Kot siedzący na wysokim murze patrzy na mnie z góry zagadkowym żółtozielonym spojrzeniem. Nie wiem, czy moje wejście na jego teren złości go, czy jest mu obojętne. Idę obok niego kamienną aleją między dwoma rzędami eremów. Zgodnie z regułą zakonu jedna pustelnia dla jednego mnicha. Sprzyjało to zachowaniu milczenia, nieustannej pobożnej medytacji i cierpliwej pracy.
Dziś w miejscu dawnego klasztoru mieści się hotel Ministerstwa Kultury i Sztuki, w którym każdy poszukujący spokoju i odosobnienia może znaleźć swoją pustelnię. Ostatnia z lewej strony będzie moja. Wchodzę przez drewnianą bramę na maleńkie podwórko, kilka kroków między jednym domem a drugim. W rogu skalny ogródek, na gęstej trawie drewniana ławka. Dom jest niewielki, z dachem pokrytym czerwoną dachówką. Za drzwiami wejściowymi chłodne, z prostotą urządzone wnętrze. Z okna pokoju roztacza się widok na jezioro. Jedno z najpiękniejszych na Suwalszczyźnie – z półwyspami i zatokami, czystą wodą i przede wszystkim – strefą ciszy.
Dziś jest już zbyt późno na wyprawę nad Wigry, patrzę więc tylko przez okno na rozległą przestrzeń otwierającą się nad gładką taflą jeziora. Powoli udziela mi się spokój tego miejsca. Pilne sprawy pozostały 300 km stąd.
Następnego dnia rankiem alejka między eremami prowadzi mnie prosto do kościoła. Jego imponująca barokowa sylwetka z dwiema wieżami góruje nad kompleksem klasztornym. Mnisi zbierali się w kościele na wspólne, ciche – bez śpiewów i muzyki – nabożeństwa. Gdy przybyli tu z Włoch pod koniec XVII w., sprowadzeni przez króla Jana II Kazimierza, w darze otrzymali Puszczę Przełomską i Perstuńską. Z powierzonej im misji zbudowania klasztoru dla 12 zakonników wywiązali się nadspodziewanie dobrze. Ich wyspa dzięki grobli wkrótce stała się półwyspem. W zabudowaniach klasztornych stanęły eremy, kościół, refektarz (klasztorna jadalnia), dom dla gości, dom furtiana przy bramie i wieża zegarowa, z której można podziwiać panoramę jeziora i Puszczy Augustowskiej.
Pobożni mnisi z kontemplacyjnego zakonu prowadzili też intensywną akcję osadniczą i przemysłową w swoich puszczach. Wkrótce stali się właścicielami ogromnych dóbr, które obejmowały rudnie, smolarnie, huty szkła, liczne osady oraz założone w 1715 roku miasto Suwałki. Na szczęście dla puszczy przemysł zakończył się tutaj w XIX w., miejsce dawnych hut znów pokrył las.
Wchodzę do ciemnego, chłodnego kościoła. Tam odnajduję ten sam spokój, który poczułam poprzedniego wieczora. Nie zostaję jednak długo, pora wreszcie wypłynąć na jezioro. Wynajmuję kajak w jednej z miejscowych wypożyczalni. Mijam Półwysep Klasztorny i kieruję się na południe. Kusi mnie ujście Czarnej Hańczy, ale spływ rzeką i wycieczki po puszczy zostawiam sobie na następny przyjazd. Przede mną kilka wysp. Według legendy dwie z nich wynurzyły się z jeziora po śmierci młodych kochanków. Fabian był kamedułą zielarzem, Wingryna córką osocznika (opiekuna puszczy, który organizował pańskie polowania). Spotkali się na jeziorze podczas gwałtownej burzy, dziewczyna uratowała życie mnichowi. Pokochali się bez pamięci. Niestety, nie dane im było się połączyć. Nie w tym miejscu, nie w tym czasie. Umarli z żalu i tęsknoty za niespełnioną miłością.
Na wysokości jednej z wysp ląduję na kąpielisku Piaski. Woda jest jeszcze zimna, ale słońce tak grzeje, że decyduję się na kąpiel. Potem w sosnowym lesie nad brzegiem ogarnia mnie błogie lenistwo. Kolację z obowiązkową nad Wigrami sieją zjadam wcześnie. Przed snem zdążę jeszcze pójść nad jezioro. Mam ochotę popatrzeć na wodę i niebo pełne gwiazd. Takiego w mieście nie zobaczę.