Park Narodowy Ranthambhaur, Indie

Jest ranek, mgła wciąż spowija las. Widać tylko krótki odcinek czerwonego od glinki duktu. Nagle w zamglonym świetle poranka pojawia się tygrysica. Przez chwilę wąsami pociera o drzewo najpierw po jednej, a potem po drugiej stronie drogi. Następnie opiera się przednimi łapami o pień i drapie pazurami korę. Staje do nas bokiem, prezentując swój przepiękny profil. Tygrys to największy z wielkich kotów. Jego pazury osiągają długość 10 cm i są chowane jak u kotów domowych. Kły potrafią kruszyć kości. Zwierzę osiąga prędkość 55 km/h, choć jego „konstrukcja” powstała z myślą o sile, nie utrzymywaniu szybkości. Krótkie, mocne nogi pozwalają na niesamowite szarże i skoki – jego znak firmowy. Niedawno ktoś sfilmował tygrysa, który wybił się na wysokość 3,5 m, by dosięgnąć mężczyznę podróżującego na grzbiecie słonia. Budowa tygrysiego oka pozwala zwierzęciu widzieć w nocy, a jego przeraźliwy ryk niesie się na ponad półtora kilometra.
Podróżowałam przez kilka tygodni po najlepszych dla tygrysów terenach Azji – tropikalnych dżunglach i namorzynowych bagnach, jednak tygrysa tam nie zobaczyłam. Częściowo z powodu jego legendarnej samotniczej natury. Jest to zwierzę, które potrafi skradać się w całkowitej ciszy przez trawę, las, a nawet wodę. Osoby, które widziały lub przeżyły atak tygrysa, zgodnie powtarzają, że „pojawił się znikąd”. Jednocześnie tygrys jest wystarczająco silny, by zabić i przeciągnąć w ustronne miejsce ofiarę ważącą pięć razy więcej niż on sam.
Drugim, istotniejszym powodem braku moich sukcesów w tropieniu był niedostatek w tym idealnym tygrysim krajobrazie tygrysów. Odkąd pamiętam, koty te stanowiły gatunek zagrożony. Przyzwyczailiśmy się do myśli, że to rzadkie zwierzę – to po prostu jedna z jego przyrodzonych cech. Dziś jednak tygrysy żyjące na wolności patrzą wprost w oczy nicości. – Musimy podejmować decyzje podobne do tych, które zapadają na oddziale intensywnej terapii – mówi Tom Kaplan, współzałożyciel Pantery – organizacji zajmującej się ochroną wielkich kotów.
Wrogowie tygrysów są dobrze znani. To utrata siedlisk, bieda skłaniająca do kłusowania na gatunkach, którymi żywią się tygrysy – i handel częściami ciała tych zwierząt na czarnym rynku. Dziś populacja kotów żyjących na wolności rozkłada się na 13 azjatyckich krajów i wynosi zaledwie 4 tys. osobników, a wielu ekologów uważa, że jest ich nawet o kilkaset mniej. Determinacja, by zobaczyć tygrysa na wolności, zawiodła mnie do Rezerwatu Tygrysów w Ranthambhaur, jednego z 40 w Indiach. Pierwsze zwierzę dostrzegłam już 10 minut po przybyciu. W ciągu czterodniowej wycieczki miałam aż dziewięć spotkań, w tym dwukrotne z trzyletnią tygrysicą, która mnie powitała. W wysokiej trawie stawiała kroki z taką pewnością… Każda łapa unosiła się jakby w zwolnionym tempie i delikatnie opadała na ziemię. Kocica była niemal nierealna w swojej „niewykrywalności”.
Tygrys bengalski jest jedną z największych atrakcji turystycznych Indii. W Ranthambhaur wyruszałam o świcie dżipem, który czekał na mnie za drzwiami wynajętego domku należącego do dużej sieci hotelowej. W samochodzie siedzieli: pracownik ochrony parku, przewodnik i zawodowy kierowca, który był niezwykle ważny 
w miejscu, w którym dotarcie do najlepszego punktu widokowego oznacza zajadłą rywalizację. 
To on bezwzględnie wysforował się na czoło kolumny samochodów, dzięki czemu zapewnił mi to pierwsze, mistyczne spotkanie z tygrysem.
W Indiach żyje ok. 50 proc. światowej populacji dzikich tygrysów. Maksymalne szacunki z 2010 r. mówią o 1909 osobnikach – to ponad 20 proc. więcej niż poprzednio. To dobre wieści, ale większość ekspertów przekonuje, że wyższa liczba wynika raczej z ulepszenia metod badawczych niż wzrostu populacji.
Skromne 41 osobników z tej listy mieszka w Ranthambhaur, dawnej łowieckiej posiadłości maharadżów Dźajpuru. Pierwotne 282 km2 rezerwatu otacza mur, w granicach którego las utkany jest romantycznymi ruinami. Pewnego wieczora spotykam się z Fatehem Singhem Rathore, który pracuje tam od momentu, gdy w 1973 r. teren został jednym z pierwszych rezerwatów Projektu Tygrys. Polowanie na tygrysy było w Indiach legalne jeszcze na początku lat 70. 
W młodości Fateh pracował jako łowczy. – Zastrzelenie tygrysa było wtedy warte 100 rupii – wspomina. To równowartość paru dolarów.
Populacja tygrysów zawsze była wrażliwa na zmiany. W latach 2002–2004 kłusownicy zabili 20 osobników z Ranthambhaur, praktycznie połowę populacji. Zaś w pobliskim Rezerwacie Tygrysów Sariska (o powierzchni 850 km2) wszystkie koty zostały zabite przez wyspecjalizowane gangi. Ranthambhaur jest punktem przerzutowym w nowej kontrowersyjnej strategii ochrony tygrysów zakładającej przenoszenie „nadliczbowych” zwierząt w miejsca takie jak Sariska. Ale pewien samiec przeniesiony z rezerwatu nad rzeką Pench do Parku Narodowego w Panna pokonał 400 km i wrócił w rodzinne strony. O tej historii donosiły wszystkie indyjskie media.
Wiele rezerwatów to wyspy delikatnego habitatu rzuconego na morze ludzkiej obecności. Tymczasem tygrysy potrafią pokonać 150 km w poszukiwaniu pożywienia, partnera lub terytorium. Ostatnie liczenie pokazało, że niemal jedna trzecia indyjskich tygrysów żyje poza rezerwatami, co jest niebezpieczne zarówno
dla zwierząt, jak i ludzi. Tygrysy i zwierzęta, na które polują, mogą się swobodnie rozprzestrzeniać tylko wtedy, gdy mają do dyspozycji korytarze łączące rezerwaty.
To ekscytująca wizja – hipotetyczna pajęczyna zielonych dróg wijących się między największymi populacjami. Sieć obejmuje różnorodne siedliska: od podnóży Himalajów, przez dżungle, bagna, suche lasy, obszary trawiaste. Tygrysy potrafią się bowiem przystosować do niemal każdych warunków. Niestety, spojrzenie z bliska sprawia, że czar pryska. Miejsca rzeczywiście zamieszkiwane przez tygrysy są zaznaczone na mapie jako rozrzucone tu i tam musztardowe plamy. Plan jest wizjonerski, ale czy wykonalny? Wystarczy wspomnieć, że przez najbliższe 10 lat na rozwój infrastruktury Azja wyda 750 mld dolarów.
– Nie spotkałem głowy państwa, która powie: „Jesteśmy biednym krajem. Jeśli mam wybierać między tygrysami a ludźmi, wybieram ludzi” – przekonuje Alan Rabinowitz, prezes Pantery. – Żaden rząd nie chce stracić najdostojniejszego zwierzęcia swojego kraju. Oni uznają tygrysy za część narodowego dziedzictwa. Nie poświęcą zbyt wiele, by je ratować, ale jeśli tylko widzą sposób na ich ochronę, zwykle go wypróbowują.
Jednak dziś nawet to ostatnie jest coraz trudniejsze, jeśli wziąć pod uwagę mnogość strategii, programów i inicjatyw zabiegających o uwagę i fundusze. – Organizacje dobroczynne wydają na tygrysy 5–6 mln dolarów rocznie – mówi Mahendra Shrestha, były dyrektor Funduszu „Ocalmy Tygrysy”, który w latach 1995–2009 przekazał łącznie ponad 17 mln dolarów. – W wielu wypadkach te podmioty po prostu ze sobą rywalizują.

Dolina Hukawng, Birma

Gdy przyjechałam do Tanaing – rozrastającego się bezładnie miasteczka w północnej Birmie 
– z osłupieniem patrzyłam na duży plac targowy, przystanki autobusowe, wszechobecne generatory prądu i słupy telefoniczne, tętniące życiem stragany i jadłodajnie. A wszystko to tuż przy granicy największego rezerwatu tygrysów na świecie. Otaczająca go strefa buforowa istnieje tylko teoretycznie. Ziemię na plantację manioku o powierzchni 80 tys. ha wypalono. W Shingbwiyang – położonej nieco dalej osadzie górników z kopalni złota – mieszka 50 tys. osób.
Jednak rezerwat, który ma 17 373 km2 powierzchni, poradzi sobie nawet z takimi trudnościami. Otoczona przez trzy łańcuchy górskie dolina Hukawng to głównie gęsta, mroczna dżungla. Jeszcze w latach 70. mieszkańcy okolicznych wiosek prawie co noc słyszeli tu ryki tygrysów. Koty rzadko atakowały ludzi, ale sama możliwość spotkania z przerażającym drapieżnikiem wystarczyła, by darzono je szacunkiem. Plemię Naga do dziś opowiada legendy o tygrysich szamanach. Tygrysa uważano za Rum Hoi Khana, czyli Króla Dżungli, z którym człowiek miał thisar, naturalną więź lub umowę. – Samce nazywaliśmy dziadkami, a samice babciami 
– powiedział mi pewien starszy członek plemienia Naga. – Wierzymy, że to nasi przodkowie.
Te wierzenia przemijają wraz z tygrysami, które pamiętają już tylko najstarsi mieszkańcy. Młodzi Birmańczycy znają tygrysy bardziej ze szkoły niż z własnego życia. Birmańskie ministerstwo leśnictwa utrzymuje mobilny zespół edukacyjny, który jeździ po wsiach z przedstawieniem o tygrysie zabijanym przez złego kłusownika. Podobno rozpacz tygrysiej wdowy wzrusza do łez wszystkie kobiety na widowni. Trudno o lepszy dowód zagrożenia przyszłości tygrysa, skoro w mitologii zmienił się z króla dżungli w rozpaczającą wdowę. Dwa dni po przybyciu do Tanaing dołączyłam do oddziału strażników leśnych. Ruszyliśmy w górę rzeki Tawang, w stronę najbardziej wysuniętego posterunku. Słońce wypaliło poranną mgłę, a nurt rzeki odbijał nasycony błękit nieba nad nami. Tuż przy brzegu gaje bananowe rzucały na wodę zielony cień. Stada nurogęsi śmigały gdzieś przed nami. W dolinie Hukawng można spotkać słonie, pantery mgliste, gaury (woły) i sambary (azjatyckie jelenie) – ulubione ofiary tygrysów. Ale wciąż za mało tu tych ostatnich.
Strażnicy wypatrują śladów zwierząt, ale i ludzi. Niedawno zlikwidowali obóz myśliwych i spłoszyli lub zatrzymali 34 osoby zajmujące się wycinką drzew i uprawami maku na opium. Saw Htoo Tha Po tak opisuje patrole: – Czasem kiedy świeci słońce, widać nawet niebo. Najgorsze są dni, gdy pada, z drzew co chwila spływają kaskady wody lejącej się z przypominających talerze liści, a zimno wraz z wilgocią przeszywa do szpiku kości. Pijawki robią się coraz większe i szybciej wysysają krew. W sumie 74 ludzi jest odpowiedzialnych za patrolowanie strategicznego gęstego lasu o powierzchni 1800 km2.
Dowódca patrolu Zaw Win Khaing tygrysa na wolności widział raz – w 2002 r. Pochylił się właśnie nad błotną kałużą, by zmierzyć ślady niedźwiedzia, kiedy zauważył ruch. Wyprostował się i spojrzał wprost w oczy kota, który wyłonił się z trawy. – Był tak blisko jak tamten krzak – powiedział, wskazując grządkę warzywną ok. 5 m od nas. – Nie mam pojęcia, jak długo się w niego wpatrywałem, bo sparaliżował mnie strach. W końcu tygrys odwrócił się i zniknął w lesie. Godne zaufania źródła mówią o 25 tygrysach w dolinie Hukawng. Autorem tych obliczeń jest stary członek plemienia Lisu, który zakończył „karierę” kłusownika i od czasu do czasu łaskawie dzieli się swoją wiedzą z zespołami zajmującymi się tygrysami. Znacznie trudniej o naukowe dowody przebywania tygrysów na tym terenie. W sezonie 2007–2008 badania DNA zebranych odchodów wykazały obecność trzech sztuk.
W bieżącym sezonie niedaleko rzeki znaleziono wyraźne ślady łap, co było powodem do świętowania, ale też zainicjowało akcję godną jednostek specjalnych. O ósmej rano przez radio przekazano informację, a o osiemnastej zespół przybył już na miejsce z Tanaing. Pięć dni mierzono ślady i wykonywano ich odlewy. W okolicy rozstawiono trzy zamaskowane aparaty fotograficzne wyzwalane czujnikami ruchu. Jak dotąd zrobiły tylko jedno zdjęcie dzioborożca malajskiego. Mniej więcej w tym samym czasie znaleziono świeże ślady 15 km w górę rzeki, które – jak się okazało – zostawił ten sam osobnik. Później rozmawiałam z Alanem Rabinowitzem, który w birmańskim ministerstwie leśnictwa był odpowiedzialny za powstanie Rezerwatu Hukawng. Czy kilka tygrysów jest warte tak dużych nakładów? – Potencjał tego terenu jest ogromny – wyjaśnił. Poza tym sam był świadkiem, jak opustoszałe habitaty zupełnie się zmieniały. 
– Huai Kha Khaeng było w opłakanym stanie, gdy mieszkałem tam w latach 90., a dziś jest to jeden z największych rezerwatów tygrysów w Azji.

Huai Kha Khaeng, Tajlandia

Co noc słychać było strzały, codziennie znajdowaliśmy zabite zwierzęta – opowiadał Alan Rabinowitz grupie 40 strażników o początkach swej pracy w 1986 r. Zebrali się w kwaterze głównej tajskiego Rezerwatu Dzikich Zwierząt w Huai Kha Khaeng o powierzchni 2780 km2. Słuchacze Rabinowitza nie znali już wyniszczonego krajobrazu, o którym mówił. – Udało wam się zmienić je z miejsca bez przyszłości w jedno z najlepszych siedlisk tygrysów na świecie – chwalił. Przed 20 laty w Huai Kha Khaeng mieszkało nie więcej niż 20 tygrysów. Dziś jest ich 60 w rezerwacie i ok. 100 w pozostałej części Zachodniego Kompleksu Leśnego (który jest sześciokrotnie większy). Coraz lepsza kondycja lasu i zwiększenie liczby zwierząt, na które tygrysy polują (zakłada się, że jeden tygrys zjada w ciągu roku 50 zwierząt, czyli 3 tony mięsa rocznie), oznaczają, że liczba tygrysów może wciąż rosnąć.
Te zwierzęta nie są wybredne w kwestiach diety czy habitatu, nie są też zależne od konkretnego ekosystemu – w przeciwieństwie do np. pand. Ślady tygrysów znajdowano w Bhutanie na wysokości 4000 m, właściwej raczej dla panter śnieżnych. Tygrysy zamieszkujące słone namorzynowe bagna rejonu Sundarbanów są świetnymi pływakami i nauczyły się wzbogacać dietę zwierzętami morskimi. Tygrysy, jeśli tylko mają szansę, dobrze się rozmnażają. Samica wychowuje od sześciu do ośmiu młodych w ciągu swego 10-, 12-letniego życia. Dzięki temu populacja w Huai Kha Khaeng mogła się potroić w 20 lat. W miejscach zamieszkiwanych przez tygrysy poza Indiami większość strażników spotkała kłusowników, ale nie same zwierzęta. Pocą się dzień i noc w malarycznej dżungli dla czegoś, czego mogą nigdy nie zobaczyć. Nawet w Huai Kha Khaeng piesze patrole mają mniejsze szanse na zobaczenie tygrysa niż jeden ze 180 automatycznych aparatów fotograficznych rozstawionych na całym terenie. W budynku, w którym pracują naukowcy zatrudnieni w rezerwacie, można obejrzeć zdjęcia ukazujące tygrysy w różnych sytuacjach: ze ślepiami świecącymi w ciemności, wylegujące się na posłaniu z liści, portrety en face, kiedy indziej tylko czubek ogona.
Celem w Huai Kha Khaeng jest zwiększenie populacji o 50 proc. – do 90 tygrysów. Z czasem w Zachodnim Kompleksie Leśnym ma mieszkać aż 720 osobników. Tak stawiane cele prowokują do puszczenia wodzy fantazji. – Mamy 1,1 mln km2 tygrysiego habitatu – opowiada Eric Dinerstein z WWF. – Zakładając dwa tygrysy na 100 km2, daje to potencjał na 22 tys. osobników. Na razie niezaprzeczalnie najważniejszym celem jest uratowanie tych nielicznych kotów, które już istnieją. W listopadzie 2010 r. przedstawiciele 13 krajów zamieszkanych przez tygrysy zebrali się w Petersburgu podczas Światowego Szczytu Tygrysiego. Podpisano porozumienie, na mocy którego kraje te zobowiązały się zrobić wszystko, by podwoić liczbę tygrysów do 2022 r.
Tymczasem w marcu 2010 r. samica i dwójka młodych zostały zatrute w Huai Kha Khaeng.Rząd Tajlandii obiecał 3000 dol. nagrody za pomoc w ujęciu sprawców. W tym samym miesiącu otruto dwa młode tygrysy w Ranthambhaur. Podobno zrobili to okoliczni rolnicy, którzy podejrzewali drapieżniki o zjadanie kóz. Niedługo później urodziły się dwa młode. W Hukawng jeden z automatycznych aparatów fotograficznych uwiecznił nieznanego samca – samotny dowód na to, co skrywał kiedyś ten ogromny las.