Do niedawna głośno było o wirusie zika, ale sama malaria zabija rocznie ponad 400 tys. osób, a przenoszone przez komary żółta febra i denga uśmiercają kolejne tysiące. Po dziś dzień owady mniejsze od dziecięcego paznokcia są poza ludźmi najgroźniejszymi stworzeniami naszej planety.
 

Wciąż próbujemy się komarów pozbyć. Entomolodzy i inni eksperci zajmujący się nimi często powtarzają – zwłaszcza w kontekście alarmujących informacji o wirusie zika – że nie pomoże nawet czarodziejska różdżka. Rozwiązaniem byłby raczej osinowy kołek, bo komary, a w każdym razie niektóre z nich, to wampiry. Ledwie kilkaset z 3,5 tys. znanych gatunków komarów żywi się ludzką krwią, w tym przenoszące wirus zika komar egipski (Aedes aegypti) i komar tygrysi (Aedes albopictus). Niektóre z nich, zwłaszcza komar egipski, okazują się przeciwnikami o wyjątkowych zdolnościach.
 

Zacznijmy od ich wyposażenia, zwłaszcza gatunków, które upodobały sobie ludzką krew. Komary biorą nas na cel, wyczuwając bliskość krwi w naszym pocie, oddechu i cieple. Kłująco-ssący aparat gębowy komarzyc to prawdziwy wieloelementowy cud natury – z kłujką pozwalającą przebić ludzką skórę, by jednocześnie wysysać krew i wstrzykiwać ślinę zawierającą substancje zmniejszające krzepliwość. Komarzyca wkłuwa się tak delikatnie, że nic nie czujemy, dopóki krwawy posiłek nie trwa już w najlepsze. Wypija tyle krwi, że podwaja swoją wagę i ociężała niezdarnie odlatuje w spokojne miejsce, by odpocząć i zrzucić zbędny balast płynu, zachowując substancje odżywcze. Dopiero wtedy może znów latać normalnie.
 

No tak – trzeba wspomnieć, że wampir zawsze jest kobietą. W świecie komarów samce żywią się nektarem kwiatów. One również żywią się nektarem, ale krew jest im niezbędna do rozwoju jaj, których składanie to podstawowy cel ich krótkiego, pełnego trudności, nieco samotnego życia. Samicy komara egipskiego wystarcza często jedna kopulacja. Przechowuje nasienie w swoim ciele, stopniowo zapładniając jaja (do kilkuset naraz). Komarzyca, której uda się uniknąć śmierci od uderzenia gazetą lub środków owadobójczych, w ciągu swojego miesięcznego życia składa jaja pięć do sześciu razy. Potencjał rozrodczy jest więc niesamowity.
 

Zapytajcie biologa o korzyści, jakie różne gatunki komarów czerpią z tego, że przenoszą choroby – np. czemu owady z rodzaju Aedes stały się głównymi nosicielami wirusa zika, a z rodzaju Anopheles roznoszą pierwotniaki wywołujące malarię. Usłyszycie, że to chybione pytanie, bo jest odwrotnie. To patogeny, czyli czynniki chorobotwórcze rozmnażające się w ciele ssaków, na przestrzeni tysiącleci w procesie ewolucji przekonały się, jak znakomite usługi transportowe mogą zaoferować komary. Choć nie jest to przyjemna podróż. Patogeny muszą przetrwać w jelicie komara narażone na działanie enzymów trawiennych, następnie są przepychane do gruczołu ślinowego, by w końcu zostać wstrzyknięte do organizmu nowego ciepłokrwistego nosiciela. Ci, którzy odpowiadają za wstrzykiwanie, spełniają po prostu swoje powołanie.
 

Ten niezwykły przebieg ewolucji i zaradność latających wampirów zasługują na odrobinę szacunku z naszej strony. Weźmy na przykład strategię rozmnażania komarów egipskich. Ze względu na wirus zika omawia się ją dziś na międzynarodowych sympozjach, żeby móc przypuścić jak najbardziej skuteczny atak na te owady. Samica składa jaja w losowo wybranych zbiornikach wodnych, które powstają na skutek codziennego życia człowieka – wystarczy psia miska, nakrętka od słoika, porzucona opona, beczka z pękniętym wiekiem. Komarzyca składa jaja w kilku miejscach, co zapobiega naturalnemu lub przeprowadzonemu przez człowieka wyniszczeniu całego miotu za jednym razem. Jest tak sprytna, że potrafi wykorzystać miejsca, które nie są jeszcze mokre, ale w których ze zmianą pogody zbierze się woda. Kąsa całą dobę. Moskitiery, które pomogły zmniejszyć liczbę zgonów na malarię, ponieważ roznoszący tę chorobę rodzaj Anopheles zazwyczaj gryzie nocą, nie pomagają na wirus zika i inne choroby roznoszone przez komary z rodzaju Aedes.
 

Kiedy próbujemy rozgnieść komara egipskiego dłonią, temu zazwyczaj udaje się oszukać śmiertelne przeznaczenie i potem wrócić, by ukąsić ponownie. – Samica dba o to, żeby człowiek przyjął kilka dawek – mówi Grayson Brown, entomolog z Uniwersytetu Kentucky, który w marcu 2016 roku przewodził szczytowi poświęconemu komarowi egipskiemu. Zwołano go w Brazylii, bardzo doświadczonej przez wybuch epidemii wirusa zika.
 

Tematem konferencji był „kryzys w Amerykach” i Brown podkreśla, że dyskutowano nie tylko o wybuchu epidemii zika. Wciąż duże zagrożenie stanowi żółta febra. To samo można powiedzieć o dendze, czikungunii i mayaro – roznoszonej przez komary wirusowej chorobie małp atakującej mieszkańców północno-zachodniej Brazylii. Strategie obronne brane pod uwagę to m.in.: kampanie na rzecz oczyszczania miejsc składania jaj, eksperymentalne pułapki, sygnały dźwiękowe zabijające larwy, zmniejszenie populacji komarów przez utrudnienie im rozmnażania dzięki zakażeniu ich pewnymi bakteriami lub modyfikację DNA. Podczas jednej z prelekcji zaproponowano, by wykorzystać zwyczaje komarów egipskich i obrócić je przeciwko im samym. Ponieważ samice składają jaja w kilku miejscach, wystarczy zatruć pierwszą lokalizację, by komarzyca rozniosła szkodliwą substancję do pozostałych, zabijając swoje potomstwo.
 

Jednak żadnego złotego środka nie ma. – Komary nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – podkreśla Brown. – Czeka nas ciężka praca, którą trzeba konsekwentnie wykonywać każdego roku. I powtarzać najprawdopodobniej do końca świata. 
 

Tekst: Cynthia Gorney