Na początku był ziemniak. – Biochemia to młoda dziedzina nauki. Wszyscy zaczynaliśmy z podobnego pułapu. Badało się pojedyncze geny i poznawało ich funkcje. Tu we Wrocławiu myśleliśmy, że można taki zmodyfikowany ziemniak wykorzystać w profilaktyce zdrowotnej, choćby przeciw chorobie Parkinsona. Ale właściwie nic z tego nie wynikało, dlatego po kilku latach zmieniliśmy kierunek – mówi prof. Jan Szopa-Skórkowski z Zakładu Biochemii Genetycznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Padło na len. Dolny Śląsk był do lat 60. ubiegłego wieku matecznikiem tej rośliny, popularnej zresztą w całej Polsce. Jeszcze w 1967 r. w kraju lnem obsiewano 120 tys. hektarów. Potem wszystko przepadło. Roślinę wyparły bawełna i rzepak. Włókno tej pierwszej jest cieńsze, mniej się zużywa, a w efekcie jej uprawa staje się dużo bardziej opłacalna. Podobnie rzepak, z którego olej okazał się stabilniejszy niż lniany. Praca prof. Szopy-Skórkowskiego może jednak odwrócić szanse w tej roślinnej rywalizacji. – Na Dolnym Śląsku jest 100 tys. hektarów gotowych do obsiania lnem. Dobra gleba, właściwy klimat, zachowana infrastruktura, a do tego ludzie, którzy mają doświadczenie sprzed kilku dekad – relacjonuje naukowiec. – Len był do tej pory wykorzystywany dwutorowo. Aby przedsięwzięcie miało sens, zamieniliśmy go w roślinę o wielu zastosowaniach, także do produkcji zaawansowanej technologicznie. Po pierwsze, z włókien transgenicznego lnu można produkować
nie tylko tekstylia, ale i opatrunki o molekularnym działaniu: przeciwzapalnym, przeciwbakteryjnym, przeciwbólowym. Po drugie, to samo włókno uzupełnione o polimer polihydroksymaślanu stało się biodegradowalnym komponentem biokompozytów. – Możemy z niego budować choćby obudowy do komputerów, które wrzucone do gleby po kilku latach ulegną pełnej degradacji. Takie kompozyty już istnieją, jednak dopiero nasz jest tak wytrzymały jak typowe syntetyczne materiały – mówi profesor. Po trzecie, klasyczny olej lniany stał się po modyfikacji jeszcze zdrowszy. Roślina ma bowiem wysoko nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6, oba niezbędne w diecie człowieka. Długotrwałe spożywanie kwasu omega-3 może być jednak szkodliwe. Ustalono, że najzdrowszy będzie olej o odpowiednim stosunku obu kwasów – najlepiej jeden do czterech. – Takiego oleju do tej pory na rynku nie było. My uzupełniliśmy go o przeciwutleniacze, nie tylko rozpuszczalne w tłuszczach, ale i w wodzie. To właśnie te ostatnie, stanowiące ok. 2 proc. wszystkich, podtrzymują stabilność oleju. Uzyskaliśmy produkt najlepszy dla diety człowieka – tłumaczy prof. Szopa-Skórkowski. Ale to nie wszystko. Po powyższych zabiegach pozostają bowiem trzy czwarte materii nasiona, która zdaniem naukowców nie powinna się zmarnować. Wykazali więc, że w ścianie komórkowej lnu znajduje się wiele bezcennych związków. Chodzi między innymi o kwasy fenolowe, nasilniejsze z przeciwutleniaczy. Z ich ekstraktu powstał preparat, który wspomaga gojenie ran i doskonale nadaje się choćby do leczenia trądzika. Co więcej, z pozostałości włókien da się zrobić podobny, jeszcze skuteczniejszy środek. Wrocławski biochemik określa go mianem alternatywnego antybiotyku. – Żyjemy w czasach, gdy bakterie coraz szybciej uodparniają się na działanie antybiotyków. Mutują, a my nie mamy z nimi szans. Ciągle szuka się nowych leków. Nasz środek przebadano na 16 szczepach szpitalnych, m.in. gronkowca złocistego. Działa znakomicie – tłumaczy profesor. Na razie proponuje zastosować go go do leczenia zewnętrznego, dermatologicznego, ale można by też z niego zrobić suplement diety podnoszący odporność. Zastosowanie wszystkich wymienionych dotąd zabiegów pozwoliłoby  wykorzystać wszystkie części uprawianej rośliny. Tak, jak chce tego Unia Europejska. – Zdaję sobie sprawę, ile kontrowersji budzi w Polsce roślinność modyfikowana genetycznie. Dlatego aby nie działać wbrew społeczeństwu, chcemy użyć molekularnych markerów. Jeśli wysiejemy zwykłe, niezmodyfikowane nasiona lnu, to pewien ich procent i tak wskutek zmienności w rozwoju genomu będzie jak GMO. Zrobi to sama natura. I wtedy dzięki naszym markerom, z łatwością rozpoznamy naturalne rośliny o pożądanych przez nas właściwościach – wyjaśnia naukowiec. Jednak w projekcie prof. Szopy-Skórkowskiego nie chodzi jedynie o pracę naukową. Uparł się bowiem, by efekty wdrożyć w Polsce. Od 2008 r., gdy opublikował pierwsze wyniki badań, nieustannie zmaga się z urzędniczą machiną. Mimo nagród i uznania środowisk naukowych do tej pory nie udało mu się znaleźć funduszy pozwalających uruchomić wieloetapową produkcję. Rolnik posieje, ktoś inny zbierze plon i wytworzy surowiec: nasiono i włókno. Kolejna firma będzie musiała je przetworzyć: wytłoczyć olej, włókno przerobić na przędzę. Jeszcze ktoś inny wytworzy tkaniny i produkty z oleju. Wreszcie w ostatniej fazie efekt pracy trzeba będzie zapakować i oznakować. – Ktoś musi zapłacić rolnikowi za obsianie ziemi, a chętnych nie ma. Jesteśmy blisko stworzenia tego łańcucha jeśli chodzi o produkcję oleju, niestety z udziałem firmy zagranicznej, nie w Polsce – konkluduje naukowiec. Zainteresowanie wdrożeniem projektu od samego początku wyrażali Amerykanie, Kanadyjczycy, Hindusi. Po kilku latach walki z urzędnikami prof. Szopa-Skórkowski zaczyna skłaniać się ku opcji zagranicznej. Rys. Kamil Kostyń/Zakład Biochemii Genetycznej PRODUKTY Z TRANSGENICZNEGO LNU
■ tekstylia
■ opatrunki o właściwościach przeciwzapalnych i przeciwbakteryjnych
■ wytrzymałe, w pełni biodegradowalne kompozyty
■ olej o najzdrowszej proporcji kwasów wysoko nienasyconych
■ preparat z nasion wspomagający leczenie ran
■ karma dla zwierząt
■ alternatywny antybiotyk z masy pozostałej po izolacji włókna
■ celulozowy nośnik leków i substancji odżywczych