Przyjmijcie, proszę, załączonych kilka liści rośliny niedawno odkrytej w Paragwaju przez dra Bertoniego, włoskiego biologa – pisał o stewii w 1901 r. w Bulletin of Miscellaneous Information Cecil Gosling, konsul w Asuncion w Paragwaju. Roślina ta, prawdopodobnie znana Indianom od stu lub więcej lat, a której sekretu swoim zwyczajem wiernie strzegli, rośnie na wyżynach Amambai i niedaleko źródeł rzeki Monday; mówi się, że dalej na południe się jej nie spotka. (...) Indianie nazywają ją Caaí-ehe, czyli słodkie ziele kilka liści wystarczy, by osłodzić filiżankę mocnej herbaty lub kawy oraz na przyjemny aromat. Jej odkrywca jednak sądzi, że Caaí-ehe nie ma związku z właściwościami sacharyny i cukru – czytamy dalej.

Sproszkowane liście stewii są słodkie w smaku. Zawarta w nich substancja niedawno została zaakceptowana w UE jako słodzik.

To jedna z pierwszych wzmianek o stewii. Niedługo potem na jej punkcie oszalała światowa prasa, przemysł cukrowniczy pokładał w niej wielkie nadzieje. Szybko jednak okazało się, że roślina – choć wygląda jak chwast – jest wymagająca i nie przyjmuje się byle gdzie. Po stu latach badań wiadomo, że stewia ma jedne z lepszych właściwości smakowych jako słodzik, a uzyskane z niej białe kryształki (stewiozydy) są 100–300 razy słodsze niż cukier. Naukowcy sądzą, że ma ona ogromny potencjał na rynku żywności ekologicznej. Co więcej – niedawno okazało się, że obniża poziom glukozy we krwi u chorych na cukrzycę typu 2. Stewii używa się od wielu lat w Japonii, w USA od roku 2007, a w Europie – od końca grudnia 2011 r.

Czy spełnią się marzenia wizjonerów sprzed 100 lat i stewia przyjmie się powszechnie? Zobaczymy.

Paulina Szczucińska