Konie wyprzęgnięte z dyliżansu cicho parskają. Na ścianach biura szeryfa płowieją na słońcu listy gończe. Szubienica skrzypi na wietrze. Nie odstrasza to jednak zamaskowanych bandytów, którzy na spienionych rumakach zajeżdżają pod bank i strzelając w powietrze, rabują co się da. Dzień jak co dzień – tyle że nie dwieście lat temu na Dzikim Zachodzie, ale dziś, w Ścięgnach koło Karpacza. Tu bowiem znajduje się raj dla wszystkich tych, którzy kochają legendę Billy’ego Kida i mają duszę prawdziwego rewolwerowca. W Miasteczku Western City mogą nareszcie być sobą: oglądać rodeo, ujeżdżać mniej lub bardziej dzikie konie (i elektrycznego byka), rzucać lassem, wypłukiwać złoto z piasku i utrzeć nosa miejscowym zabijakom, wspinając się na szczyt śliskiego słupa, by wygrać szklankę piwa postawioną przez szeryfa. Zjeżdżam kolejką westernową, próbuję sił na indiańskiej strzelnicy i strzelam z broni pneumatycznej. Bardziej interesuje mnie jednak chata trapera, sklep kolonialny i kuźnia. Kowal podkuwa właśnie konia. Pytam, czy mogę pomóc, potrzymać kopyto. Bezpieczeństwo jest najważniejsze. Musi mi więc wystarczyć kibicowanie. Nie załapuję się też na konkurs na najszybciej wydojoną krowę, ale akurat z mojej winy. Za długo przyglądałam się indiańskim tańcom. Zresztą Indianie i rewolwerowcy żyją tu w zgodzie. Tylko latem atmosfera nieco się zagęszcza. Rozochoceni kowboje codziennie urządzają widowiskowe napady na bank, bijatyki, pogonie i strzelaniny. Na zmęczonych atrakcjami czekają trzy restauracje. Zapraszają też ogniska, na których pieką się prosięta, wszystkiemu zaś towarzyszy muzyka country – z płyt i grana na żywo. Żaden świeżo upieczony kowboj nie może odmówić sobie strzemiennego – w Western City toasty wnosi się tequillą, w saloonie z prawdziwego zdarzenia. A, tu też nie strzela się do pianisty. Western City
■ Ścięgny koło Karpacza. Cena zależy od ilości wykorzystanych atrakcji, pakiety dla grup (ok. 20 zł za osobę).
www.western.com.pl