Wielkie wysypisko

Niestety nie tylko wspomnienia zostają po tych wspinaczach, ale też bardziej przyziemne rzeczy, w tym tony śmieci.  W 2010 r. grupa 20 nepalskich szerpów zdecydowała się oczyścić tzw. strefę śmierci, czyli teren położony na wysokości powyżej 8000 m. To pierwsza tego typu akcja od czasów zdobycia Everestu przez Edmunda Hillary'ego w 1953 r. Globalne ocieplenie sprawia, że pod topniejącym śniegiem pojawia się coraz więcej brudów, nawet z najdawniejszych lat. W czasie akcji zebrano prawie 2 tony odpadów, w tym butle tlenowe, porozrywane namioty, puszki czy utracony ekwipunek.

W podobną akcję zaangażował się jeden z najbardziej znanych wspinaczy na Everest, szerpa Apa. Zorganizował ekspedycję, która miała za zadanie wesprzeć akcję Cash for Trash („kasa za śmieci”). Za każdy zniesiony kilogram odpadów uczestnicy dostawali 100 rupii nepalskich, czyli równowartość 4 zł. Udało się zebrać ok. 5 ton śmieci. To jednak kropla w morzu potrzeb. Szacuje się, że na całej górze znajduje się ich ponad 20 razy więcej, czyli ponad 100 ton.

– Władze nepalskie powinny uczyć się od Amerykanów – twierdzi Martyna Wojciechowska, która zdobyła Koronę Ziemi. Najwyższy szczyt Ameryki Północnej, McKinley, utrzymany jest w największej czystości. Specjalne władze wnikliwie sprawdzają, czy wspinacze znoszą dokładnie tyle samo rzeczy, co wnoszą. – Nic nie umknie ich uwadze. Nawet specjalne pojemniki, służące jako przenośne toalety, są dokładnie sprawdzane – śmieje się Wojciechowska. Na Evereście nie będzie to jednak łatwe. Powód? Ogromna liczba ludzi, która dostaje pozwolenie na wspinaczkę. Władze nepalskie wydają je bowiem bez ograniczeń. Wystarczy zapłacić 70 tys. dol. za pozwolenia na maksimum siedem osób.