Kuwejt – stolicę państwa o tej samej nazwie opasuje od południa siedem autostrad biegnących łukiem od Zatoki Perskiej (tu zwanej Arabską) do zatoki Kuwejckiej. Prostopadle do nich poprowadzono dwie inne autostrady (każda ma po cztery pasy w jednym kierunku!), które wiodą na południe, do granicy z Arabią Saudyjską. Od połowy lat 80. ubiegłego wieku w mieście zbudowano ponad 21 km sztucznego nadbrzeża – z wyspami, portami jachtowymi, kompleksami rozrywkowo-handlowymi i promenadami. Zachowano przy tym piaszczyste plaże, a wzdłuż całego wybrzeża poprowadzono dwupasmową drogę szybkiego ruchu zwaną Arabian Gulf Street. Drogi mają w tym niewielkim pustynnym kraju pierwszorzędne znaczenie – nikt nie porusza się tu na piechotę ze względu na wysokie temperatury, ale szuka wytchnienia w klimatyzowanych wnętrzach samochodów. Poza tym benzyna jest bajecznie tania. Kuwejt wyrósł na ropie, a dzięki niej jest tu najwięcej prawdziwych milionerów na metr kwadratowy. Prawdziwych, bo kuwejcki dinar jest najdroższą walutą na świecie. Za jednego dinara musimy zapłacić ok. 10 zł!

Jeszcze sto lat temu Kuwejt nie przypominał dzisiejszego emiratu. Bramy tego otoczonego murem miasta-państwa zamykano na noc. Mieszkańcy byli pozbawieni elektryczności i wody pitnej – dowożono ją aż z Basry w Iraku.

Ale Kuwejt miał szczęście do mądrych liderów. Siódmy władca sheikh Mubarak Al-Sabah (zwany Wielkim) podpisał w 1899 r. traktat z Wielką Brytanią, na mocy którego kraj stał się brytyjskim protektoratem. Dzięki temu nie „rozpuścił się” w tyglu imperium otomańskiego i obronił niepodległość. Ropę naftową odkryto w 1938 r., eksport rozpoczął się 30 czerwca 1946 r. Dzień ten odmienił Kuwejt na zawsze. Gdyby spojrzeć na stolicę z lotu ptaka, w oczy rzuciłyby się trzy białe spiczaste wieże kłujące niebo nad brzegiem Zatoki Arabskiej. Dwie z nich to Kuwait Towers – wieże Kuwejtu uważane za symbol tego kraju. Najwyższa, wysokości 187 m, jest udostępniona do zwiedzania. Nanizane są na nią dwie kule. Większa mieści restaurację, w mniejszej znajduje się punkt widokowy, który obraca się raz na pół godziny. Warto wydać jednego dinara, by zobaczyć stamtąd zachód słońca nad zatoką Kuwejcką, powracające do portu łodzie rybackie i rosnące jak grzyby po deszczu wieżowce. Wkrótce zostanie ukończony drugi najwyższy na świecie, ponad 450-metrowy drapacz chmur, ale poza nim aż 30 innych jest w trakcie budowy! Wieże znajdują się w ścisłym centrum. Jeśli pójdziemy wzdłuż wybrzeża na zachód, dojdziemy do Sharq Mall – wielkiego centrum handlowego z przystaniami, mostami i promenadą nadmorską. Niedaleko, nad brzegiem Zatoki Kuwejckiej, można podziwiać dawny i nowy Urząd Emira, czyli Seif Palace i New Seif Palace.

Niedaleko stamtąd do Wielkiego Meczetu (Grand Mosque). Został on zbudowany w 1986 r. i jest największym meczetem w Kuwejcie. Wewnętrzny dziedziniec ma wymiary 72 x 43 metry, razem z krużgankami pomieści 10 tys. osób. Dzienne światło wpuszczają do wnętrza świątyni 144 okna. Mężczyźni i kobiety modlą się w oddzielnych salach – kobiety mają swoje wejście do meczetu od południa. Emir wchodzi specjalnymi drzwiami od północnego zachodu. Jeżeli od wież Kuwejtu przespacerujemy się wzdłuż wybrzeża na południe, dotrzemy do Green Island (Zielonej Wyspy). To sztuczny obiekt o średnicy 314 m otoczony naturalnymi blokami skalnymi sprowadzonymi tu aż z Emiratów Arabskich. Posiada ona amfiteatr na 700 osób, zamek do zabaw dla dzieci i 35-metrową wieżę obserwacyjną. Idąc dalej na wschód, miniemy dzielnicę Ras Salmiya, skręcając przy wyglądającym jak schodkowa piramida meczecie, staniemy przed kompleksem Scientific Center. Znajduje się w nim największe na Bliskim Wschodzie akwarium z morskimi zwierzętami, w tym rekinami, występującymi w Zatoce Arabskiej. Jest tu także największe kino typu IMAX. Główny budynek oglądany z lotu ptaka przypomina kształtem żagiel tradycyjnej łodzi al-boom wykorzystywanej dawniej do połowu pereł. Wjeżdżam na 6th Ring Road. Uważam, by nie przegapić zjazdu na Sulaibiya Road. Ta stara droga prowadzi aż do Wafry na południu, gdzie znajdują się największe w kraju rolnicze uprawy pod folią. Kilka kilometrów za zjazdem widać tor wyścigowy. W czwartki przyjeżdżają tu tłumy, by obstawić swojego wielbłąda i wygrać „parę groszy”. Rywalizacja między właścicielami czworonogów doprowadziła do zastąpienia dżokejów robotami. Zamiast coraz młodszych i lżejszych jeźdźców na grzbietach zwierząt pojawiły się… niewielkie pudełka. Wydają one dźwięki mające straszyć wielbłądy, zmuszając je do szybszego biegu. Najlepszą porą na pustynną wyprawę jest popołudnie. Najładniejsza pustynia leży na północ od stolicy, po drugiej stronie zatoki Kuwejckiej. Obszar ten nazywa się Muthlaa Ridge. Wracam na 6th Ring i po 70 kilometrach dojeżdżam do skrzyżowania z Abdaly Road, która prowadzi prosto na północ, do granicy z Irakiem. Skręca ostro w lewo i znika wśród wzgórz. Pamiętam to miejsce zaraz po I wojnie w Zatoce Perskiej, która rozpoczęła się najazdem Iraku na Kuwejt 2 sierpnia 1990 r. To właśnie tą drogą uciekała cała iracka armia i tu w jedną noc Amerykanie zniszczyli ponad 5 tys. czołgów, ciężarówek i innych pojazdów wojskowych. Widok był przerażający. Jeszcze wiele miesięcy później na poboczach straszyły wypalone wraki. Ale teraz, po zimowych opadach deszczu, pustynię pokrywają kobierce kwiatów. Przeważa kolor żółty poprzetykany brązem i czerwieniami.

Zjeżdżam z drogi na pustynię. Teren jest poprzecinany wąwozami, widać wzgórza i… mnóstwo namiotów. W Kuwejcie od października do marca trwa sezon biwakowania i wtedy co najmniej połowa obywateli rozbija w weekendy na pustyni eleganckie przestronne namioty. Większość z nich ma klimatyzację i anteny satelitarne; liczna służba stara się zapewnić swoim pracodawcom jak najmilszy pobyt w tej pustynnej scenerii. Im bliżej zachodu słońca, tym pustynia staje się ładniejsza. Szary piasek i skały przybierają czerwoną barwę, wyostrza się odległa o prawie 30 km panorama miasta widoczna po drugiej stronie zatoki Kuwejckiej. Zza niskiego wzgórza wychodzi stado baranów. Kiedyś pastuchami byli Beduini, czyli bezpaństwowi nomadowie mieszkający na pustyni. Dziś są oni obywatelami Kuwejtu, a stada pasą przybysze z Bangladeszu. Słońce zachodzi i bardzo szybko robi się ciemno. Pora wracać do hotelu. Jadąc Fahaheel Express Way na południe od stolicy, po ok. 40 km drogi zobaczymy po lewej stronie instalacje rafinerii ropy – Mina Fahaheel, Mina Al-Ahmadi, Mina Abd Allah. Po prawej rozciąga się pustynia, a na niej największe pojedyncze pole naftowe na świecie: Al-Burkan. W 1991 r. uciekający Irakijczycy podpalili ponad 600 szybów naftowych. Pewnego ranka mój budzik zadzwonił jak zwykle o 8.00. Otworzyłem oczy i pomyślałem, że ciągle trwa noc. To wiejący z południa wiatr przyniósł nad miasto dymy pożarów, które przesłoniły słońce. Po 7 miesiącach szyby ugaszono i dziś odwiedzającym Kuwait Oil Company pokazuje się jedno spalone centrum przesyłu ropy i zdjęcia z akcji gaśniczej. Kilkanaście kilometrów dalej kończy się przemysł i po nadmorskiej stronie pojawiają się domy letniskowe. „Poluję” na skręt na Al-Julai’a, gdzie w 1995 r. rozpoczęto projekt utworzenia rafy koralowej – pierwszej sztucznej rafy dla turystów. W tym celu zatopiono 19 ogromnych struktur z betonu, na których rozwijają się koralowce. Pięć z nich pod nazwą The Big Bneider Reef kilka lat temu udostępniono do oglądania, lokalizacja pozostałych ciągle jest nieznana.

Piątek daje niepowtarzalną okazję odwiedzenia tzw. Friday Market, czyli Targu Piątkowego. Dawniej odbywał się on pod gołym niebem poza miastem. Dziś stolica się rozrosła i wchłonęła bazar. Dwa lata temu pojawiły się na nim eleganckie wiaty, ale ceny nadal są najniższe w kraju.Wczesnym rankiem można tu kupić sokoły, po które przyjeżdżają także Arabowie z sąsiednich krajów. Tuż obok znajduje się dział z papugami, dalej psy, koty i mnóstwo gołębi. Hodowla tych ptaków to popularne hobby w Kuwejcie. W wielu miejscach kraju widać gołębniki o wyrafinowanej architekturze. Wyglądają nieco futurystycznie – jak statki kosmiczne. Pod jedną z wiat rozkładają towar handlarze dywanów, orientalnych naczyń, srebrnej biżuterii, kadzideł i arabskich perfum. Nie wypada się nie targować!

Pora na poznanie pozostałych zabytków miasta. W znanej mi już dzielnicy Al Sharq jeszcze sporo zostało do zobaczenia. Zaczynam od Free Atelier (Al Marsam Al-Hur) – zbudowanego na początku XX w. najlepiej chyba zachowanego klasycznego domu kuwejckiego. To „twierdza” z dużą bramą wejściową i malutką furtką. W środku znajduje się przepiękny dziedziniec i zacienione krużganki. Kiedyś dom należał do rodziny Al-Ghanim, dziś mieści się tu Galeria Sztuki. Naprzeciw małego portu rybackiego stoi pomalowany na biało i niebiesko Dickson House. Gospodarz, od którego nazwiska pochodzi nazwa zabytku, był brytyjskim pułkownikiem mianowanym w 1929 r. wysokim komisarzem w Kuwejcie. Wraz z małżonką nazywaną tu Umm Saud zasłynęli z bezinteresownej miłości do tego kraju. Tuż obok domu państwa Dicksonów znajduje się jedna z najstarszych w kraju, piękna, drewniana diwaniya Al-Shamlan. Diwaniya to miejsce, gdzie spotykają się mężczyźni lub kobiety (zawsze osobno), by porozmawiać dosłownie o wszystkim. W ciągu jednego wieczoru Kuwejtczyk potra-fi odwiedzić kilka takich miejsc – wpada na pół godziny, wypija herbatkę i jedzie do następnej diwaniya. Na koniec z reguły przyjeżdża tam, gdzie był specjalnie zaproszony i zostaje na posiłek. Konsumpcja w wybranym gronie rozpoczyna się około 23.00. Diwaniya religijna, w której imam objaśnia Koran, nazywa się husseiniya. Kolejny przystanek wypada w Sadu House, czyli Domu Tkactwa. Raz w tygodniu odbywają się w nim pokazy sztuki tkania wyjątkowych i niepowtarzalnych kilimów i poduszek Sadu. Zasłonięte Beduinki (widać tylko ich oczy) demonstrują technikę farbowania i tkania wełny. Nad samym morzem odwiedzam pieczołowicie odrestaurowaną tradycyjną osadę kuwejcką – Yaum Al-Bahhar.

W kawiarni zapalam starą fajkę wodną gedu (mocno kręci w głowie). Są tu także sklepiki lokalnych rzemieślników, a dla dzieci huśtawki, karuzele i inne dziwadła, na jakich bawili się ich dziadkowie dziesiątki lat temu.

Wieczór poświęcam na najstarszy i największy targ w Kuwejcie – Souk Mubarakiya otwarty... do ostatniego klienta. Labirynt uliczek został pieczołowicie odrestaurowany za panowania poprzedniego emira szeika Jabera Al-Sabaha. Znajdują się tu dziesiątki tradycyjnych jadłodajni (czysto, tanio i smacznie), tradycyjnych kafejek i meczetów. W poszczególnych działach można kupić: warzywa, ryby, mięso, perfumy, buty, ubrania, zegarki, elektronikę i Bóg wie co jeszcze. W części zwanej Souk Hareem, gdzie dostaniemy m.in. damskie kosmetyki i ubrania, sprzedawcami są ubrane na czarno kobiety z zasłoniętymi twarzami. Ale największe wrażenie robią: targ złota i dywanów oraz uliczka z przyprawami. Ich zapach długo pozostaje w nozdrzach. Wizyta na Al-Hashemi II, największej na świecie drewnianej łodzi, też należy do obowiązkowych. Wprawdzie ten kolos długości ponad 80 m, szerokości prawie 19 m i wadze 2 500 ton nigdy nie pływał, ale i tak wszyscy przychodzą do hotelu Raddison SAS podziwiać to cudo. Szybko przemieszczam się stamtąd do portu w Ras Salmiya, by na pokładzie zabytkowej (jak na standardy kuwejckie) łodzi rybackiej Al-Ghazeer wypłynąć w trzygodzinny rejs po Zatoce Perskiej. Pomieszczenia łodzi zostały urządzone á la diwaniya (oczywiście z klimatyzacją). Na powitanie wszyscy otrzymujemy poczęstunek: kawę lub herbatę i daktyle. Na gładkim jak lustro morzu unoszą się łodzie rybackie. Wrócą do portu dopiero wieczorem, rano można będzie kupić świeże ryby. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku większość łodzi miała żagiel. Dzisiaj wszystkie są wyposażone w silnik spalinowy. Za wieżami Kuwejtu płyniemy w stronę Bubijan – największej z 9 kuwejckich wysp. By północny sąsiad znów nie rościł do niej pretensji, w niedalekiej przyszłości powstanie 25-kilometrowy most łączący stolicę z wyspą oraz Madinat al-Hareer – Jedwabne Miasto, czyli ogromny obszar z centrami biznesowymi, wypoczynkowymi, sklepami, lotniskiem, hotelami. Główną atrakcją ma być najwyższa na świecie konstrukcja – Burj Mubarak al-Kabir wysokości 1001 m, która stanie pośrodku. Nie wiadomo jeszcze, kiedy ten śmiały projekt zostanie zrealizowany – niektórzy podają rok 2023. Około 22.00 wyruszam na lotnisko. To istna wieża Babel – obywatele całego świata, ale głównie Azji, wracają do swoich krajów. Na 2,6 mln mieszkańców Kuwejtu tylko 45 proc. to rodowici Kuwejtczycy!