Gdy w pewnej wiosce niedaleko celu podróży zapytaliśmy o drogę, powiedziano nam, że ten cmentarz to miejsce przeklęte. Byli na nim pochowani członkowie rodziny królewskiej z imperium Xiongnu. Aby powstrzymać inwazję tego ludu na Chiny, wybudowano Wielki Mur. Na miejscu ogarnęło nas przeczucie, że coś jest nie tak. Zwykle po pracy siadaliśmy przy ognisku i rozmawialiśmy, ale tam panowała cisza. Chociaż wykopaliska znajdowały się na środku pustyni, roiło się od komarów. Niektórzy członkowie lokalnego zespołu zostali tak pogryzieni, że od drapania nabawili się infekcji. Przed kilkoma dekadami jacyś badacze już tam pracowali, zostawiając po sobie ogromne dziury. Przez lata zwierzęta wpadały do nich, tracąc życie. Kiedy stanęłam na skraju jednego z dołów, poczułam niepokój, jakby ktoś nas obserwował. Miałam wrażenie, że jakieś siły nie chcą, byśmy tu byli. Powiedziałam zespołowi wykopującemu szkielety, że zbadamy je, gdy trafią do muzeum w Ułan Bator, i wyjechaliśmy. Większość ludzi nie czuje się komfortowo w miejscach związanych ze śmiercią. Mój ojciec niepokoił się, że duchy wykopanych osób mogą za mną podążać. Wyjaśniałam mu, że nie niszczę szczątków, ale przypominam o tych, o których już zapomniano. − Poza tym − mówiłam − jeśli kiedykolwiek poczułabym, że zmarły nie chce mnie w danym miejscu, opuściłabym je. I to była właśnie taka sytuacja. Christine Lee - badaczka National Geographic, specjalizacja bioarcheolog, miejsce Mongolia. (Fot. Mark Thiessen) Większość ludzi nie czuje się komfortowo w miejscach związanych ze śmiercią. Mój ojciec niepokoił się, że duchy wykopanych osób mogą za mną podążać. (Rys. Istvan Banyai)