Akwen jest tektonicznym jeziorem, które jest średnio ponad 6 razy bardziej słone niż oceany, więc życia w bardziej rozwiniętych formach w nim nie ma. Do Morza Martwego wpada m.in. rzeka Jordan. Dawniej uzupełniała ona jego ubytki wynikające z parowania wody, ale dziś niesie ułamek pierwotnego przepływu. Wszystko z powodu poboru wody na potrzeby rolnictwa i urbanizacji. Systemy irygacyjne wybudowano m.in. na dopływie Jordanu – rzece Yarmouk.
 

Z powodu tych czynników jezioro traci średnio metr głębokości rocznie. A ten proces z kolei jest przyczyną zapadlisk – lejów krasowych powstających wokół jeziora po wypłukanych pokładach soli. Pierwszy zaobserwowano w 1980 r., dziś liczone są w tysiącach. Tu jak mało gdzie można obserwować procesy geologiczne. 
 

W obliczu tych zmian pojawił się projekt zasilania Morza Martwego rurociągiem transportującym wodę z Morza Czerwonego. To jednak rodzi ogromne wyzwania – i techniczne, i ekologiczne. – Trzeba zapytać, co staramy się tu osiągnąć. Czy chcemy podnosić poziom wody, by zachować unikalny skład chemiczny Morza Martwego. I w jakim celu. Dla turystów? Gdybyśmy chcieli przywrócić przepływ Jordanu, Izrael musiałby odsalać więcej wody, a to kosztuje i też ma wpływ na środowisko – powiedział dr Ittai Gavrieli ze Służby Geologicznej Izraela w wywiadzie dla BBC. Na podobne pytania będziemy musieli odpowiadać coraz częściej nie tylko na Bliskim Wschodzie.
 

Tekst Maria Łukasik