W odnalezionych grobach neandertalczyków przetrwały ślady kwiatów, zatem pochowano ich uroczyście. Dla pierwotnych ludzi przyroda była tajemnicą. Czcili cztery żywioły mające magiczną, boską moc. Ziemi, wodzie, ogniowi i powietrzu oddawano więc ciała zmarłych i ich dusze. Czasem z całym dobytkiem, nierzadko z małżonką czy służącymi, ale bywało i tak, że zwłoki rzucano na pożarcie rekinom. W niektórych kulturach jeszcze niedawno uprawiano endokanibalizm, zwany też „kanibalizmem ze współczucia”. Stanowił najwyższą formę szacunku dla zmarłego. W tzw. niebiańskich pogrzebach, wciąż żywej tradycji w górach Tybetu, i zoroastryjskich wieżach milczenia biorą udział sępy. W Mongolii jeszcze kilkadziesiąt lat temu ciała zmarłych pozostawiano w stepie na żer dzikich zwierząt. Wciąż żyją ludzie, którzy byli świadkami związanych z tym ceremonii i opowiedzieli o nich etnologom.

– Zwyczaj pozostawiania zwłok w stepie jest pochodzenia buddyjskiego i łączy Mongolię z Tybetem – wyjaśnia prof. Jerzy S. Wasilewski, etnolog, znawca kultury mongolskiej. – Zmarłego rozbierano, okrywano całunem i pozostawiano drapieżnikom. Nie należy sobie jednak wyobrażać, że wszędzie w stepie można było spotkać takie szczątki. Już w latach feudalnej Mongolii w XIX w. lokalni książęta wyznaczali miejsca składania ciał. Komunistyczne władze wypleniły tę formę pochówku, choć w latach 80. ub. wieku zdarzały się pojedyncze przypadki takich pogrzebów. Mówiono mi o szamanie z północnej Mongolii, który przeczuł moment swojej śmierci, sam się rozebrał do naga, przykrył całunem i zmarł. Ciało wywieziono jakoby gdzieś w tajgę.

Po śmierci członka rodziny domownicy wyprowadzają się z jurty, wynosząc z niej wszystkie rzeczy, i nie wchodzą tam przez dwa lub trzy dni. Zamyka się górny, dymno-okienny otwór jurty, przy czym o ile na co dzień czyni się to obowiązkowo w kierunku zgodnym z ruchem słońca, to tym razem należy naruszyć regułę i zrobić to odwrotnie. Jest to jedno z wielu symbolicznych odwróceń, które towarzyszą pogrzebowi, a które tłumaczyć można m.in. wyobrażeniami na temat krainy śmierci jako odwrócenia świata żywych.

Ale obrzędowość pogrzebowa obfituje w najróżniejsze rytualne transgresje – naruszenia czy wykroczenia. Oto np. tuż przed wyniesieniem zwłok odbywa się pożegnanie zmarłego; czyni to człowiek o roku urodzenia astrologicznie zgodnym z rokiem urodzenia zmarłego, wyznaczony do tego przez lamę. – Dawniej odbywało się to tak, że ów mistrz ceremonii rozchełstywał ubranie, odkrywając nagą pierś, wysoko podciągał rękawy (takie odkrywanie ciała jest niestosowne) i przykucał w specjalnej pozycji na progu, w miejscu normalnie zabronionym – opowiada prof. Wasilewski. – W rękach trzymał długą żerdź wyjętą z dachu jurty, przywiązywał do niej na znak szacunku buddyjską szarfę chadag i ostrym końcem tej żerdzi szturchał ciało zmarłego, pytając: „Czy to już wszystko?”. – „Wszystko” – odpowiadali domownicy, wyrażając tym zgodę na ostateczne odejście zmarłego.

W takich, jak mówią etnologowie, „antyzachowaniach” odczytać można splot przejmujących komunikatów egzystencjalnych i niejednoznacznych sensów symbolicznych. Pod różnymi szerokościami geograficznymi obserwujemy, że śmierci towarzyszy wyzywająca, prowokacyjna demonstracja cielesności, wręcz seksualności. Na Hawajach – pisał Claude Lévi-Strauss w Myśli nieoswojonej – śmierć wodza podkreślana była gwałtownymi oznakami żałoby. Uczestnicy wiązali przepaski biodrowe wokół szyi, a nie na zwykłym miejscu. Temu odwróceniu góry i dołu w stroju towarzyszyła licencja seksualna. Podobne zachowania spotkamy nawet na terenach znacznie nam bliższych kulturowo, a wcale nie są one przez to łatwiejsze do wyjaśnienia.

Oto np. notowane przez dawnych badaczy Huculszczyzny, w tym i naszego Stanisława Vincenza, nieprzystojne zabawy w czasie nocnego czuwania przy nieboszczyku. Obfitowały one w budzące głośny śmiech żarty, w elementy jawnej obsceniczności, a także w zaskakującą brutalność. Dla okresu nam współczesnego udokumentowali to etnolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego pracujący dziś na Bojkowszczyźnie, w zakarpackich wsiach ukraińskich. W czasie czuwania przy zmarłym odbywały się tu zabawy przepełnione ostrymi naruszeniami i wykroczeniami, także o charakterze seksualnym: imitowano stosunki płciowe w najbardziej groteskowych konfiguracjach wiekowych (dziad, baba, młode dziewczęta), zaś w grach zręcznościowych karą dla tego, kto przegrywa, było brutalne bicie.

– Takie działania obrzędowe można nazwać „prześmiewaniem śmierci” – podsumowuje prof. Wasilewski. – Ta „transgresja w obliczu tragedii” to ludzki sposób przeciwstawienia się śmierci, wyrażenia sprzeciwu wobec niej, próba podważenia jej przez nieprzyzwoite gesty i zaprotestowania poprzez naruszenia tabu. Trzeba zareagować absurdem na absurd śmierci, a jej scandalum można odeprzeć tylko skandalem własnej nieobyczajności.

Czy nie tak właśnie wolno rozumieć zachowanie brytyjskiego żołnierza, który na pogrzebie swego towarzysza broni z Afganistanu pojawił się w żółtej sukience mini i różowych podkolanówkach? Powodem przywdziania ekscentrycznego stroju była obietnica, którą złożyli sobie na polu walki – jeśli jeden z nich zginie, drugi tak właśnie ubierze się na jego pogrzeb. Było to swoiste „zaklinanie nieprawdopodobieństwa”, zakład z losem wymierzony przeciw śmierci: ty nie możesz zginąć, tak samo jak ja, brytyjski żołnierz, nie mogę przyjść na pogrzeb w sukience. Prowokacja strojem na pogrzebie poprzez odwrócenie ról płciowych była despektem wobec śmierci. Poprzez komizm związany zwykle z odwróceniem płci została tu podważona jej oczywistość.

Można by sądzić, że archaiczne pochówki odchodzą już w przeszłość. Tymczasem wracają, niekiedy niosąc zupełnie odmieniony sens. – Będąc ostatnio w Jakucji – opowiada prof. Wasilewski – natrafiłem w tajdze niedaleko Wierchojańska na piękną polanę z jeziorkiem otoczonym łąką. Na jej skraju na wysokich słupach umieszczony był nowy drewniany sarkofag ze zwłokami. To klasyczny pochówek palowy – stary jakucki rytuał, dziś niespotykany, bo skutecznie zakazano go jeszcze w czasach carskich. Zdawać by się zatem mogło, że dokonuje się tu odrodzenie narodowych zwyczajów, powrót do archaicznych tradycji etnicznych. W rozmowach z mieszkańcami wyszło jednak na jaw ogólne potępienie dla tego postępku. Okazało się bowiem, że tak kazał się pochować człowiek skłócony z sąsiadami, który w ten sposób zajął dla swojej rodziny piękną łąkę, na której sąsiedzi nie będą mogli wypasać bydła i zbierać jagód. Rzecz w tym, że Jakuci czują głęboki lęk przed śmiercią i zmarłymi, boją się cmentarzy, nie odwiedzają grobów. Urocza polanka stała się więc dla nich niedostępna.

W zachowaniach związanych ze śmiercią mogą zatem tkwić zarówno znaczenia bardzo złożone, jak i nadzwyczaj przyziemne.