O człowieku, który sprzedał swoją duszę
Pomyśl, że to będzie twój ostatni dzień. – Teraz mam ochotę zaspokoić tylko jeden kaprys. Chcę, abyś umył tę czarną fasolę, którą tutaj mam, tak żeby stała się biała. – To proste – odpowiedział diabeł. I zaczął ją myć, ale ponieważ nie robiła się jaśniejsza, pomyślał: ten człowiek mnie oszukał i straciłem jedną duszę. Aby mi się to więcej nie przytrafiło, od tej pory na świecie będzie istniała czarna, biała, żółta i czerwona fasola.
Tłumaczenie starej indiańskiej legendy z Jukatanu pozwala choć trochę wniknąć w świat Majów, poznać różne aspekty ich życia – stosunek do wiary, pieniędzy i władzy, relacje z kobietami, dbałość o zdrowie, sposób odżywiania się i powody migracji – od zarania tej cywilizacji, czyli od  III wieku, do jej upadku w wieku XVI. Załóżmy przez chwilę, że w podróży przez wieki i terytoria towarzyszyłby nam wyimaginowany indiański przyjaciel o imieniu En Lak Ech, co w jednym z języków Majów oznacza „Jesteś innym mną”.
Majowie od stóp do głów

En Lak Ech miałby długie i gęste czarne włosy, orli nos i fałdę nad czołem nadającą mu surowy wyraz twarzy. Miałby także spłaszczoną u nasady czaszkę i zeza. Byłby niski i krępy, z bardzo krótką szyją i cynamonową skórą. Jego ciało pokrywałyby drobne, ciemnobłękitne nitki tatuażu. Na biodrach nosiłby przepaskę wykonaną ze skóry jaguara. Gdyby doskwierał mu chłód, zakładałby bawełnianą tunikę w wymyślne wzory. Na głowie nosiłby wielobarwny pióropusz z koralikami nanizanymi na roślinne włókna. Na rękach i nogach pobrzękiwałyby mu bransolety z obsydianu, a na piersi naszyjnik ze złota i turkusów. By ruszyć z nami w podróż, założyłby espadryle plecione z palmowych liści i trawy.
Kwadratowy początek świata Dla En Lak Echa świat byłby płaską jaszczurką wpisaną w kwadrat. Wewnątrz kwadratu znajdowałyby się trzy kosmiczne poziomy: niebo, ziemia i podziemie zwane infraświatem. Pośrodku ziemi rosłoby wielkie drzewo, którego pień i gałęzie podtrzymywałyby niebo, a korzenie wrastałyby w podziemie. Każdy z rogów kwadratu był obdarzony innym kolorem. Północ była biała, południe żółte, wschód (najważniejszy kierunek świata Majów) – czerwony, a zachód czarny. Środek zaś, również uważany za jeden z istotnych kierunków, został oznaczony kolorem zielonym. Może dlatego Majowie tak bardzo upodobali sobie wielobarwną geometrię. Swoje kwadratowo-prostokątne miasta budowali zgodnie z ukształtowaniem terenu oraz położeniem ciał niebieskich. Wędrując z naszym przyjacielem po jego świecie, mielibyśmy okazję podziwiać feerię barw, której próżno dziś szukać pośród ruin piramid, platform ceremonialnych, świątyń, pałaców, ołtarzy i stel. Ściany wysokich jak na ówczesne czasy budynków rzemieślnicy pokrywali czerwonym barwnikiem. Kontury płaskorzeźb, figur, masek i hieroglifów obrysowywali na biało, a środek wypełniali innymi kolorami – żółtym, czarnym, zielonym i niebieskim. Mury budynków stanowiły lustrzane odbicie otoczenia. Przedstawiały postacie kapłanów, wojowników i ofiar prowadzonych na rzeź, rytualne tańce oraz historie rządzących rodów. Twarze władców, prezentowane zazwyczaj z profilu lub półprofilu, oraz odbite czerwone dłonie, symbolizujące obecność bogów, wywoływały strach i szacunek ludu.
Imponująco dekorowane sanktuaria, gdzie kapłani oddawali cześć bogom, znajdują się między innymi w Gwatemali (El Mirador) oraz w Meksyku (Uxmal). Gdybyśmy z naszym przyjacielem przemieszczali się szlakiem świątyń, dotarlibyśmy do Chichen Itzá, Palenque, Tankah oraz Tulum na terytorium obecnego Meksyku. Jeśli natomiast chcielibyśmy przyjrzeć się splendorowi, w jakim żyli władcy, powinniśmy udać się do Uxmal i Kabah w Meksyku lub jeszcze dalej, do Uaxactún w Gwatemali, gdzie do dziś stoją najwspanialsze pałace Majów. Na Uaxactún w Gwatemali, Dzibilhaltún w Meksyku oraz Chichen Itzá musimy spojrzeć także jak na obserwatoria astronomiczne, które pozwoliły władcom i kapłanom sprawować rząd dusz. Przewidywanie zaćmień Słońca i Księżyca oraz wyliczanie torów planet pozwalało na „sterowanie” poddanymi.
Nad wielką wodą
Kultura Majów objęła swym zasięgiem przeważającą część terytorium dzisiejszej Gwatemali, Hondurasu, Salwadoru i Belize, a także południowo-wschodnią część Meksyku, w sumie około 400 tys. km2 ograniczonych tylko przez naturę – Zatokę Meksykańską, Ocean Spokojny oraz rzeki: Grijalva w Gwatemali, Ulúa w Hondurasie i Lempa w Salwadorze. To zróżnicowany – krajobrazowo i klimatycznie – obszar; od kamienistego, wapiennego i suchego Jukatanu, przez  tropikalne, wilgotne i gorące oblicze wschodniego Hondurasu, gwatemalskiego Petén i Belize, aż po górskie tereny części Gwatemali i Salwadoru.
Z Majami na zakupach
Wyobraźmy sobie sytuację, w której nasz En Lak Ech chciałby udać się na targ. Place targowe w jego czasach były świetnie zorganizowane. Poszczególne towary musiały leżeć oddzielnie. Ci, którzy sprzedawali pożywienie, nie mogli mieć na straganach innych produktów. Wszyscy zaś mogli handlować kukurydzą. Gdyby nasz przyjaciel sprzedawał kakao – wyjątkowo tu cenione – cieszyłby się uznaniem mężczyzn i względami kobiet. Większym, niż gdyby trudnił się handlem solą, obsydianem, jadeitem, skórami zwierząt, piórami oraz ceramiką. Majowie z terytoriów górskich używali obsydianu do wyrobu narzędzi i broni (poręczne nożyki). Chętnie wymieniali się tymi towarami z Majami z nizin – na  bawełniane włókna, skóry jaguara, miód, suszone ryby.
A zatem, czym powinien dysponować nasz przyjaciel w czasach prekolumbijskich, żeby zrobić porządne zakupy? Sporą garścią ziaren kakaowca. Kakao wymieniano na niewolników albo sól. Nazwa kakao w języku Majów brzmi kakau i pochodzi od słowa kab (gorzki) i kau (sok). Gdyby nasz przyjaciel zapragnął w upalny dzień skosztować kaka-owego napoju, musiałby najpierw sprawdzić, czy było święto, poczekać, aż uprażą się ziarna, ktoś je zmieli, doda wody i zagęści masą z gotowanej kukurydzy, a następnie kilka razy przeleje napój, aby powstała piana. Ten orzeźwiający, zimny płyn przed podaniem byłby zabarwiony czerwonym proszkiem achiote. Majowie nazwali go chakau haa, czyli krew, i używali podczas uroczystości. Bóg kakao – Ek Chuah – był patronem pieniędzy i kupców, czczonym wespół z bogiem Chac, odpowiedzialnym za deszcz, i z bogiem Hobnilem, mającym wpływ na płodność. Kakaowe dary składano 12 dni po narodzeniu każdego dziecka, gdy nadawano mu imię. Kakaowa inicjacja – nasmarowanie ciała mazią z tej substancji i obsypanie kwiatami – miało miejsce, gdy dziecko wkraczało w dojrzałość. Przy oświadczynach obowiązywało kakaowe wkupne, a zmarłym szykowano na drogę kakaową „wałówkę”.
Nic dziwnego, że sianiu tak cennych kakaowców towarzyszył specjalny rytuał. Przez cztery noce ziarno wystawiano na blask księżyca, w tym czasie siewcy musieli zachować seksualną abstynencję. W chwili sadzenia nasion wybrane pary miały połączyć się w miłosnych uniesieniach, aby dopełnić aktu tworzenia. Koniec zbiorów również wieńczyło święto. Na słupie umieszczano wizerunek boga. Liną z agawy przywiązywano do niego dzieciaki, które w określonym momencie rzucały się w dół, dyndając w powietrzu, jedno w przebraniu myśliwego, drugie – ptaka.

Z pismem i rachunkami za pan brat
Dawni Majowie posiedli nie tylko umiejętności architektoniczne, pozwalające im wznosić budynki mieszkalne i kamienne piramidy. Potrafili też porozumiewać się za pomocą pisma. Czytali je, przyglądając się znaczeniu przedstawionej rzeczy, kierując się jej symboliką (kot to kot, ale i symbol sprytu) oraz fonetyką. Czytanie było zatem swoistą formą rozwiązywania rebusów. Znaki prezentowały przedmioty codziennego użytku, zwierzęta oraz bogów. Za przysłówki i przyimki służyły znaki najprostsze. Majowie bardzo skrupulatnie wyliczali i odnotowywali ruchy gwiazd, co pozwoliło im stworzyć dwa rodzaje kalendarzy – astronomiczny i rytualny. Wpisywali w nie ważne daty, przepowiednie, imiona władców i bogów. Kamienne stele, na których regularnie zapisywano wydarzenia, były swego rodzaju sagą rodu.
Niewykluczone, że żywot Majów nie stanowiłby dla nas takiej zagadki, gdyby nie hiszpański biskup z Jukatanu Diego da Landa, który spalił przeważającą część ich ksiąg. Do naszych czasów zachowała się święta księga Indian Quiché – Popol Vuh. Zawarte w niej wierzenia i kosmogonię przez pokolenia przekazywano sobie z ust do ust, aż w XVI w. spisał je pewien Indianin (ksiądz?) przy użyciu łacińskiego alfabetu.
Zachowały się także fragmenty indiańskich kronik z Jukatanu zwanych Chilam Balam, stworzonych między XVI  a XVII wiekiem. Zawierają one opisy obrzędów, proroctwa i mity. W Europie przetrwały jeszcze trzy kodeksy. Jeden z nich odkryto w pewnej bibliotece w Paryżu – zawiera wróżby i przepowiednie Majów. Drugi, który poważnie ucierpiał podczas bombardowania Drezna w czasie II wojny światowej, wypełniają notatki z obserwacji astronomicznych Majów. Trzeci, znajdujący się w Madrycie, na prawie 7 metrach dokumentu przedstawia opisy religijnych rytuałów. Te materiały zmusiły nas do zweryfikowania sądów o Majach, których – w porównaniu z Aztekami – uważano za lud pokojowo nastawiony do świata, trudniący się rolnictwem i biegły w matematycznych rachunkach.
Życie jak sen

Władcy Majów okresu klasycznego otrzymywali tytuł k’ul ahau – najwyższy i święty władca. Ţyli w płaskich pałacach, takich jak ten, który przetrwał w Uaxactun w Gwatemali, Kabah czy Uxmal w Meksyku. Wnętrza pałaców wyściełane były skórami dzikich zwierząt, delikatnymi poduszkami z bawełny, zdobione przedmiotami ze złota, srebra i kamieni szlachetnych, piór kwezala oraz innych gatunków ptaków. Na ścianach pokrytych malunkami wieszano też zasłony, kosze i ceramikę.
Każdy z władców Majów był pępkiem ówczesnego świata. To wokół nich koncentrowało się życie polityczne, religijne i społeczne. Opływali w luksusy w otoczeniu licznych żon i kochanek, w tłumie własnych dzieci, członków rodziny, asystentów i doradców. Wielu członków rodzin królewskich należało do grona najbardziej wpływowych kapłanów. Podczas uczt spożywali między innymi mięso pieczonego tapira i owoce morza przyrządzane w ziołach, popijając kakao. O rozrywkę władców dbali muzycy, tancerze i karły, przygotowujący specjalne pokazy.
W dni powszednie władcy rozstrzygali spory swoich poddanych i prowadzili negocjacje z innymi władcami. Mogli także pełnić określone funkcje religijne, choć za większość z nich odpowiadali kapłani. Ahau Can – kapłan węża – był najważniejszy w religijnej hierarchii. Kapłani słońca Ah Kines odpowiadali za lokalne rytuały. Zadaniem Nacomes było składanie ofiar, Chilanes – uznani za przepowiadających przyszłość i cieszący się ogromnym szacunkiem ludu – podtrzymywali ofiary. Batabes zaś byli zarządcami, trudnili się między innymi pobieraniem danin.
Wśród śpiewów, tańca, postu i zapachu kadzidła składano bogom ofiary. Nasz przyjaciel – jako zwykły śmiertelnik, mógł ofiarować bogom kukurydzę lub owoce. Ofiary z własnej krwi, płynącej z naciętych uszu, języka czy genitaliów były przywilejem władców, kapłanów i wojowników. Aby obłaskawić bogów w sprawach najistotniejszych, składano w ofierze ludzi. Dzieci, które poświęcano bogu deszczu wraz z ich łzami, dziewice, które wrzucano do podziemnych studni zwanych cenotes, czy też jeńców wojennych i niewolników. Zdarzało się, że tych zabijano na szczycie piramidy, kierując w stronę ofiary deszcz strzał, lub wycinano im serca.
Podczas specjalnych okazji i w ważnych ośrodkach kultu Majowie namiętnie grywali w sakralną piłkę. Uważano, że jej ruchy na boisku symbolizują ruch słońca po nieboskłonie, albo że to planeta Wenus krąży po czterech rogach świata. Świetnie wytrenowani gracze brali udział w meczach drużyn z najważniejszych miast. Zdarzało się, że przegrany zespół poświęcano ku czci boga płodności. W miejscach odkryć archeologicznych, takich jak Edzná w Campeche oraz Chichén Itzá na Jukatanie, można zobaczyć wizerunki reprezentacji kapłanów przebranych w stroje piłkarzy, z nożem w jednej ręce i głową gracza w drugiej.
Z punktu widzenia człowieka współczesnego praktyki religijne Majów wydają się okrutne, jednak stosunek ludów Mezoameryki do własnego istnienia był nieco odmienny od współczesnego. Naszego przyjaciela od dzieciństwa wychowywano w duchu uwielbienia dla bogów. Jego istnienie było ważne tylko wtedy, gdy stanowiło element społeczności, który mógłby przyczynić się do niesienia jej dobra. Ludy Mezoameryki dalekie były od promowania indywidualizmu. Zdarzało się nawet, że schwytani wojownicy szli na śmierć niemal dobrowolnie, pogodzeni z losem, wierząc, że śmierć w jakimś sensie ich uwzniośli, a ich postacie będą gloryfikowane.

Zdarzało się, że osobom przeznaczonym na ofiarę podawano środki halucynogenne, które miały połączyć ich poprzez mistyczne wizje z bogami, a z drugiej strony – zniwelować atawistyczny, zupełnie naturalny strach w obliczu śmierci. Naszego przyjaciela nie dziwiłyby zatem te ofiary. Niewykluczone, że sam mógłby z jakichś powodów stać się jedną z nich. Majowie – jak wskazuje Popol Vuh – wierzyli, że sami po części pochodzą od bogów; zostali stworzeni z ich krwi oraz kukurydzianego ciasta.
Kukurydziani ludzie mieli kolorowe sny, nie stronili od  używek, ale nigdy dla nich samych. Nasz przyjaciel mógłby więc zażywać grzybki halucynogenne i palić tytoń. Na terenie Gwatemali, Hondurasu, Salwadoru, w stanie Veracruz i Guerrero w Meksyku istnieje około 200 wizerunków „świętego grzyba” z okresu 1000 r. p.n.e. – 500 r. n.e.
Dzisiejszych Majów charakteryzuje religijny synkretyzm – wierzenia przodków wkomponowały się w katolicyzm. Zdarza się, iż w tej samej świątyni odprawiane są dwa rytuały – z jednej strony składa się bogom w ofierze kukurydzę, a równocześnie diakon odmawia katolicki pacierz.
Dla współczesnych potomków Majów spotkanie ze zmarłymi bliskimi to powód do radości i ucztowania. Powszechnie wierzy się, że z początkiem listopada zmarli opuszczają dotychczasowe miejsce pobytu i wędrują po świecie. Szukają swoich domów, rodziny i przyjaciół. Ucztują z bliskimi i dzielą się prezentami, a następnie odchodzą, by wrócić za rok o tej samej porze i dopełnić cykl łączący życie ze śmiercią.
Hulali po polu i pili kakao...
W pierwotnym świecie Majów nie było zwierząt hodowlanych, które występują tam obecnie. Najwcześniej udomowiono w Meksyku indyka, który stał się lokalnym, a po konkwiście również europejskim przysmakiem. Tuczono również małe bezwłose pieski, które ze smakiem spożywano. Nasz przyjaciel mógł polować na dzikie świnie, jelenie, kozice, króliki, bażanty i kuropatwy. Uprawę warzyw Majowie rozpoczęli od dyni. Potem na ich poletkach wyrosły także: nopal, czyli kaktus z rodziny opuncji, czerwone i zielone pomidory, bataty. Zajadali się i zajadają po dziś dzień awokado oraz owocami typowymi dla tropików, takimi jak chirimoya, marakuja, guajawa, mameya, papaja czy pitahya. Kobieta naszego przyjaciela, do upolowanych przezeń zwierząt mogła dodać do smaku także różne rodzaje kwiatów, wanilię, orzeszki ziemne i nasiona słonecznika. Nasz przyjaciel jadałby też produkty spożywcze gotowane z wapieniem, co przy deficycie mleka miałoby zbawienny wpływ na jego układ kostny. Obecnie podstawę posiłku meksykańskich pueblos stanowi tak jak dawniej fasola, kukurydza, amarant, chia (podobna do mięty) i chili (w Meksyku istnieje 90 jej gatunków).
Początek końca
Wiele osób zadaje sobie pytanie, co przyczyniło się do upadku tak wielkiej cywilizacji, które inspiruje zwłaszcza wyświetlany niedawno film Apocalypto. Historia zatoczyła koło. Zupełnie jak to, które Majowie znali, ale z jakichś sobie tylko znanych powodów nie chcieli wykorzystać w celach innych niż konstruowanie zabawek. Nie używali też zwierząt pociągowych, a ich rolnictwo było bardzo prymitywne. Wyjałowienie gleby, długotrwała susza i inne klęski żywiołowe sprowadziły na ten niezwykły lud widmo głodu. Majowie musieli porzucić swoje terytoria. Jedna z hipotez mówi, że migracje wywołane były katastroficznymi skutkami znanego i nam El Nino. Nałożyły się na to jeszcze najazdy bezlitosnych Tolteków, wojny domowe i wreszcie konkwista, a wraz z nią epidemie chorób, na które mieszkańcy Ameryki nie byli uodpornieni. No i religia z miłosiernym dla swoich wyznawców Bogiem, który nie żądał składania krwawych ofiar.
Współcześni potomkowie Majów stanowią liczną grupę etniczną. Językiem yucateco wykorzystanym w filmie Gibsona posługuje się dzisiaj ok. 2 mln ludzi na terenie Juka-tanu i Chiapas w Meksyku, Belize i Gwatemali. Ciągle jednak w niektórych krajach hiszpańskie słowo Indio – Indianin – wypowiedziane z odpowiednim zabarwieniem emocjonalnym znaczy tyle co prostak, głupek, choć grupę etniczną nazywa się neutralniej – Indígena. To wiele mówi o stosunkach panujących we współczesnym świecie Majów.
Dla naszego wyimaginowanego przyjaciela z czasów prekolumbijskich byłaby to zapewne sytuacja niezrozumiała. Być może z większym spokojem przeglądałby kalendarz i glify Yaxchilánu w lakandońskiej dżungli na terytorium Chiapas, przepowiednię tego, że do końca świata pozostało już tylko pięć lat. Legenda głosi, że Imperator Ptak-Jaguar IV wskazał tę datę jako moment powrotu na Ziemię, gdzie ma dokończyć swoją misję. Jaką? Tego nie wiemy. Istnieją też spekulacje, że 21 grudnia 2012 r. ogromna planetoida zderzy się z Ziemią. Za pięć lat kończy się cykl obliczeń kalendarzowych Majów, ale czy wtedy skończy się świat?
SŁOŃCE POD OBSERWACJĄ

Archeologiczne wykopaliska w gwatemalskim Uaxactun odsłoniły kompleks budowli pełniących funkcję obserwatorium astronomicznego. Ze zorientowanej na wschód piramidy można było obserwować Słońce wyłaniające się zza trzech mniejszych, usytuowanych na tarasie świątyń, w kluczowych położeniach.

NO TO W DROGĘ – ŚLADAMI MAJÓW • Ceny biletów lotniczych wynoszą w zależności od sezonu od 3 do 4 tys. zł z opłatami lotniskowymi. Do Meksyku lata np. Air France, British Airways, Lufthansa, KLM. Tanie loty do Meksyku z Londynu oferuje www.travelrepublic.co.uk • W Meksyku, Gwatemali i Hondurasie pobyt krótszy niż 90, a w Belize niż 30 dni zwalnia z obowiązku po-siadania wizy. Trzeba pamiętać o opłatach przy przekraczaniu granicy.
• W Meksyku pobierana jest opłata turystyczna w wysokości 75 zł przy przekraczaniu granicy drogą lądową (w przypadku podróży samolotem wliczona w cenę biletu).
• W Gwatemali należy uiścić podatek i opłatę lotniskową w wysokości 90 zł (przekraczanie granicy lądowej nie wymaga opłat).
• Minimalna kwota na każdy dzień pobytu w Hondurasie to 60 zł. Opłata lotniskowa przy wyjeędzie wynosi 75 zł, podróżujący lądem muszą zapłacić 3–15 zł od osoby.
• Opłata lotniskowa przy wyjeździe do Belize wynosi 60 zł od osoby (podróżujący lądem płacą 45 zł).
• Waluta: 1 zł = ok. 3,70 meksykańskich pesos, ok. 2,50 gwatemalskiego quetzala, ok. 6 honduraskich lempiras lub ok. 0,60 dolara belizejskiego. • Na miejscu można przemieszczać się samolotami, np. pokonanie trasy Cancun–Mexico City kosztuje ok. 450 zł. Lokalnie latają m.in. Aeromexico www.mexicana.com.
• Najlepiej jednak przemieszczać się autokarami. Istnieją trzy klasy autobusów: ekonomiczna, I klasa oraz klasa lux. Dość popularne są trasy nocne pierwszą klasą (75 zł, w klasie lux 10 zł więcej). W ekstremalnych okolicznościach można zastąpić nimi nocleg. Zmorą przejazdów w luksusowych warunkach jest mocna klimatyzacja. Dalsze trasy pokonuje się zazwyczaj w autobusach klasy ekonomicznej. Bilety różnych przewoźników można kupić na dworcach. W Mexico City sprzedaż biletów autobusowych oferuje firma Ticket Bus (tel. 55-5133 24 24).
ŚLADAMI MAJÓW
• Szlak Majów (La ruta Maya) można pokonać z biurem podróży, np. polskim Logos Tour czy Destino Mexico, lub indywidualnie. Na przykład kilkunastodniowa wycieczka szlakiem Majów po Meksyku i Gwatemali kosztuje ok. 10 tys. zł (przeloty, ubezpieczenie, przejazd mikrobusami, spływ łodzią, noclegi i wyżywienie).
• W przypadku wyprawy indywidualnej na utrzymanie w samym Meksyku trzeba minimum 4 500 zł na trzy tygodnie, nie licząc przelotu. Najwięcej kosztują przejazdy oraz wycieczki wykupione w lokalnych biurach podróży. Cena noclegu waha się od 40 zł w spartańskich warunkach do 450 przy opcji all inclusive. Ceny jedzenia i restauracji przypominają te na Helu w szczycie sezonu.
MEKSYK
Chichen Itzá, Tulum, Cobá. Wstęp do jednych z najlepiej zachowanych ruin w Meksyku kosztuje 25 zł.  
W Chichen Itzá kultura Majów przeplata się z kulturą Tolteków, co ma odzwierciedlenie w dwoistości czczonych bóstw – boga deszczu Chaaca, wielbionego przez Majów oraz pierzastego węża Kukulkana/Quetzalcóatla czczonego przez Tolteków.  Atutem tego miejsca jest łatwy przejazd autobusowy do innych ruin – Tulum, a stamtąd możliwość pieszej lub rowerowej wycieczki w kierunku dżungli, gdzie znajdują się ruiny Cobá (24-metrowa piramida Tolteków między dwoma jeziorami).
Uxmal – charakterystyczna dla tego miejsca jest Piramida Wróżbity sięgająca 35 m. W jej pobliżu znajduje się tzw. Czworokąt Mniszek upstrzony maskami boga deszczu Chaaca. Wejście kosztuje 22 zł.
W Kabah masek boga deszczu jest nawet więcej. Pokrywają fasadę tzw. Pałacu Masek. Znajduje się tam też charakterystyczny łuk, skąd ruszały procesje do Uxmal. W okolicy Labná są groty o ścianach pokrytych malowidłami. Majowie zamieszkiwali je 2 500 lat temu. W każdym z tych miejsc zapłacimy po 7 zł za wejście.
Yaxchilán na brzegu rzeki Usumacinta pochłonęła dżungla. Misterne dachy i sztukaterie to element charakterystyczny dla tych ruin. Można dotrzeć tu łodzią (koszt jej wynajmu dla 1–8 osób to ok. 160 zł), a następnie minivanem pod same ruiny. Wycieczkę lotniczą łatwo zarezerwować w biurach podróży w Palenque. Do Bonampak wiedzie 140-kilometrowa trasa z Palenque, w porze suchej łatwa do pokonania np. ciężarówką. Wejścia do ruin – ok. 10 zł.
W Palenque znajdują się odkopane ruiny, ale i zrekonstruowane budynki. W Świątyni Inskrypcji – grobowiec króla Pakala. Na platformie w pobliżu świątyni stoi Pałac, a wokół niego inne prekolumbijskie budynki pełne dziedzińców, przejść i tuneli, oraz szereg świątyń.
GWATEMALA
Tikal – łodzią można dostać się do Bethel w Gwatemali, gdzie po 20 min trasą w górę rzeki można zarejestrować swój pobyt i wymienić pesos na quetzale. To ważne, bo w głębi lądu mogą być z tym problemy.
W Bethel wynajmuje się pojazd, który wiezie zainteresowanych do San Benito-Santa Elena. Podróż zajmuje około 3 godz. i kosztuje 20 zł. San Benito-Santa Elena leży nad brzegiem jeziora Petén Itzá, z wyspą Isla de Flores. Łatwo znaleźć tu niedrogi nocleg. Podróż do Tikal zwykłym busem kosztuje około 20 zł za osobę, wstęp do ruin w Tikal – kolejne 20.
HONDURAS
Copán leży w pobliżu granicy z Gwatemalą. Do ruin można dotrzeć z San Pedro Sula, tzw. Drogą Occidental. Przewoźnik Hedman Alas jeędzi 3–4 razy dziennie. Bilet w obie strony kosztuje 80 zł, wstęp 30 zł.
Belize
Do Lamanai można dotrzeć rzeką New River (wszyscy turyści ruszają z Orange Walk). Charakterystyczne dla tego obszaru są: świątynia, boisko do gry w piłkę i ogromne kamienne maski. W Lamanai jest też muzeum i ruiny dwóch XVI-wiecznych kościołów. Wstęp kosztuje 9 zł.