Park rozrywki

Simone Moro, jeden z najlepszych himalaistów świata, wybrał się pod Everest z zamiarem zrobienia pierwszego trawersu Czomolungma–Lhotse. Szybko zrezygnował. To, co zobaczył na Przełęczy Południowej, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. – Czułem się jak w parku rozrywki – komentował po powrocie do obozu bazowego. Na trasie pojawiła się rekordowa liczba wspinaczy, blisko 200. Kiepskie warunki pogodowe sprawiły, że wszystkie wyprawy chciały zdobywać szczyt w ciągu jednego weekendu. Utworzyły się najprawdziwsze korki. Moro, jako jeden z niewielu, szedł bez tlenu. Wtedy potrzebne jest utrzymanie rytmu. – To było niemożliwe, bo co chwila musiałem stawać w kolejce. Próbowałem ją wyminąć, ale i tak czasem trafiałem na wąskie gardła. Zawróciłem – dodaje. Przy takim tłumie tempo narzuca najwolniejszy. – To absurd. Musiałbym się dostosowywać do nieprzygotowanych ludzi na szlaku. Zbyt ryzykowne – podsumował. W rozmowie z Travelerem podkreślił, że o klasie wspinacza świadczy właśnie to, że potrafi zawrócić w odpowiednim momencie.

W zeszłych latach grupy dogadywały się między sobą, żeby nie wszyscy szli jednocześnie. W tym roku to nie podziałało. Krótkie okno pogodowe, czyli okres z dobrą pogodą, sprawiło, że wszyscy zaczęli wspólnie. Dariusz Załuski w tym czasie wchodził na szczyt alternatywną drogą, od Tybetu. – Było nas zaskakująco mało. Gdy wyruszyliśmy w nocy, byliśmy sami. Dopiero na samym szczycie napotkaliśmy tłum alpinistów, którzy wchodzili od strony nepalskiej – wspomina Załuski. Droga nepalska uważana jest za łatwiejszą i dlatego wybiera ją większość wypraw komercyjnych. Jest też świetnie przygotowana. By zapewnić jak największe bezpieczeństwo, co roku na trasie zakładanych jest pięć kilometrów lin poręczowych i 200 śrub lodowych. Na drogę tybetańską decydują się za to bardziej doświadczeni wspinacze. Na szczycie obie grupy się jednak łączą. Dariusz Załuski przyznaje, że nie doszedł nawet do najwyższego punktu na górze, bo nie chciał się przepychać. – Ciężko w takiej atmosferze o poczucie intymności. Nie zmienia to faktu, że stanięcie na szczycie Everestu to dla wszystkich bardzo silne przeżycie, które zapamiętają do końca życia. Nie można tego nikomu odbierać – dodaje.