jak przyszli – przez ucho igielne. Zostawili po sobie wykute w kolorowych skałach, zadziwiające miasto. W opustoszałych świątyniach zagnieędziły się skorpiony. Gnany wiatrem pustynny piasek szlifował przez wieki fryzy kolumn, błotniste strugi deszczu zacierały kontury płaskorzeęb. Po karawanie, która przed wiekami zdobiła ścianę wąwozu, niosąc do Petry bogactwa Wschodu, zostały już tylko po mistrzowsku wyrzeębione kopyta wielbłądów.
Przyjemnie jest patrzeć, jak słońce ślizga się po purpurowych, to znów żółtych, czasem brązowych lub czerwonych skałach. Petra wie, że kolor jest tylko wrażeniem zależnym od światła, zwyczajnym złudzeniem, fatamorganą, igraszką. Tutaj rzeczywistość zdaje się bajeczna, nieprawdziwa, na wpół legendarna. Najsłynniejsza budowla Petry – Skarbiec, nigdy skarbcem nie był. A jednak mieszkający tu Beduini celując kamieniami na wysokość ósmego piętra, przez lata próbowali rozbić rzeębioną w piaskowcu urnę, w której znajdują się ponoć złote monety. Miał je tu zostawić bliżej nieznany faraon podczas swojej domniemanej, ale fikcyjnej wizyty. Także córka faraona nigdy nie mieszkała w swoim pałacu, który w rzeczywistości był świątynią bogini Allat.

Wiele z tych przedziwnych legend stworzyli mnisi i rycerze Aarona, wznosząc u wejścia do Petry ponure zamczysko. Krzyżowcy, których słynna Droga Jerozolimska spłynęła krwią, rzeziami, rabunkiem i gwałtem, zostawili na jordańskich wzgórzach kilka otoczonych warownymi murami twierdz. Jedna z nich należała do niejakiego Renaulda de Chatillon, sławnego przede wszystkim z powodu wymyślnych tortur, jakie zadawał wrogom. Patriarchę Antiochii wysmarował miodem i wystawił na pożarcie słońcu i owadom, a z murów zamku w Al-Karak zrzucał w dół, do doliny głębokiej na 450 metrów, ludzi z głowami okutymi drewnianą skrzynią. Skrzynie te miały chronić ich przed utratą przytomności, aby świadomi byli swego lotu i czuli uderzenie o ziemię.
Inne zamki zostawili po sobie w Jordanii Omajjadzi, pierwsza dynastia kalifów muzułmańskich panująca z Damaszku.
W sercu pustyni powstały niewielkie, przypominające raczej wille, letnie rezydencje. Omajjadzi, którym bliżej było do przywódców beduińskich plemion niż uczonych w słowach Księgi imamów, opuszczali swój Damaszek, by tu, na surowej, kamienistej pustyni oddawać się uciechom życia. Na freskach, którymi ozdobione są ściany jednego z pustynnych zameczków, tańczą nagie kobiety, saqi – arabski podczaszy – dolewa wina, muzykanci grają na lutniach, osiodłane konie czekają na galop po pustyni. Po kąpieli w łaęni parowej, przy szmerze fontanny, nieco odurzeni winem potężni władcy przeżywali tu zapewne również i podniosłe chwile prawdziwego wzruszenia. Poezja zawsze była dla Arabów najbardziej szanowaną ze sztuk, bliską ich sercom.
Dziś Jordania jest monarchią konstytucyjną, a panujący ród Haszymitów wywodzi się w prostej linii od Mahometa. Ich władza, boska i świecka zarazem, jest niekwestionowalna. Nawet chory psychicznie król Talal rządził w latach 50. przez rok, zanim został odsunięty od tronu. Ojciec dzisiejszego króla, Hussein, panował prawie pół wieku. Nad jego trumną pochyliło się czterech prezydentów Stanów Zjednoczonych: Ford, Carter, Bush i Clinton. Aby pożegnać króla Husseina, syryjski przywódca Assad po raz pierwszy w życiu zdecydował się uczestniczyć w tej samej ceremonii, co premier Izraela. Ulice Ammanu pogrążyły się w zbiorowej histerii, na domach zawisły czarne flagi, a jordańscy chrześcijanie opłakiwali króla na mszach żałobnych. Po pogrzebie nowy władca ogłosił, że będzie kontynuował politykę ojca, dzięki której Jordania zawsze pełniła rolę mostu pomiędzy państwami arabskimi a Stanami Zjednoczonymi i do dziś jest najspokojniejszym krajem na całym Bliskim Wschodzie, mimo swego położenia pomiędzy Izraelem a Irakiem.

No to w drogę - Jordania

W pustynnym królestwie - Samolotem – do Jordanii można dolecieć z niemal wszystkich większych miast Europy. Z Polski z przesiadką. Lecąc przez Wiedeń Austrian Lines zapłacimy ok. 2 tys. zł (w obie strony). Obowiązkowe na przejazd i pobyt. - W Polsce nie działa żadne przedstawicielstwo dyplomatyczno-konsularne Jordanii. Najbliższa ambasada – w Berlinie. Wizy (na miesiąc, z możliwością przedłużenia do 3) można otrzymać na przejściach granicznych, z wyjątkiem tego na moście Króla Husseina (Allenby Bridge).
- Opłata za wizę – 10 JOD (1 JOD = 1,4 USD = 4,6 zł). Opłata wyjazdowa – 5 JOD. Turyści przyjeżdżający do Jordanii przez Syrię i powracający przez ten kraj powinni wcześniej uzyskać co najmniej dwukrotną wizę syryjską – Ambasada Syrii w Ammanie wydaje wizy tylko tym obcokra-jowcom, którzy mają jordańskie roczne wizy pobytowe. Posiadanie w paszporcie pieczątek lub wiz izraelskich, jordańskich lub egipskich stempli kontroli z przejść granicznych z Izraelem, a także przedmiotów pochodzenia izraelskiego, np. biletów autobusowych, może uniemożliwić wjazd do Syrii. - Autobus to najwygodniejszy środek transportu do podróżowania po Jordanii. Jest kilka państwowych przewoęników, największy z nich to JETT (Jordan Express Travel&Tourism). Można się z nimi dostać z Akaby do najważniejszych miast. Oprócz tego kursują prywatne linie autobusowe. Bilety najlepiej rezerwować z wyprzedzeniem. - Taksówki wieloosobowe, po arabsku servees, są najpopularniejszym środkiem transportu.
Kursują po ustalonej trasie, zabierając i wysadzając pasażerów w dowolnym miejscu. Są tańsze od zwykłych taksówek, ale droż-sze od autobusów. Należy jednak unikać przemieszczania się w strefach przygranicznych, zwłaszcza z Irakiem i Izraelem. W Jordanii nie istnieją schroniska młodzieżowe.
- Tani hotel – łóżko we wspólnym pokoju bez prysznica – kosztuje ok. 3–5 JOD. W Ammanie, Akabie i Petrze nie brakuje hoteli średniej klasy, w których za pokój jedno-osobowy płaci się 15–30 JOD. Należy sprawdzić, czy żądana cena nie różni się od oficjalnie wywieszonej, gdyż zdarzają się próby naciągania obcokrajowców. Przydatne informacje
- Dniem wolnym od pracy jest piątek, w instytucjach państwowych także sobota.
- Sklepy czynne najczęściej w godz. 09.30-13.30 oraz 15.30-18.00.
- Ambasada RP: No 3, Mahmoud Seif Al-Din Al-Irani Str. P.O. Box 942050, Amman 11194  
tel. (009626) 551 25 93, 551 25 94, 551 25 96
fax: (009626) 551 25 95  
 e-mail: polemb@nol.com.jo
  www.jordania.net
  www.visitjordan.com
  www.tourism.jo