Galaktyka o nazwie Dragonfly 44, mimo iż położona jest względnie blisko, unikała odkrycia od dziesięcioleci, ponieważ jest niezwykle słaba. Jej obecność odkryto w dopiero w ubiegłym roku, gdy sieć teleskopów Dragonfly Telephoto Array obserwowała fragment nieba w gwiazdozbiorze Warkocza Bereniki.
 

Dalsze badania pokazały, że galaktyka zawiera dużo więcej niż widać na pierwszy rzut oka. Okazało się, iż ma tak niewiele gwiazd, że szybko by się rozpadła, gdyby coś nie pomagało utrzymać obiektów razem. Rolę tę ogrywa tajemnicza ciemna materia, której nie widać, ale o istnieniu której można wywnioskować na podstawie oddziaływań grawitacyjnych.
 

Aby ustalić ile ciemnej materii zawiera galaktyka Dragonfly 44, naukowcy użyli instrumentu DEIMOS na 10-metrowym teleskopie Keck II, przy pomocy którego przez 33,5 godziny w ciągu sześciu nocy mierzyli prędkości gwiazd. Później użyto spektrometru GMOS na teleskopie Gemini North, aby zbadać halo gromad kulistych wokół centrum galaktyki. Oba użyte teleskopy pracują na górze Manua Kea na Hawajach.
 

Jak tłumaczy Pieter van Dokkum z Yale University (USA), ruchy gwiazd nie są zależne od rodzaju materii, ale mówią nam ile tej materii jest. W przypadku galaktyki Dragonfly 44 gwiazdy poruszają się bardzo szybko. Powstała więc rozbieżność: obserwacje Kecka wskazują na obecność dużo większej masy niż jest zawarta w samych gwiazdach – stąd wniosek o istnieniu tak dużej ilości ciemnej materii.
 

Masa galaktyki szacowana jest na bilion mas Słońca, co jest podobną wielkością do masy Drogi Mlecznej. Ale w gwiazdach znajduje się zaledwie 0,01 proc. tej masy. Pozostałe 99,99 proc. to ciemna materia. W przypadku Drogi Mlecznej jest sto razy więcej gwiazd niż w Dragonfly 44.
 

Naukowcy nie wiedzą, w jaki sposób uformowała się tajemnicza galaktyka. Jej odkrycie było zaskoczeniem.
 

Źródło: PAP