Zestaw skiturowy to koszt tak duży jak zakup topowych nart i butów. Nie wydajemy natomiast pieniędzy na skipassy. W skituringu jest jednak coś ważniejszego niż pieniądze. Przecież nie o oszczędzanie chodzi ludziom, którzy pokochali tę formę narciarstwa. Pozwala ona na znacznie bliższe obcowanie z naturą, smakowanie przepięknych widoków, tras, szlaków i miejsc, o których alpejczycy nie mają pojęcia, choć do swego ulubionego kurortu przyjeżdżają któryś raz z rzędu. Co więcej – narciarz skiturowy nie musi rezygnować z typowego narciarstwa zjazdowego. Wystarczy tylko odpiąć foki, zamontować wiązania, odepchnąć się kijkami i poszusować w dół.
Skituring to chyba największa, a dla wielu wręcz wyłączna możliwość przemierzania górskich szlaków, których nie przygotowały ratraki, a najczęściej nawet nie tknęła ludzka stopa. Bez pośpiechu, przedzierania się zatłoczonymi nartostradami, za to pośród oszałamiających górskich krajobrazów, które dane są tylko nam. Ale i sam zjazd to wydarzenie wyjątkowe, gdy zanurzeni po kolana w śniegu kreślimy ten jeden jedyny ślad na wielkiej śnieżnej połaci.
Takich wytyczonych szlaków w Alpach jest mnóstwo, bo skituring, obok typowych nartostrad, zdobył tam dużą popularność. Ale i w polskich warunkach ma coraz więcej zwolenników, bo to doskonała alternatywa na zimowe weekendy, które i tak zamierzamy spędzić na deskach. Zamiast czekać w kolejkach do wyciągów, można w ten sposób przemierzać Sudety, Beskidy czy Bieszczady, z dala od zgiełku i całej tej narciarskiej cywilizacji. Przygoda ze skituringiem jest niemożliwa, jeśli nie mamy przynajmniej przeciętnych umiejętności narciarskich. Kilkudniowa nauka na „oślej łączce”, gdzie pod okiem trenera ćwiczy się skręty, to zdecydowanie za mało. Gdy bowiem po podejściu i nacieszeniu oczu cudownymi widokami przyjdzie nam zjechać ze zbocza po dziewiczym śniegu, narciarskie umiejętności muszą być nawet wyższe niż średnie, by przyjemność nie zamieniła się w koszmar. Zwłaszcza gdy skituring staje się niespodziewanie freeride’em, bo stok okazuje się nadzwyczaj stromy.



Jak dobrać sprzęt Zanim pójdziemy do sklepu, warto wypożyczyć sprzęt w którejś ze stacji narciarskich i spróbować, czy w ogóle przekonamy się do tej formy aktywności. Ale i wtedy powinniśmy odpowiedzieć sobie na zasadnicze pytania: czy bawi nas bardziej chodzenie, czy zjeżdżanie na nartach, zwiedzanie gór zimą czy wdrapywanie się w miejsca, skąd można jeździć po nieprzygotowanych trasach? I najważniejsze: na ile opanowaliśmy narciarską technikę?
Narty do jazdy czy do chodzenia? Po ustaleniu, że cenisz sobie przede wszystkim kontakt z naturą, nart dla siebie szukaj w grupie Expert. Jeśli skituring traktujesz na równym poziomie z szusowaniem po nartostradach to zdecyduj się na Carve. Jeśli natomiast narty skitourowe z braku funduszy mają zastąpić ci helikopter, bo jesteś przede wszystkim pozatrasowym zjazdowcem, dla którego prawdziwa frajda zaczyna się wraz ze skokiem adrenaliny, nart szukaj w segmencie Freeride.
Najbardziej popularna marka nart skiturowych to austriacki Hagan. Jednak największe firmy produkujące sprzęt dla zjazdowców i slalomowców mają już w ofercie odpowiednie modele:
Grupa TOUR EXPERT to narty na długie wycieczki. Są bardzo lekkie, skromniej od innych taliowane po to, by krawędzie na stromych trawersach miały styczność z podłożem na całej długości. Z tego powodu jednak mniej nadają się do trudnych zjazdów.
Grupa TOUR CARVE – narty bardziej do zjeżdżania niż chodzenia, które w tym wypadku nie powinno przekraczać ok. 1/3 pokonywanej trasy. Ze względu na uniwersalne zastosowanie narty z tej grupy są najchętniej wybierane przez skiturowców. Dzięki carvingowej konstrukcji, która niweluje drgania, zwiększa sztywność i wytrzymałość, łatwo  na nich zjeżdżać w każdych warunkach. Uwaga, są nieco cięższe od modelu pierwszego!
Grupa FREERIDE TOUR, czyli narty dla wszystkich, którzy kochają jazdę z górki na pazurki po kopnym śniegu. Mają znacznie większą powierzchnię niż inne modele, przy czym taliowanie jest charakterystyczne dla nart carvingowych. Freeride’y są ciężkie, bo zastosowano w nich specjalnie dobrane komponenty tworzyw sztucznych, drewna i nowoczesnych stopów metali, mających zapewnić trwałość, elastyczność oraz tłumienie drgań podczas zjazdów.

SZYNA ALBO ZAWIAS Wiązania mają ruchomą piętkę. Gdy blokada jest zwolniona, można poruszać się jak na biegówkach, gdy jest zablokowana – szusuje się jak na zjazdówkach. Dodatkowo znajduje się w nim tzw. support, czyli specjalna wielostopniowa podpórka pięty na stromych podejściach.
But w wiązaniu skiturowym mocowany jest na specjalnej szynie bądź zawiasowo z przodu. Ten pierwszy sposób, stosowany przez dwóch największych producentów, Silvrettę i Fritschi, jest najbardziej rozpowszechniony. Silvretta, potentat na rynku sprzętu skiturowego, produkuje wiązania przeznaczone głównie dla szeroko pojętej turystyki. Najnowsze rozwiązanie to model PURE — bardzo lekkie, o wygodnej konstrukcji, umożliwiającej zapinanie typu „step in”. Wypiąć można się natomiast za pomocą kijka.

Wszystkie wiązania wyposażone są w bezpieczniki działające zarówno w płaszczyźnie poziomej (czyli na boki), jak i w pionie (do przodu). Waga wiązań z ruchomą ramą wynosi od około 1,2 kg (Silvretta PURE) do ponad 2 kg (Silvretta 404, Fritschi Diamir Freeride). Dlatego dobierając wiązanie z szyną, szukajmy najmniejszego rozmiaru, jaki pasuje do naszego buta – będzie nam lżej!
Rozwiązaniem tego problemu może być zdecydowanie się na drugi typ wiązania, gdzie rolę ramy odgrywa but, mocowany zawiasowo w przednim wiązaniu. Waga wiązania spada zdecydowanie poniżej 1 kg. Tu jest jak w słynnej anegdocie z kupowaniem forda: możemy dostać każde wiązanie, pod warunkiem że będzie ono produktem firmy Dynafit. Wiązania Silvretta SL, które miały przełamać ten monopol, okazały się niewypałem. Do wszystkich typów można dokupić skistopery i specjalne noże spełniające funkcję fok na oblodzonym stoku. Moherowe foki
Tym, co pozwala nam wspinać się na nartach skiturowych, są właśnie foki. Nazwa wzięła się od tego zwierzęcia, gdyż jego skóra, nakładana na ślizgi włosiem do tyłu, uniemożliwiała zsuwanie się nart przy podejściach. Dziś foki są elementem ekwipunku. Pokryte moherem, preferowane są zwłaszcza przez wyczynowców skialpinizmu. Mają doskonały poślizg i dobre trzymanie, ale są nietrwałe. Największą wytrzymałość zapewniają foki syntetyczne, jednak nylon nie ma zbyt dobrego poślizgu. Dlatego producenci oferują foki mieszane, moherowo-nylonowe w różnych proporcjch obu składników. O funkcjonalności jednak bardziej niż skład decyduje poprawna szerokość oraz zamocowanie fok. W najwęższym miejscu narty powinny być węższe od niej o 1–2 mm z każdej strony, tak aby w żadnym wypadku nie zasłaniać krawędzi nart. Jeśli skituring uprawiamy na nartach carvingowych, musimy dobrać specjalne, taliowane foki. Główni producenci: Montana, Colltex, Kohla czy Pomoca oferują je w typowych „carvingowych” rozmiarach.

O cholewka, ale buty!
Podstawowa zasada: nie warto kupować butów uniwersalnych, gdyż będą kiepsko sprawdzać się zarówno podczas chodzenia, jak i zjeżdżania, tylko zdecydować się na jedną z dwóch opcji. Buty przeznaczone przede wszystkim do chodzenia są lekkie i dość miękkie. Te do jazdy są cięższe, twardsze, z typowymi stricte zjazdowymi rozwiązaniami, jak np. canting. Jedne i drugie wyposażone są w protektor Vibram, możliwość szerokiego ruchu cholewki w trakcie chodzenia, blokowania cholewki do zjazdu, często z możliwością wyboru dwóch różnych nachyleń.

Wkładka w butach turowych może być formowana na gorąco, tak jak w butach zjazdowych z najwyższej półki. To rozwiązanie zastosowano w modelach Scarpa, Dynafit, a niektóre firmy sprzedają oddzielnie botki wewnętrzne, które możemy zaadoptować do swoich butów (Raichle, Dynafit). Jeśli nie formujemy wkładki, musimy zwrócić uwagę na kształt swojej stopy, bo np. buty Dynafita są raczej na wąską stopę, a Lowa na szerszą. Wielkość buta dobieramy odwrotnie niż w butach zjazdowych, zachowując niewielki luz – w końcu będziemy spędzać w nich wiele godzin. Jeśli nasze wyprawy będą rzeczywiście długie, a temperatury ekstremalnie niskie, warto pod wkładką umieścić kawałek karimaty i dopiero wtedy dopasowywać but.

Kije z wodotryskiem
Jeśli nie chcemy wydawać za dużo pieniędzy, kupmy kije trochę dłuższe niż zjazdowe. Dlaczego dłuższe? Otóż muszą być wygodne przede wszystkim przy podejściach. Ale optymalne rozwiązanie to kije teleskopowe. Sprawdzają
się szczególnie wtedy, gdy wędrujemy w poprzek stromego zbocza (należy zwrócić uwagę, czy przypadkiem nie są to jednak kijki do nordic walking). Te narciarskie mają dłuższą końcówkę pod talerzykiem, szeroki talerzyk i niekiedy specjalną okładzinę poniżej rączki. Często firmy produkują
kije uniwersalne, pozwalające zmieniać końcówki, które można ponadto łączyć, robiąc z nich sondę lawinową. Do niektórych kijków można dokupić tzw. „wodotryski” w postaci specjalnej przystawki, dzięki której łatwo przekształcimy je w statyw fotograficzny.

MODA NA STOKU

Ubiór z materiałów oddychających to standard, którego zalety w oczywisty sposób odczuwa się podczas forsownych podejść. Lepiej nałożyć na siebie kilka cienkich polarów niż jeden grubszy i kurtkę.  Niezwykle istotnym elementem wyposażenia skiturowego, bez którego trudno wyobrazić sobie nawet najkrótszą wyprawę, jest plecak. To w nim schowamy zapas jedzenia i picia, dodatkową odzież na zmianę, latarkę-czołówkę, mapę, kompas, telefon komórkowy, gogle, rękawice, sondę i łopatkę lawinową, foki czy noże na bardziej strome trawersy, a przy dłuższych wyprawach namiot.
Niezależnie od wielkości każdy plecak musi mieć pas biodrowy i spinacz na piersiach. Jazda z plecakiem kolebiącym się na prawo i lewo to naprawdę superekstremalny wyczyn. Im więcej tasiemek, umożliwiających podpięcie akcesoriów, oraz zewnętrznych siateczek, w których podczas zjazdu błyskawicznie osuszymy foki, tym lepiej. Istotny jest również pojemniczek na napój z wyprowadzoną rurką (tzw. camel bag) – to nie ekstrawagancja, lecz jak się okaże w trasie, rzecz tak niezbędna jak klimatyzacja w samochodzie. Na pewno trzeba mieć w plecaku zestaw antylawinowy. Od najprostszego czujnika Recco po tzw. ABS Avalanche Airbag System. To butla ze sprężonym gazem oraz napełniające się poduszki o łącznej pojemności ok. 150 l. Człowiek wyposażony w taki balon utrzymuje się napowierzchni lub jest na nią wypychany.


KARPLE NA NOGI
Przez  kilka tysięcy lat służyły przemieszczającym się przez tajgę, tundrę i polarne pustynie traperom, myśliwym i poszukiwaczom przygód. Używali ich górale, także i polscy – stąd rodzima nazwa rakiet śnieżnych – karple.
To dyscyplina dla wszystkich, którzy kochają naturę, wolność i odkrywanie. Można ją uprawiać zarówno samotnie, jak i w gronie znajomych czy z rodziną na oznakowanych szlakach dla turystów pieszych i rowerowych albo poza nimi. Rakiety pozwalają dotrzeć tam, gdzie nie dojadą nawet przystosowane do zimowych warunków środki transportu. Chwalą to sobie między innymi amatorzy unikatowych zdjęć przyrodniczych, a także właściciele domów położonych wysoko w górach z dala od odśnieżanych dróg. W przeciwieństwie do jazdy na nartach, wymagającej wielu dni nauki, specjalnego obuwia, no i stania w kolejkach do wyciągów (chyba że ktoś uprawia skituring albo freeride) chodzenie na rakietach jest bardzo łatwe. Dodatkową pomocą są kije podobne do tych używanych w nordic walking, tyle że wyposażone w duże rozety. Może dlatego popularność rakiet śnieżnych w Europie jest imponująca: liczbę użytkowników szacuje się na dziesięć milionów, a co roku sprzedaje się ponad pięćset tysięcy nowych kompletów. Od dwudziestu lat w Europie i Ameryce rakieta śnieżna przeistacza się w sprzęt do rekreacji i sportu. Zmienił się jej kształt – jest podłużna, wykonana z plastiku bądź z aluminiowych rurek (tę drugą opcję preferują Amerykanie),  lżejsza, zaopatrzona w praktyczne wiązania, kolce, podpiętki. Do tego doszedł elegancki wygląd i kolorystyka – nad ostatnim modelem francuskiego TSL-a wspólnie z inżynierami pracowali styliści firmy Lacroix. Dla miłośników rakiet śnieżnych organizuje się setki imprez (także międzynarodowych) – w 30–tym Międzynarodowym Biegu Rakietowym we włoskiej miejscowości Fondo w tym roku wzięło udział ponad sześć tysięcy zawodników z całego świata. W Alpach francuskich aktywne wyprawy na rakietach śnieżnych stały się wręcz sportem narodowym. Od 2001 r., w jedną z sobót stycznia, odbywa się na nich Dzień Wędrówek. Zalety tego sportu propagują Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK i firma rakiety.pl. Dzięki ich zaangażowaniu powstało trzydzieści wypożyczalni rakiet śnieżnych. Dziesięć z nich, zlokalizowanych na Żywiecczyźnie, tworzy pierwszy w Polsce szlak rakietowy prowa-dzący od schroniska na Hali Krupowej do „Dworca Beskidzkiego” w Zwardoniu. W tym roku zostaną uruchomione, oznakowane specjalnymi strzałkami, trasy „rakietowe” w okolicy Babiej Góry. W marcu 2008 r. na Hali Rycerzowej odbędzie się trzecie ogólnopolskie spotkanie miłośników rakiet śnieżnych. W planach jest jeszcze siedem innych wydarzeń z tej dyscypliny, która coraz częściej gości też na imprezach integracyjnych.                  
                                                   
CZY WIESZ ŻE
  • Prototypów dzisiejszych rakiet szukać należy zarówno w Europie, jak i Azji czy na śnieżnych bezdrożach Kanady i Alaski.
  • W Norwegii znaleziono  kamienną płaskorzeźbę z 6 000 r. p.n.e. przedstawiającą człowieka poruszającego się na rakietach. To najstarszy jak dotąd dowód ich istnienia.
  • Już w średniowieczu rakiety śnieżne stały się elementem wyposażenia gospodarstw na terenach górskich (są dowody, że nasi górale używali karpli).
  • Na przełomie XVIII i XIX w. traperzy przemierzali Amerykę Północną na rakietach konstrukcyjnie przypominających tenisowe – na drewnianej ramie z siatką ze zwierzęcego jelita.
  • W latach 80. XX w.  ruszyła przemysłowa produkcja rakiet: we Francji z plastiku, natomiast w Ameryce aluminiowych.