Zdjęcia, na których uwieczniono niezwykłe znalezisko, wzbudziły ogromne zainteresowanie internautów. Zastanawiano się, do jakiego gatunku należało martwe zwierzę. Ciało dwukrotnie większe od dorosłego człowieka nie przypominało bowiem niczego, co możemy oglądać w morzach i na lądach naszej planety. Lokalne media pisały wręcz o "dinozauropodobnym" zwierzęciu z nosem jak ptasi dziób.

– Ciało miało dwa metry długości, choć trudno było to oszacować, bo przechodziło w ogon, który miał z kolei od trzech do pięciu metrów – powiedziała gazecie "The Siberian Times" Olga Begunova, która sfotografowała znalezisko. – Stworzenie było włochate, miało łapy, nie miało płetw. Bardzo nas zdziwiło, że wszystko pokrywały włosy.

Niektórzy sugerowali, że może chodzi o rzecznego delfina z Gangesu. Pytanie tylko, w jaki sposób dostałby się on tak daleko na północ, do słonej wody? I skąd na jego ciele włosy, których delfin rzeczny nie ma?

"Wnioskując po kształcie głowy, niewątpliwie mamy do czynienia z jakimś dużym delfinem" – powiedział "The Siberian Times" Nikołaj Kim, zastępca kierownika departamentu prognozowania w Sachalińskim Instytucie Badania Rybołóstwa i Oceanografii. "Ale biorąc pod uwagę jego nietypową skórę, to rzadki przypadek. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to delfin. Ale ma futro. To nietypowe. Delfiny futra nie mają" – dodał zmieszany.

Z czasem zagadka się rozwiązała. – Zebraliśmy zespół naukowców i doszliśmy do wniosku, że ciało należy do młodego walenia. Nie możemy być pewni na 100 proc., ale powiedzmy, że mamy 95-procentową pewność – powiedział Kim.

Naukowcy stwierdzili, że zwierzę to dziobogłowiec, prawdopodobnie wal Bairda. Zagadkowe włosy to z kolei drobna szczecina, z którą rodzą się wszystkie walenie i która z czasem zanika.

Wale dziobogłowe to druga co do wielkości rodzina waleni, a zarazem – co najlepiej ilustruje sachalińskie zamieszanie – najsłabiej poznana. Dziobogłowce bardzo rzadko widywane są bowiem na powierzchni. Preferują trudno dostępne dla człowieka głębiny.