Policzmy tulou. Przypomina to swego rodzaju grę. Jak wiele tych dziwacznych budowli jestem w stanie wypatrzyć z okna samochodu? Górują nad położoną w południowo-wschodnich Chinach prowincją Fujian niczym rycerskie zamki. W każdej z tutejszych osad można znaleźć jedno, dwie lub więcej tulou. Moja obsesja się nasila. Zdarza mi się prosić o wysadzenie na skraju którejś z wiosek rozsianych między górami, po czym ruszam przed siebie, szukając kolejnych konstrukcji.

ZOBACZ GALERIĘ

W niewielkim miasteczku Hekeng zamieszkanym przez kilkaset osób naliczyłem 13 tulou (w języku mandaryńskim tu lou oznacza „ziemiankę”; jest to równie nieadekwatny opis, jak nazwanie Koloseum kamiennym okręgiem). Średniowieczne z wyglądu budowle mają ściany w kolorze ciemnego błota, niewielkie okienka na najwyższych piętrach, a do środka prowadzi zazwyczaj tylko jedna drewniana brama, wzmocniona żelaznymi okuciami.

Szybko przestało mi wystarczać samo patrzenie na te różnokształtne fortece budowane na planie kwadratu lub okręgu. Musiałem zajrzeć do wnętrza każdej z nich. I co tam odkryłem? Po pierwsze – to, co widać z zewnątrz, nie przygotowuje na wrażenia, które czekają w środku. Budynek na pierwszy rzut oka kojarzący się z więzieniem od wewnątrz przypomina salę koncertową. Nad rozświetlonym dziedzińcem górują drewniane galeryjki sięgające wysokości czwartego piętra. Ściany są poznaczone wejściami do niewielkich, identycznych pomieszczeń, wzdłuż nich wiją się drewniane korytarze. Na wyłożonym koślawym brukiem dziedzińcu znajdują się zwykle jedna lub dwie studnie oraz niewielka izba, w której pośród licznych ozdób czciło się przodków. Kształt budynku zmusza do tego, by wciąż obracać się wokół własnej osi. Podziwianiu galerii, nieba i gór widocznych nad dziedzińcem towarzyszy nieustający zawrót głowy i zachwyt nad konstrukcją, która pozwalała pomieścić małą społeczność w środku gigantycznej, niezdobytej budowli.

Chociaż istnieją pogłoski o tulou jeszcze wcześniejszych, najstarsze zapisy dotyczą tych powstałych w 1558 r. – tak twierdzi Huang Hanmin, architekt i autor wielu artykułów na temat tulou. Czas ich budowy zbiega się z okresem zaciekłych wojen prowadzonych przez lud Hakka, który przywędrował tu z północnych chińskich równin i zaczął wypierać miejscową ludność.

– Od samego początku tulou konstruowano z myślą o zapewnieniu ludziom bezpieczeństwa – wyjaśnia Huang. – Mieszkańcom tych budowli groziły nieustające ataki ze strony dzikich zwierząt, bandytów i lokalnych watażków.

Aby zabezpieczyć się przed tymi zagrożeniami, budowniczowie wznosili ściany z ubitej ziemi, stanowiącej tak właściwie mieszaninę gliny, wapienia i piasku, która zasychała, tworząc skorupę twardą jak beton. Wiele z tych ścian miało co najmniej półtora metra grubości i potrafiło się oprzeć kulom armatnim, taranom, a także sporadycznym trzęsieniom ziemi.

Wzrost demograficzny oraz niepokoje towarzyszące komunistycznej rewolucji, jaka wybuchła w 1949 r. w Chinach (a Hakka należeli do jej najgorliwszych zwolenników), sprawiły, że nowe tulou powstawały aż do XX w. Trzynaście warowni w Hekeng zbudowano pomiędzy połową XVI stulecia a latami 70. XX w.

Jedyna różnica między najstarszymi tulou a dwupiętrowym Dongsheng (Wschodnie Wzniesienie) Lou ukończonym w 1961 r., to wielkość pomieszczeń, które w nowej konstrukcji są nieco większe, choć ustawienie w nich dwuosobowego łóżka wciąż stanowi wyzwanie.

Miałem okazję poznać hodowcę herbaty z Hekeng, człowieka nazwiskiem Zhang, który nadzorował wznoszenie Dongsheng Lou. Budowa każdego piętra podpartego solidnymi stemplami i złożonego z 22 izb zajmowała równy rok. Próbowałem się dowiedzieć, czy wyobraża sobie coś takiego dzisiaj. Zhang omiótł spojrzeniem ściany budowli, których faktura przywodziła na myśl pomarszczoną skórę.

– To niemożliwe – pokręcił głową. – Koszty budowy byłyby pięciokrotnie wyższe niż w przypadku budynków ze stali i betonu. Proszę sobie wyobrazić, jak wiele trzeba w to włożyć pracy. A zresztą gdzie dziś szukać tak wielkich drzew?

Prawie każdy mieszkaniec Hekeng, jakiego spotkałem, nosił nazwisko Zhang. Wioski w górzystej prowincji Fujian zasiedlane były przez klany, stąd zwykle dominuje w nich jedno nazwisko. Hekeng to wioska Zhangów, w okolicy są też miejscowości zamieszkane przez potomków klanu Li lub Jang. Tulou budowano tak, by mogły w nich mieszkać całe społeczności liczące setki osób, co doprowadziło do stworzenia konstrukcji niespotykanych nigdzie indziej na świecie. Wieśniacy żyjący w okolicach średniowiecznych europejskich zamków mogli się w nich schronić jedynie w czasie oblężenia. Tulou zapewniało ochronę i mieszkanie przez cały rok.

W regionach górskich istnieje ograniczony dostęp do terenów pozwalających na stawianie domów, więc budowle muszą piąć się w górę. Rodziny wchodzące w skład klanu zajmowały jeden lub więcej segmentów tulou – w zależności od tego, jak były liczne. Na parterze wychodzącym wprost na dziedziniec znajdowała się kuchnia i jadalnia, pierwsze piętro służyło za magazyn, pomieszczenia mieszkalne pięły się od drugiego piętra wzwyż. Według słów Huanga konstrukcja budowli przypomina fragmenty pomarańczy zwrócone ku centralnemu ośrodkowi.

Wszyscy korzystali z tych samych korytarzy i schodów. Przy wejściu wisiała lista zasad i obowiązków (wynoszenie śmieci, szacunek wobec starszych, uczestnictwo w ceremoniach świątecznych). Pomieszczenia, niezależnie od tego, czy zajmował je przywódca klanu, czy zwykły świniopas, były dokładnie takie same. (Inni mieszkańcy prowincji Fujian, lud Minnan, tworzyli budynki zapewniające nieco więcej prywatności, z osobnymi korytarzami i schodami prowadzącymi do poszczególnych segmentów mieszkalnych).

Tulou rzadko budowano na górskich szczytach. Większość z nich znajdziemy w dolinach osłanianych od tyłu przez skaliste zbocza, od frontu zaś przez wodę. Stawiano je w zgodzie z zasadami feng shui, tradycyjnej chińskiej sztuki wróżenia z warunków środowiskowych.

Celem feng shui, stanowiącego połączenie zdroworozsądkowego myślenia z mistyką, jest napełnianie ludzi dobrą energią płynącą z miejsca zamieszkania. Zgodnie z tymi wierzeniami właściwa lokalizacja zapewnia bogactwo, wpływy i liczne potomstwo. Smagane wiatrem górskie wierzchołki raczej nie wróżyły zdrowia i spokoju.

Poprosiłem jednego z wyznawców feng shui, Zhanga Shou Ru, by opisał dla mnie z tej perspektywy zabudowania wioski Hekeng. Pomarszczony 85-latek wyprzedził mnie w drodze do punktu widokowego, a kiedy tam wreszcie dotarłem, czekał, paląc papierosa. Jego zdaniem góry rozciągające się za wioską na kształt smoczego grzbietu oznaczały źródło dobrej energii. Istotne było także to, że w Hekeng łączyły się dwa strumienie, choć mój rozmówca wyraził obawę, że woda wypływająca z wioski może zabierać więcej pieniędzy, niż do niej przynosi. Zhang Shou Ru ocenił też lokalizację kilku tulou, kucając przed bramami budynków ze swoim specjalistycznym kompasem, określającym 24 kierunki świata, i stwierdzając za każdym razem z satysfakcją, że postawiono je w „dobrych miejscach”.

Feng shui prowincji fuijan faktycznie musi być dobre, o czym świadczyć może zauważalny w ostatnich latach napływ turystów. Prawdziwa bonanza zaczęła się w 2008 r., po wpisaniu 48 tulou na listę światowego dziedzictwa ludzkości. Wiejskie drogi w każdy weekend pełne są samochodów, a w tulou kłębią się tłumy turystów.

Świat dowiedział się o tych budynkach dopiero w latach 50. XX w., wcześniej nawet mieszkańcy innych regionów Chin nie zdawali sobie sprawy z ich istnienia. Tulou z południa prowincji Fujian zyskały sławę dopiero 30 lat później.

Huang Hanmin był jednym z pierwszych badaczy, którzy zajęli się tym tematem. Jeżdżąc rowerem od wioski do wioski, zaczął liczenie tulou. Ustalił, że na terenie Chin znajduje się 2812 takich budowli o najróżniejszych kształtach, czyli tysiąc mniej, niż początkowo przypuszczano. Jego zdaniem „46 z nich zasługuje na wpis na listę światowego dziedzictwa ludzkości”.

Ale gdzie się podziali wszyscy mieszkańcy? Pytanie to towarzyszyło mi za każdym razem, gdy zaglądałem do wnętrza tulou. W budynkach przewidzianych dla setek ludzi pomieszkiwało zazwyczaj kilka osób samotnych i w podeszłym wieku. Pomiędzy kostkami bruku na dziedzińcu pleniły się chwasty, a woda w studniach nie nadawała się do picia. Czasem z podcieni wyskakiwało jakieś dziecko, pozostawione tu do opieki nad staruszkami, podczas gdy rodzice wyruszyli do odległego miasta w poszukiwaniu pracy.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza gwałtownego rozwoju gospodarczego, który doprowadził do powstania społeczeństwa konsumpcyjnego w Chinach, tulou opustoszały niemal zupełnie. Ludzie nie chcieli już dłużej mieszkać w pozbawionych kanalizacji, ciasnych pomieszczeniach. Pozostali tam jedynie biedacy.

– Ludzie się zmienili – wyjaśnia Lin Yi Mou, oprowadzając mnie po Eryi Lou, wspaniałej, bogato wyposażonej fortecy, która w czasach świetności udzielała schronienia 400 mieszkańcom, dziś jednak zamienionej w muzeum. – W dawnych czasach – tłumaczył – każda z mieszkających tutaj rodzin pokrywała część kosztów niezbędnych napraw. Teraz nikt nie chce wydawać pieniędzy na domy należące do przodków, ludzie wolą je wydać na siebie.

Jedynie podczas większych świąt tulou rozbrzmiewają minionym gwarem. Krewni zjeżdżają w odwiedziny do przodków, odbywają się śluby i wesela, wszyscy wracają do ciasnych pokoików swojego dawnego domu.

W czasie majowego weekendu miałem okazję wysłuchać nostalgicznych wspomnień marnotrawnych synów i córek przywołujących w pamięci dzieciństwo w tulou: – Mieszkało tu tyle dzieci, że zawsze miałeś jakieś towarzystwo; zimą było ciepło i przytulnie; czuliśmy się bezpiecznie. Po krótkim pobycie wszyscy powrócili do swoich nowoczesnych mieszkań.

Tulou to solidne konstrukcje, które nie znikną. Być może nawet kiedyś powróci moda na takie budownictwo. Inżynierowie i architekci upatrują w tulou prototypu „budowli ekologicznej”: zharmonizowanej z krajobrazem, energooszczędnej i stworzonej z lokalnych, naturalnych materiałów.

Jak twierdzi kanadyjski architekt Jorg Ostrowski, Chengqi Lou, znany na całym świecie kompleks czterech tulou zbudowany na początku XVIII w., spełnia z nawiązką wszystkie wymagania potrzebne do uzyskania certyfikatu Leed przyznawanego budynkom przyjaznym środowisku. W prowincji Guangdong, nieopodal zamieszkanego przez 40 mln ludzi Kantonu, architekci firmy Urbanus wybudowali udaną, nowoczesną wersję tulou dla 278 rodzin o niskich dochodach. – Nietrudno sobie wyobrazić zastosowanie tych rozwiązań, kładących nacisk na wspólną przestrzeń w tworzeniu dzisiejszych projektów szkół, bibliotek czy nawet więzień – wyjaśnia Meng Yan, projektant budowy.

W turystycznej miejscowości Taxia, niedaleko obiektów wpisanych na listę światowego dziedzictwa, opuszczone od ośmiu lat tulou zostało w ciągu roku przebudowane przez miejscowego przedsiębiorcę Zhanga Min Xue w hotel.

– Najwięcej problemów sprawiło poprowadzenie nowoczesnej kanalizacji – wyjaśnił mi Zhang. Zatrzymałem się tam na jakiś czas. Budynek wypełniał gwarny tłum. Na balustradach wisiało pranie, po bruku pałętały się kurczaki. Przed wizerunkiem lokalnego bóstwa płonęły świece. Na noc brama została zamknięta na głucho. Mieszkałem w prawdziwym tulou.  ‭ ‬

Tekst: Tom O'Neil