– W powieści jest mowa o tym, że student uniwersytetu w Ingolstadt, Victor Frankenstein, dąży do stworzenia nowego gatunku – tłumaczy dr Anna Gemra z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego. – W tym kontekście jako znaczące można odczytywać imię twórcy monstrum: Victor, czyli zwycięzca. Ufny w siłę ludzkiego rozumu, dumny z własnych osiągnięć, nie zastanawia się, co się stanie, gdy już zrealizuje swoje marzenie. Szuka odpowiednich fragmentów ciał w kostnicach i rzeźniach, na cmentarzach. Szyjąc z nich „nowego człowieka”, sprowadza życie jedynie do jego materialnego wymiaru. Tworzy hybrydę, istotę niejednorodną nie tylko pod względem cielesnym, ale także duchowym: zgodnie z oświeceniową myślą filozoficzną, której echa widać w książce Shelley, ciało i umysł (dusza) były ze sobą nierozerwalnie związane. Nie może więc dziwić, że nie dał on swemu dziełu imienia. Imię określa bowiem tożsamość istoty nazwanej. Ponadto w wielu kulturach coś, co nie ma nazwy, nie istnieje. Jeśli zaakceptować taki punkt widzenia – Frankenstein nie uznaje istnienia tego czegoś.  

Scena, w której Victor ożywia swoje „dziecko”, jest przeciwieństwem sceny z Księgi Rodzaju. Tworząc świat i człowieka, Bóg wiedział, że to, co zrobił, było dobre. Frankenstein osiągnąwszy cel, dostrzega jedynie ohydę swego dzieła, porzuca je, ucieka. Jako (s)twórca jest kompletnie nieodpowiedzialny. Opuszczony przez „ojca” potwór nie jest jednak zły „z natury”, choć jego wygląd sprawia, że ludzie go odrzucają, utożsamiając brzydotę cielesną z  „brzydotą” duchową. Początkowo potwór jest jak biała karta, jak dziecko, które uczy się powoli wszystkiego. Jego postać może nawet wzbudzać wzruszenie czytelników. Przypomina ludzi, ciągle na nowo uczących się świata, w którym przyszło im żyć: zresztą postać monstrum jest interpretowana często jako alter ego Frankensteina. W końcu potwór prosi swego „ojca”, aby stworzył drugą, podobną do niego istotę, która by go nie odrzuciła. Kiedy Frankenstein odmawia, monstrum zaczyna zabijać jego bliskich, by pokazać mu, jak smakuje samotność. W ten sposób przejmuje nad nim władzę, stwierdzając: Ty jesteś moim twórcą, ale ja – twoim panem.

– Powieść ukazuje też obawy przed zagrożeniami płynącymi z naukowych eksperymentów, w których przekracza się pewne granice. A w czasach Mary Shelley przeprowadzano różne próby stwarzania życia. Wspomnijmy choćby Erasmusa Darwina, dziadka Charlesa, który zamknął w probówce kawałek makaronu i gdy zobaczył, że coś się w środku rusza, uznał, że być może właśnie nastąpiła spontaniczna kreacja życia – tłumaczy dr Anna Gemra. – Frankenstein to dojrzała powieść filozoficzna, w której autorka podejmuje polemikę z wieloma popularnymi wówczas ideami, przede wszystkim zaś ukazuje konsekwencje traktowania nauki jako nowej religii. Nauka ma zastąpić Boga, ma dać odpowiedź na wszystkie pytania – ale według autorki chyba nie daje.

W całej historii Mary Shelley nie ma bardziej dyskutowanego momentu z jej życia niż wieczór w Villa Diodati. Biografowie usiłują poznać tajemnicę inspiracji pisarki. Mary miała wtedy zaledwie 19 lat i tkwiła w trudnym, niestabilnym, ale pasjonującym związku.

– Być może widziała francuskie eksperymenty, podczas których odcięte głowy podłączano do prądu tak, że poruszały oczami czy ustami? – zastanawia się dr Anna Gemra. Wiele czasu spędzała z Johnem Polidorim, który podkochiwał się w młodej pisarce. Zainteresowany okropieństwami Polidori także wiele czytał i jako jedyny z towarzystwa mógł poznać historię sprzed dwóch wieków, która zdarzyła się w Ząbkowicach Śląskich, czyli Frankensteinie, i opowiedzieć ją Mary.

– W latach 80. XX w. szukałem informacji na temat pochodzenia nazwy naszej miejscowości – mówi Jerzy Organiściak. – Prawdopodobnie „przywieźli” ją ze sobą pierwsi osadnicy – założyciele miasta, pochodzący z Frankonii, z historycznej krainy nad środkowym Renem. Franz Toenniges, historyk i znany niemiecki grafik, przysłał mi wtedy kopię artykułu z Newe Zeyttung z 1606 r. Napisał go i opatrzył grafikami Jerzy Kress. Newe Zeyttung był dużym tygodnikiem wydawanym w Augsburgu. W numerze, który otrzymałem, znajdował się wstrząsający opis zdarzeń, do których doszło w naszym Frankenstei-nie. Potem informacje o tej przerażającej sprawie  ukazywały się z pewnością w różnych źródłach.