#MeToo redefinicja?

Aktorka i reżyserka Asia Argento była jedną z pierwszych osób, które oskarżyły Harveya Weinsteina o molestowanie seksualne. Argento miała zostać zgwałcona przez hollywoodzkiego producenta w 1997 roku.

Wyznanie aktorki rozpętało w mediach prawdziwą burzę i przyczyniło się do nagłośnienia akcji #MeToo. Głos zabrały inne ofiary filmowca, a mężczyzna trafił do aresztu. Dziś aktorka znalazła się po drugiej stronie w tej dyskusji.

 

„Napaść na tle seksualnym”

Jak podaje "New York Times", kilka miesięcy po publicznym oskarżeniu, Argento miała zawrzeć umowę - pieniądze za milczenie - z Jimmym Bennettem, młody aktorem, który w 2004 roku wcielił się w rolę jej syna na planie filmu "The Heart Is Deceitful Above All Things".

Bennett oskarżył  aktorkę o napaść na tle seksualnym, do której miało dojść w 2013 roku, tuż po jego 17 urodzinach. 37-letnia wówczas Argento miała podać chłopakowi alkohol, dopuścić się seksu oralnego i odbyć z nim stosunek.

W listopadzie ubiegłego roku prawnicy Benneta mieli wysłać do Argento pozew, w którym żądają 3,5 mln dol. Odszkodowania. Tłumaczą, że molestowanie zrujnowało psychicznie młodego aktora i zniszczyło jego karierę. Dziennikarze "New York Times" powołują się na dokumenty, które zawierają ugodę prawną na 380 tys. dolarów.

 

Hipokryzja?

W związku z zaistniałą sytuacją głos zabrał Benjamin Brafman, adwokat Weinsteina. "Ten rozwój wydarzeń  ujawnia oszałamiający poziom hipokryzji Asi Argento, jednej z najgłośniejszych osób, które chciały zniszczyć Harveya Weinsteina".

Zdaniem obrońców nowe fakty nie powinny dyskredytować Argento i umniejszać jej wkładu w akcję #MeToo.

Jedno jest pewne: można być sprawcą i ofiarą jednocześnie.

Hanna Gadomska