Otoczono je wysokim, metalowym płotem. Bezpośrednio na wprost bramy stoi absurdalnie nowoczesny kościół osadzony na ośmiu fi larach. To poświęcona w 1990 r. świątynia upamiętniająca św. Piotra. Pod nią znajduje się jedno z największych odkryć dokonanych przez XX-wiecznych archeologów zajmujących się Jezusem historycznym. Spojrzenia wszystkich kierują się ku środkowi budowli. Przybysze spoglądają tam pod szklaną posadzkę, która osłania ruiny ośmiokątnej świątyni zbudowanej mniej więcej 1500 lat temu. W 1968 r. franciszkańscy archeolodzy, którzy kopali poniżej tego starożytnego kościoła, odkryli, że postawiono go na pozostałościach domu z I wieku n.e. Dowody świadczyły o tym, iż był to prywatny dom, który w krótkim czasie zmienił się w miejsce publicznych zgromadzeń. W drugiej połowie I w., czyli zaledwie parędziesiąt lat po ukrzyżowaniu Jezusa, nierówne kamienne ściany domu otynkowano, a przybory kuchenne zastąpiono lampami oliwnymi charakterystycznymi dla miejsc zebrań.

W kolejnych stuleciach w ścianach wyryto błagania skierowane do Chrystusa, a w IV w., kiedy chrześcijaństwo stało się oficjalną religią Imperium Rzymskiego, dawny dom mieszkalny zdążył już zostać rozbudowany i przekształcony w wymyślnie zdobiony dom modlitwy. Od tamtego czasu był powszechnie znany jako Dom Piotra. Ustalenie, czy św. Piotr faktycznie w nim mieszkał, nie jest możliwe, ale wielu naukowców uznaje to za prawdopodobne. Ewangelie odnotowują, iż Jezus uzdrowił teściową Piotra, która leżała w gorączce, i że działo się to w jej domu w Kafarnaum. Wieść o cudzie szybko się rozeszła, wieczorem przed drzwiami domu czekał już tłum cierpiących na różne dolegliwości.

Jezus uzdrowił chorych i wyzwolił opętanych przez demony. Relacje o tłumach przychodzących do Jezusa po uzdrowienie pasują do odkryć archeologicznych, na podstawie których można stwierdzić, że w I wieku n.e. w Palestynie szerzyły się choroby takie jak trąd czy gruźlica. Z Kafarnaum podążam na południe brzegiem Jeziora Galilejskiego, do kibucu (spółdzielczego gospodarstwa rolnego), gdzie w 1986 r. doszło do ekscytującego wydarzenia.

Otóż długotrwała susza doprowadziła do znacznego obniżenia się poziomu wody w jeziorze, odsłaniając dno. Dwaj bracia z kibucu wybrali się tam na poszukiwania starożytnych monet – i w pewnej chwili dostrzegli zarys łodzi. Archeolodzy, którzy zbadali łódź, znaleźli wewnątrz oraz tuż obok jej kadłuba przedmioty z czasów rzymskich. Późniejsze datowanie radiowęglowe pozwoliło określić wiek łodzi mniej więcej na okres życia Jezusa. Usiłowania, by zachować odkrycie w tajemnicy, spełzły na niczym. Wieść o „łodzi Jezusa” przyciągnęła tłumy poszukiwaczy relikwii, którzy przeczesywali brzeg jeziora. Krucha łódź znalazła się w niebezpieczeństwie. Zaraz potem nadeszły deszcze i poziom wody zaczął rosnąć. Ratunkowe prace wykopaliskowe prowadzono przez 24 godziny na dobę. Coś, co w zwykłej sytuacji planowano by i wykonywano przez kilka miesięcy, osiągnięto w ciągu zaledwie 11 dni.

Archeolodzy wiedzieli, że wystawiona na działanie powietrza przesiąknięta wodą drewniana konstrukcja łodzi szybko się rozpadnie. Wzmocnili ją więc ramą z włókna szklanego i pianką poliuretanową, a następnie spławili w bezpieczne miejsce. Łódź zajmuje dziś honorowe miejsce w muzeum na terenie kibucu, w pobliżu miejsca, gdzie została odnaleziona. Ma około 2 m szerokości i 8 m długości. Mogło nią pływać nawet 13 mężczyzn, chociaż nie ma żadnych dowodów na to, że Jezus i jego 12 apostołów używali właśnie tej łodzi. Szczerze mówiąc, za bardzo nie ma co oglądać: szkielet z desek, wielokrotnie łatanych i reperowanych, do czasu aż w końcu pozdejmowano z tej łodzi cenne przedmioty i zatopiono ją. – Musieli czynić tę łódź zdatną do użytku tak długo, jak się tylko dało – ocenia Crossan, porównując znalezisko do „niektórych spośród samochodów jeżdżących po Hawanie”. Tłumaczy jednak, że dla historyków łódź ma nieocenioną wartość. – Widząc, ile wysiłku musieli wkładać w to, żeby utrzymywała się na wodzie, wyciągam daleko idące wnioski na temat funkcjonowania gospodarki nad Jeziorem Galilejskim oraz pracy rybaków w czasach Jezusa.

Kolejnego głośnego odkrycia dokonano 2 km na południe od „łodzi Jezusa”, na stanowisku, gdzie znajdowała się starożytna Magdala, rodzinne miasto Marii Magdaleny, oddanej uczennicy Jezusa. Franciszkańscy archeolodzy zaczęli w latach 70. odkopywać część miasteczka, ale jego północna strona pozostawała ukryta pod nieczynnym ośrodkiem wypoczynkowym o nazwie Hawaii Beach, na brzegu jeziora. I oto na scenę wkracza ojciec Juan Solana, mianowany przez papieża osobą sprawującą nadzór nad jednym z jerozolimskich domów pielgrzyma. W 2004 r. Solana „poczuł, że Chrystus pragnie”, aby zbudował dom rekolekcyjny dla pielgrzymów w Galilei.

Zaczął więc zbierać fundusze i kupować działki nad jeziorem. Nabył m.in. niszczejący Hawaii Beach. W 2009 r., tuż przed rozpoczęciem budowy, pojawili się na miejscu archeolodzy z Izraelskiego Urzędu ds. Zabytków, by zbadać działkę, czego wymaga prawo. Po kilku tygodniach sondowania skalistej gleby dokonali zaskakującego odkrycia: znaleźli w ziemi ruiny synagogi z czasów Jezusa. Było to pierwsze tego rodzaju znalezisko w Galilei. Miało ono tym bardziej wyjątkowe znaczenie, że położyło kres wysuwanemu przez sceptyków argumentowi, iż pierwsze synagogi w Galilei powstały dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa. Gdyby mieli oni rację, przedstawiony

w Ewangeliach obraz Jezusa jako wiernego żyda chodzącego do synagog i często głoszącego swój przekaz oraz czyniącego cuda właśnie tam nie mógłby być prawdziwy. Odkopując wspomnianą świątynię, archeolodzy odsłonili mozaikę, z jakiej wykonana była posadzka, a także ściany, wzdłuż których znajdowały się ławy. Na środku pomieszczenia znaleźli coś niezwykłego: kamień rozmiarów niewielkiej szafki, w którym wyrzeźbiono najświętsze elementy wyposażenia Świątyni Jerozolimskiej. Odkrycie Kamienia z Magdali, jak zaczęto nazywać ów artefakt, raz na zawsze położyło kres dawniej modnemu przekonaniu, że Galilejczycy byli mało pobożnymi wieśniakami z pagórkowatej krainy oddzielonej od religijnego centrum Izraela.