Livigno - skiing & shopping Dlatego oprócz kupna sprzętu narciarskiego można tu zaopatrzyć się w urządzenia RTV, podreperować zasoby domowego barku, kupić narzeczonej pierścionek z brylantem (ponoć w świetnej cenie) zapakowany w torebkę od Prady albo chociaż podarować podkoszulek Versace lub jakiś kosztowny drobiazg Gucciego. Cały wachlarz możliwości rozpościera przed nami skromny wyjazd we włoską dolinę...
Samo miasteczko słynie z wyluzowanej, kosmopolitycznej atmosfery. Włosi robią wrażenie jakby startowali w zawodach na szerokość uśmiechu, a codzienne „Ciao bella!” nastraja pozytywnie do wyzwań sportowych, pozwala przełamywać własne bariery i lęki, także te związane z wy- dawaniem zbyt dużych kwot pieniędzy. Samych sklepów sportowych jest tu kilkanaście, a z nart wraca się tu zazwyczaj nie spoconym, a starannie wyperfumowanym.
Livigno położone na 1815 m n.p.m., jak na standardy alpejskie, w których ceny kształtują się proporcjonalnie do wyniesienia nad poziom morza, jest ośrodkiem dość tanim. Duża wysokość (a jeździ się tu powyżej 2500 m n.p.m.) gwarantuje z reguły świetne warunki śniegowe. Prawdziwym kłopotem może okazać się dopiero wiatr. Najwyższe i zarazem te najbardziej atrakcyjne trasy w Livigno są bezbronne wobec ostrych podmuchów, dlatego zamyka się je, kiedy wieje zbyt mocno, co nie znaczy, że robi się to tak nagminnie, jak na Kasprowym Wierchu. Musi naprawdę zwalać z nóg, a wtedy zamknięcie góry przyjmujemy nawet z pewną ulgą i czujemy się już rozgrzeszeni, popijając
w schronisku rozleniwiającą, ostrą grappę albo słodkie i pachnące limoncello. Nie będzie jednak ku temu zbyt wielu okazji, bo Livigno, znane też jako „włoski Tybet”, cieszy się podobno największą w Alpach ilością słonecznych dni w roku.  
Niedogodnością, a może po prostu specyfiką Livigno jest podział na stoki wschodnie i zachodnie, które – niestety – nie są połączone wyciągami i żeby przedostać się z jednych na drugie, trzeba pokonać kawałek miasta, czyli odpiąć narty, nierzadko wsiąść do autobusu, może wypić kawę w przyjemnej kafeterii, a może wstąpić do sklepu po nowe rękawice, a może... Tracimy w ten sposób nie tylko wysokość, ale również czas i dynamikę dnia. Ale są i tacy, którzy lubią na chwilę rozstać się z monotonną bielą gór, chłodem, wiatrem i powrócić na lunch do kolorów i zgiełku miasta. Livigno jest ładnym, przyjemnym miasteczkiem, z tradycyjną, niewysoką zabudową, wieloma kościołami, normalnym, własnym, a nie tylko narciarsko-turystycznym życiem. Dzisiejsze centrum, gdzie ulokowana jest większość sklepów, było kiedyś wioską, zimą odciętą od reszty świata, którą pasterze powierzyli opiece Świętego Antoniego. Ale i dziś w San Antonio raczej trudno się zgubić.   
Jeśli wynudzą nas już stoki Livigno, wsiadamy do ski-busu i wyruszamy do odległego o 40 km Bormio, gdzie w najgorętszych spośród alpejskich źródeł kąpali się już starożytni Rzymianie. Nowożytnym Bormio skojarzy się zapewne z biegiem zjazdowym mężczyzn organizowanym tu co roku w ramach Pucharu Świata. Po pokonaniu stromych, najczęściej bardzo oblodzonych tras (najdłuższa ma aż 10 km, a w jej górnym odcinku panują zazwyczaj naprawdę arktyczne warunki: –25OC i silny, przenikliwy wiatr) z przyjemnością wraca się na słoneczne stoki Livigno. A jeśli ta wycieczka nie zaspokoi jeszcze żądzy przygody, poszukiwaczom wrażeń pozostaje ratować się ucieczką przez tunel do sąsiedniej Szwajcarii. W tamtejszym legendarnym narciarskim kurorcie St. Moritz, jednym z najdroższych, można w prawdziwie luksusowym towarzystwie poświęcić czas grze w golfa na śniegu. Albo w polo. NO TO W DROGĘ - NOCLEGI: Apartamenty – od 880 zł/tydzień/dwójka bez wyżywienia, www.nocowanie.pl; Albergo Alpina, hotel w centrum miasta, od 50 euro/osoba, www.alpinahotel.it ; apartamenty Alpen White, od 450 euro/4 osoby/tydzień, www.alpenwhite.com - INTERNET: www.livignoitaly.com, www.livignoweb.com