– Chcę pokazywać harmonię między ludźmi i zwierzętami – mówi.

W zimny i mokry jesienny dzień pod złotymi koronami brzóz, na wzgórzu wychodzącym na lodowate jezioro, dwuipółletni Aleksander Lewin, odziany w pasiasty sweter z kapturem, nieśmiało trzyma łapę Stiepana.

Właściciele niedźwiedzia, Jurij i Swietłana Pantalejenkowie, przekupują swą gwiazdę jedzeniem – tuńczykiem z płatkami owsianymi, żeby skłonić ją do podejścia do chłopca. 

Pstryk: To wygląda na czułą przyjaźń. Właściciele rzucają Stiepanowi winogrona, by otworzył pysk. Pstryk: Niedźwiedź wygląda, jakby się uśmiechał.

Pantalejenkowie wciąż poprawiają Stiepana, korygując ułożenie łap, karmiąc go, ustawiając Aleksandra, podczas gdy Barancewa, z różowymi włosami, w dżinsach i kurtce, uwiecznia każdy moment. Pstryk: Fotografia trafia na jej Instagram. Chłopiec i niedźwiedź w złotym rosyjskim lesie – zdjęcie prosto z bajki. To współczesna wersja prastarej rosyjskiej tradycji wykorzystywania niedźwiedzi w celach rozrywkowych.

Innego dnia w tym samym lesie Kirsten i ja spotykamy 12 młodych kobiet, które mają nieomal identyczne konta na Instagramie, pełne marzycielskich zdjęć ludzi pieszczących sowy, wilki i lisy. Są uzbrojone w fikuśne aparaty fotograficzne, ale jak na razie liczba osób śledzących ich poczynania jest skromna. A chciałyby mieć taką popularność jak Barancewa. Każda zapłaciła Pantalejenkom po 760 dolarów, żeby zrobić identyczne zdjęcia modelek z najcenniejszym kąskiem – niedźwiedziem w lesie.

W studiu fotograficznym w Samut Prakan Crocodile Farm and Zoo pracownik zmienia pieluszkę młodemu szympansowi. Potem ponownie zapnie go na łańcuchu. W drugim rogu, też na krótkim łańcuchu, leży Khai Khem, stary tygrys, którego szczękę trawią ropnie. Odwiedzający płacą za możliwość robienia sobie zdjęć ze zwierzętami.

Stiepan ma 26 lat. Jak na niedźwiedzia brunatnego jest stary i ledwie może chodzić. Pantalejenkowie mówią, że kupili go w małym zoo, kiedy miał trzy miesiące. Twierdzą, że jego praca – bezustanny ciąg zdjęć i filmów – zapewnia im pieniądze na wyżywienie stworzenia.
Wideo na Instagramie Swietłany Pantalejenko głosi: Miłość i trochę dobrego jedzenia może z każdego zrobić pluszowego misia :-).

Kiedy dokumentalny film Blackfish został wyemitowany w 2013 r., wywołał szybką i zdecydowaną reakcję amerykańskiej publiczności. Poprzez historię Tilikum, zestresowanej orki z parku SeaWorld w Orlando na Florydzie, film ukazywał nędzne życie tych wielkich ssaków trzymanych w niewoli. Setki tysięcy oburzonych widzów podpisywało petycje. Firmy wspierające SeaWorld zrywały umowy z parkiem. Liczba widzów spadła, akcje poleciały w dół.

James Regan mówi, że to, co zobaczył na tamtym filmie, zdenerwowało go. Pochodzi z Anglii, gdzie ostatnie delfinarium zamknięto w 1993 r. Teraz wraz z żoną Katie spędza miesiąc miodowy na Hawajach. Spotykam go w Dolphin Quest Oahu, ekskluzywnym parku umożliwiającym pływanie z delfinami, położonym na terenach hotelu Kahala, tuż przy plaży, na wschód od Honolulu. Reganowie zapłacili po 225 dolarów za możliwość pływania przez 30 minut w niewielkiej grupie z butlonosem. Ten obiekt, jedna z dwóch placówek Dolphin Quest na Hawajach, ma sześć delfinów.

Butlonosy są filarem branży obejmującej cały świat. Takie parki korzystają z urodzonych w niewoli i schwytanych w stanie dzikim delfinów, które żyją – i stykają się z turystami – w basenach. Ludzie z Zachodu coraz częściej unikają pokazów, na których zwierzęta wykonują sztuczki, ale wielu uważa pływanie z delfinami pozostającymi w niewoli za wakacyjny rytuał przejścia.

Katie Regan od dzieciństwa chciała pływać z delfinami. Jej mąż śmieje się i mówi o Dolphin Quest: – Malują śliczny obrazek. Kiedy jesteś w Ameryce, wszyscy się uśmiechają. – Ale docenia to, że obiekt mieści się przy ich hotelu, więc mogą patrzeć, jak obsługa karmi delfiny i opiekuje się nimi. Znowu porusza temat Blackfish.

– Przestań robić z mojego marzenia coś strasznego! – protestuje Katie.

Rae Stone, prezes Dolphin Quest i weterynarz zajmujący się ssakami morskimi, mówi, że firma dotuje projekty ochrony przyrody i uświadamia swym klientom, jakie zagrożenia czyhają na morskie ssaki żyjące dziko. Podkreśla, że Dolphin Quest ma certyfikat „humanitarności” wydany przez organizację non profit zajmującą się dobrem zwierząt. 

Trwa ożywiona debata na temat tego, czy nawet miejsca przestrzegające wysokich standardów, zatrudniające weterynarzy i dysponujące basenami z filtrowaną wodą oceaniczną, mogą naprawdę być humanitarne dla morskich ssaków. Stone utrzymuje, że tak. Krytycy twierdzą, że nie. Uważają oni, iż ewolucja ukształtowała te zwierzęta tak, by mogły pokonywać duże odległości i żyć w złożonych grupach społecznych – czego nie można odtworzyć w zamknięciu.