Wreszcie się udało! Po kilkunastu próbach latawiec wielkości dużego dywanu unosi się i zawisa pionowo prawie 30 m nad moją głową. Czuję, jak przyjemnie, lekko ciągnie mnie w gorę. Taki latawiec (kajt) to nie zabawka, którą kiedyś puszczałam na łące, ale daje też dużo większą frajdę. Nie da się go utrzymać rękami. Instruktor przypiął mnie do niego zaczepem umieszczonym na pasie biodrowym podobnym do pasów używanych przez zapaśników. Ostrożnie wchodzę do wody, chwytam deskę, żeby nie odpłynęła. Gdy zanurzam się mniej więcej do pasa, przepisowo kładę się na plecach. Teraz chwila ekwilibrystyki – muszę się przymocować do deski: prawą ręką trzymam drążek latawca, lewą zapinam stopę w footstrapie (wiązanie podobne jak na desce snowboardowej). Chwiejąc się, niepewnie przekładam latawiec do drugiej ręki i umieszczam prawą stopę w wiązaniu. Udało się. Kucam na desce, chwilę dryfuję, po czym delikatnie kieruję latawiec w bok, żeby poddał się wiatrowi. Po chwili jego siła wyciąga mnie w gorę i staję na prawie prostych nogach. Lecę! Leżę już po 15 m. Ale to nic, najważniejsze, że pokonałam niemoc po dwóch dniach ćwiczeń startowania z latawcem w wodzie!

SZKOLENIE NA SUCHO

Z brzegu kitesurfing wydaje się dziecinnie łatwy. Jednak na początku należy się spodziewać: wielu godzin w zimnej wodzie (na szczęście pianka trzyma ciepło), przeciągnięcia przez latawiec po piasku lub szuwarach, lądowania w krzakach, kontuzji od uderzeń deską... Ale gdy już ten etap minie, poczujesz prawdziwą frajdę z latania i adrenalinę.

Najlepiej uczyć się na kursach wakacyjnych i podczas długich weekendów, a terminy rezerwować z wyprzedzeniem. Szkoła powinna mieć licencję IKO (Międzynarodowej Organizacji Kiteboardingu), co zapewnia profesjonalizm instruktorów. Legitymacja, którą otrzymasz po ukończeniu kursu, ułatwi wypożyczanie sprzętu. Zajęcia podzielone są zwykle na teorię, naukę na sucho i na mokro.
Pierwsze cztery godziny kursu to sztuka rozkładania latawca i techniki ustawiania się z kajtem do wiatru. Dobre warunki to wiatr on shore (do brzegu) i side shore (wzdłuż brzegu). Siła wiatru dla początkujących nie powinna przekraczać 39–49 km/godz. Idealna jest „czwórka” w skali Beauforta. Przy „siódemce” i „ósemce”, czyli powyżej 60 km/godz. na wodzie zostają tylko zahartowani w bojach wyczynowcy. Na tym etapie szkolisz się w sterowaniu i poznajesz zasady bezpieczeństwa (nigdy nie pływaj samotnie, lataj w takiej odległości od brzegu, by moc do niego dopłynąć wpław, unikaj wiatru off shore, który może znieść cię daleko od lądu, nie łap kajta za linki).

Potem trenujesz z małym latawcem szkoleniowym robienie ósemek w powietrzu. Niełatwo się przyzwyczaić, że latawiec reaguje z kilkusekundowym opóźnieniem. – Ósemki to podstawa – mówi Różana Opalińska, w pracy stylistka, po godzinach kajterka, która właśnie wróciła z Brazylii, gdzie szlifowała kiteloopy (skoki). – Jeśli ósemki będą za małe, latawiec wyrwie cię z wody. Za duże – niestety leżysz. Potem przychodzi czas na prawdziwy kajt. Najpierw dwie osoby rozkładają na ziemi płachtę o powierzchni 12 m2, układają linki, przytrzymują skrzydło tak, by jak najbardziej wypełniło się wiatrem, i je stawiają. Kilka energicznych szarpnięć drążkiem i cofnięcie się o kilka kroków wystarczy, by latawiec powędrował do góry.

ODPUŚĆ BAR!

Po opanowaniu ósemek dajesz się nieść, a właściwie ciągnąć, latawcowi. Chociaż to fantastyczne uczucie, ewolucje najlepiej trenować na piaszczystej plaży. Gdy brzeg usiany jest kamieniami, siniaki gwarantowane. Ćwiczyć powinno się z dala od drzew, budynków i słupów wysokiego napięcia. Idealnie, gdy miejsce jest bezludne. Na początku patrzysz w gorę, na latawiec, i możesz staranować przechodnia.

Bardziej poziome położenie latawca przy dobrym wietrze daje siłę ciągu jak motorówką! Kajter jest przypięty do latawca uprzężą (trapezem). Na szczęście, gdyby silniej zawiało, łatwo się od niego uwolnić. Wystarczy pociągnąć za zawleczkę przy pętli łączącej zaczep na pasie biodrowym z barem, czyli drążkiem sterowniczym, który kajter trzyma w dłoniach.

By zmniejszyć prędkość, trzeba oddalić drążek sterowniczy od siebie. Z kolei przyciągając go do siebie, sprawiamy, że latawiec mocniej ciągnie. Dlatego instruktor do znudzenia powtarza: – Odpuść bar! Odpuść bar! Jest to refren początkujących kajterów.

Wydaje się to proste, ale wiele osób nie może pokonać odruchu przyciągania drążka do siebie. A bez odpuszczenia baru latawiec nie postawi cię na desce. Na szczęście po kilkunastu próbach każdemu się to udaje, tylko nie wolno się zniechęcać – mówi Różana.

W wodzie na desce podczas ruszania trzeba lekko ugiąć nogi i wyprostować się. Dopiero potem należy wyostrzyć kajta (czyli skręcić go w stronę wiatru) i odchylić się do tyłu. By nie stracić mocy, powinno się utrzymywać latawiec w ruchu, sterując nim lekko w gorę i w dół.

Trzeci etap kursu jest już łatwiejszy niż na przykład w przypadku windsurfingu – latawiec nie stawia oporu jak żagiel, tylko cię po prostu ciągnie. Zasady halsowania i kontrola prędkości latawca nie są skomplikowane dla kogoś, kto próbował podobnych sportów.

Czasem raptowny podmuch powoduje, Czasem raptowny podmuch powoduje, że wyskakujesz ponad fale. Początkującym, takim jak ja, zdarza się to, kiedy na przykład przestraszą się prędkości i próbują wyhamować, robiąc gwałtowny zwrot. Zwykle ląduje się wtedy w wodzie, a deska ucieka spod nóg. Takie próby z czasem coraz bardziej ośmielają do kombinowania i ewolucji. Jednak postępy w nauce przychodzą z godziny na godzinę. Zwrotów w ślizgu można nauczyć się w kilka dni. Proste skoki 2–3 m nad wodą z jednym do dwóch obrotów to kwestia tygodnia.

DECHA I BODYDRAGI

Kajt daje niesamowite poczucie lekkości – zachwala Łukasz Koński, instruktor ze szkoły Board&Kite. Skoki i prędkość wyzwalają adrenalinę, podobnie jak jazda na motorze. Stereotyp głosi, że kitesurfing jest hobby młodzieży. Nieprawda! Na desce z latawcem widuje się 60- i 80-latkow.

To sport dla wszystkich. Nie ma co jednak ukrywać, że nastolatkom i dwudziestolatkom jest najłatwiej. Nie boją się prędkości i są zwinni. Dobrze idzie też snowboardzistom, którzy na śniegu nauczyli się już utrzymywać odpowiednią postawę i balansować ciałem.

KAJT PRZEZ CAŁY ROK

Kitesurfing to sport szalenie widowiskowy. Latem w najpopularniejszych spotach, czyli akwenach kajterów, jak Chałupy i Rewa w Zatoce Puckiej, niebo upstrzone jest barwnymi latawcami. Z daleka wyglądają jak stada motyli. Jeszcze więcej jest ich na Rhodos (w Prasonisi Center), gdzie sezon trwa od maja do października (czasem za mocno tam wieje), lub w egipskiej El Gouna (kusi niskimi cenami). Ze wspaniałych warunków słyną Costa Caleta i Costa Calma na Fuerteventurze oraz setki kilometrów dziewiczych plaż na lagunie Caipe i rafi e w Paracuru w Brazylii.

Uwielbiam kajt także za to, że łączy się z wyjazdami do ciepłych krajów – mówi Różana. Zapaleńcy mogą latać właściwie cały rok, uciekając przez europejską zimą do Australii (w okolice Melbourne), RPA (koło Kapsztadu) czy do zatoki Mui Ne w Wietnamie. Tydzień z adrenaliną w tropikach, na dziewiczym brzegu, daje napęd na kilka miesięcy. Do lata. I do następnego ślizgu w Rewie,