Jeżeli właśnie teraz zastanawiasz się "co by było gdyby życie potoczyło się inaczej", albo gdyby twoje wybory życiowe były zupełnie inne mamy dla ciebie dobrą wiadomość. Ta historia pokazuje, że nie istnieje kategoria "za późno" jeśli chodzi o zrobienie czegoś ciekawego. 
 

Magdalena Russocka do swoich 50-tych urodzin zupełnie nie zajmowała się fotografią. Pasja przyszła wraz z trudnymi i nierzadko dramatycznymi życiowymi zmianami. Niedługo potem nadeszło uznanie i to duże. Po prace artystki ręce wyciągają prestiżowe magazyny. 
 

Przedstawiamy wam galerię jej zdjęć oraz rozmowę o kulisach pracy i nie tylko. 
 

Co było przed fotografią w Pani życiu najważniejsze? Czym wcześniej się Pani zajmowała i jak doszło do dzisiejszej sytuacji, w której jest Pani rozpoznawaną na świecie artystką?

Przed fotografią byłam przede wszystkim żoną, matką i właścicielką firmy, nie miałam żadnej konkretnej pasji. Paradoksalnie splot trudnych decyzji i wydarzeń, emigracja, rozwód były bardzo istotnym zwrotem, otworzyły mi drogę do nowego, fascynującego życia.

Przez prawie 20 lat prowadziłam firmę odzieżową. Nie czułam się dobrze w tej roli, jakbym chodziła w cudzych butach... Dopiero gdy w 2013 roku, na swoje 50-te urodziny postanowiłam zrobić sobie prezent i kupić aparat fotograficzny, poczułam, że wkroczyłam w zupełnie nowy, fantastyczny świat, do tego czasu zupełnie mi nieznany, który zawładnął moim całym życiem. Pomysł na taki właśnie prezent przyszedł właściwie znikąd, nigdy wcześniej nie interesowałam się fotografią. Nie miałam pojęcia, na czym polega działanie przysłony i który guzik do czego służy. Nie wiedziałam, co to są programy do obróbki zdjęć. Powoli i z uporem uczyłam się wszystkiego od podstaw, głównie sama.
 

W ciągu trzech lat Pani prace stały się sławne na całym świecie – jak czuje się Pani w takiej sytuacji?

Przede wszystkim nie czuję się sławna. Najważniejszy dla mnie jest proces twórczy i wszystko, co z nim związane, również strona emocjonalna. Cała reszta dzieje się jakby poza mną. Uczucia z tym związane mam mieszane. Z jednej strony nie zależy mi na rozgłosie, z drugiej niezwykle cieszy świadomość, że moje prace docierają w najdalsze zakątki świata i wywołują pozytywne emocje, o czym świadczą ciepłe słowa, jakie otrzymuję ostatnio dość często. Daje mi to dużą satysfakcję i jest niezwykle motywujące.

Ktoś niedawno napisał pod jednym z moich zdjęć bardzo cenne dla mnie słowa:
 "W każdym Twoim obrazie jest jakaś opowieść lub zdarzenie, które widz może, czerpiąc z pokładów swej wyobraźni, dopowiedzieć sobie. Właśnie te historie są cudownym dopełnieniem Twoich prac..."
 Nie można trafniej wyrazić tego, co chcę poprzez moją fotografię przekazać. Świadomość takiego właśnie odbioru jest dla mnie najcenniejsza i pozwala wierzyć, że to, co robię, ma sens.
 

Patrząc na Pani prace miałem skojarzenia z malarstwem brytyjskim przełomu wieków, prerafaelitami, trochę także z niemieckim romantycznym malarstwem – co jest Pani źródłem inspiracji i punktem odniesienia?

Właściwie wszystko, co mnie otacza. Przyroda, przedmioty, malarstwo XVII - XIX wieku. Lecz równie inspirujące mogą być nawet rutynowe zakupy w Lidlu. Dzięki nim właśnie powstała seria "Cabbage".

Często w swoich opowieściach wracam do przeszłości, czasów naszych babć i prabać, gdzie słychać cichy szelest krynolin, tykanie zegara czy skrzypienie drewnianej podłogi. Odkąd pamiętam, mam bardzo silne odczucie, że urodziłam się 150 lat za późno.

Fotografia dla mnie to z jednej strony ucieczka w świat dziecięcych marzeń, bajek, gdzie wyobraźnia nie zna granic i wszystko zdarzyć się może, z drugiej forma spowiedzi, oczyszczenia ze złych wspomnień z przeszłości. Przede wszystkim próbuję pokazać emocje, opowiadać historie, ale w taki sposób, by każdy mógł dopowiedzieć swoją. To podróż, w którą zapraszam każdego, kto zechce się przyłączyć.
 

Czy mogłaby Pani wymienić 5 najważniejszych rzeczy dla Pani podczas danej sesji zdjęciowej? Co się liczy najbardziej: model/modelka? Miejsce? Sprzęt? A może jeszcze coś innego.

Większość moich zdjęć to kwestia przypadku, improwizacji, a nie starannie zaplanowanych sesji. Strona techniczna schodzi na dalszy plan, fotografuję sercem, emocjami, staram się słuchać intuicji, rozum zostawiam dla spraw przyziemnych.

Bardzo ważna jest relacja między mną a modelami. Staram się zawsze przed sesją znaleźć czas i porozmawiać, poznać, przekazać w słowach emocje, jakie mną kierują i jakie chcę pokazać.

Dużą rolę w mojej fotografii odgrywają stylizacje i rekwizyty. Wszystko pochodzi z mojej własnej kolekcji, ogromną przyjemność sprawia mi buszowanie po lumpeksach, pchlich targach, internecie w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Jeśli czas mi pozwala, sama szyję stylizacje.

Nie mniej istotne jest miejsce, jego klimat, lasy, zamglone góry, dzikie ogrody, stare domy, ruiny zamków i pałaców, wszystko to, co kryje historię i jakąś tajemnicę. Lecz wiele moich zdjęć powstało w bardzo mało spektakularnych miejscach, na przykład moim domowym, prowizorycznym studio, czyli na 4m2 wygospodarowanych w living room-ie, gdzie za tło służyło stare prześcieradło, lub w przydomowym ogródku.

Najmniej istotny jest sprzęt.
 

 

Rozmawiał Błażej Grygiel
 

Gdzie znaleźć więcej prac artystki:

Facebook

Vogue

Flickr

500px

1X