Łazik dotknął powierzchni Marsa w poniedziałek rano o godz. 7.31 czasu warszawskiego, co do minuty zgodnie z planem. W Centrum Kontroli Lotów NASA w Pasadenie był wtedy środek nocy. Technicy NASA nie mieli jednak już żadnego wpływu na przebieg lądowania - wszystkie procedury tego skomplikowanego manewru zostały zaprogramowane dużo wcześniej. Maszyna odtwarzała je jedynie sekwencja po sekwencji, a sygnały docierały na Ziemię z 14-minutowym opóźnieniem. Lądowanie było wyjątkowo skomplikowane - najpierw lądownik wszedł w atmosferę Marsa. Największy w historii misji międzyplanetarnych spadochron wyhamował go. Na wysokości 2 km nad powierzchnią planety włączone zostały silniki hamujące. Wówczas zaczęła się nowatorska część przedsięwzięcia - łazik został opuszczony na Marsa za pomocą linowego dźwigu, zamocowanego na unoszącym się nad nim lądownikiem. Po posadzeniu Curiosity odciął liny nośne,  odleciał kilkaset metrów dalej i rozbił się, nie ingerując w przestrzeń lądowiska.

Kwadrans później za pośrednictwem krążącej po orbicie Marsa sondy Odyssey na Ziemię dotarły pierwsze zdjęcia - czarno-białe, niskiej rozdzielczości. Były one dla naukowców z Pasadeny sygnałem, że wszystko poszło zgodnie z planem. NASA zapowiada, że kolejne materiały z Marsa zachwycą obserwatorów i szeroką publiczność, gdyż będą wykonane sprzętem najwyższej jakości.

Misja Curiosity potrwa dwa lata. Za kilka dni łazik ruszy w stronę podnóża Mount Sharp, nieopodal której wylądował. Struktura geologiczna tej wysokiej na 5 km góry może powiedzieć nam więcej o historii i budowie planety.